Pięć kocich sylwetek przedzierało się przez gęste trzcinowisko. Zżółknięte przez porę opadających liści szuwary, szumiały cicho poruszane przez wiatr. Ciemna woda, jeszcze nie dotknięta przez brzoskwiniowe promienie porannego słońca, chlupotała złowrogo, jak gdyby przestrzegając przechodzące w pobliżu zwierzęta, przed kryjącymi się w niej istotami.
Srocza Łapa wraz z kilkoma towarzyszkami zostały przydzielone do sprawdzenia dziwnego obiektu niedaleko ich terytorium, który ostatnio, podczas patrolu łowieckiego, zauważył Szyszkowa Łapa. Z jego doniesień wynikało również, że wokół dało się wyczuć nieznany mu dotąd zapach, dlatego też zdecydował się nie ryzykować i pozostać w bezpiecznej odległości. Zaniepokojony tą wiadomością Rudzikowy Śpiew, w porozumieniu z Trzcinową Sadzawką, jego zastępcą, postanowił posłać we wspomniane okolice kilka kotów, których zadaniem będzie lepiej zbadać to miejsce i wykluczyć możliwe zagrożenia.
Idąca na przedzie grupy szylkretowa kotka, skinieniem ogona dała znać, aby pozostali się zatrzymali.
– Wydaje mi się, że to tu – stwierdziła Astrowy Poranek, pokazując przed siebie.
Oczy wszystkich jednocześnie skierowały się we wskazanym kierunku. Między wystającymi, poszarzałymi korzeniami przybrzeżnego drzewa, widoczna była głęboka jama, częściowo przysłonięta przez opadłe liście i gałęzie. Niepodobna była do żadnych znanych Sroce nor, także jej umiejscowienie było dla kotki dość dziwaczne. Większość zwierząt mogących zamieszkiwać takie nory, umiejscawiało je w lesie, w jakimś suchym i zacisznym miejscu, nie tuż nad wodą, gdzie przy mocniejszych ulewach mogło ją bez trudu zalać.
Mimo braku charakterystycznego lisiego lub borsuczego odoru, wszystkie kotki zwiększyły swoją czujność, powoli sunąc się dalej.
– To nie jest nora borsuka, racja? – zapytała ściszonym głosem Pszczela Łapa, nerwowo przestępując z nogi na nogę.
– Nie, mysi móżdżku – prychnęła Astrowy Poranek, wywracając swoimi błękitnymi ślepiami – Gdyby mieszkał tu borsuk, już dawno by nas paliły nosy od jego smrodu. – wyjaśniła.
Daliowy Pąk w ciszy zbliżyła się do swojej uczennicy, delikatnie ocierając się bokiem o łaciaty boczek Sroczej. Kotka w odpowiedzi machnęła lekko ogonem, nie odganiając jednak swojej mentorki.
– Shh…! – syknęła niebieskooka wojowniczka, zastygając w bezruchu.
Srocza Łapa zastrzygła uszami, kiedy wśród trzcinowiska rozległ się niespodziewany chlupot niezmąconej dotąd wody. Na błyszczącej tafli pojawił się mały, brunatny łebek z dużym nosem. Z widocznym zaciekawieniem poruszył długimi, jasnymi wibrysami, węsząc po okolicy. Na szczęście dla kocic, wiatr wiał w ich kierunku, skutecznie maskując mogące je zdradzić zapachy. Brunatna główka podpłynęła spokojnie do nory, leniwie wychodząc na brzeg. Sroka aż zadrżała, kiedy ujrzała jak w całej swej okazałości wyglądał lokator tajemniczej jamy. Silne, umięśnione ciało, długości porównywalnej do większego lisa, osadzone na krótkich łapkach, pokryte brunatną okrywą i zakończone masywnym ogonem, idealnie przystosowanym do pływania. Sroka w całym swoim życiu nie widziała tak nietypowego stworzenia.
– Wydra – stwierdziła przewodniczka grupy, kładąc uszy po sobie. – Może stanowić dla nas dużą konkurencję w porze nagich drzew, gdzie zwierzyny i tak jest mało, a wodę pokrywa gruby lód.
Pszczela Łapa razem z Cedrową Łapą wymieniły między sobą spojrzenia, już obmyślając, co opowiedzą Makowemu Polu po powrocie do obozu.
– Musimy się jej pozbyć, nie możemy pozwolić sobie na kolejnego złodzieja na naszym terenie… – syknęła Daliowy Pąk, przypominając wszystkim o dwunożnym, również okradającym ich terytorium z ryb.
Woda znowu się poruszyła, tym razem mocniej, wywołując lekkie fale. Za dużą wydrą wyczłapała trójka mniejszych, radosnych wydrząt, przewracających się po mokrej ziemi i przygryzających sobie nawzajem swoje malutkie uszka.
– Klanie Gwiazdy… – wyrwało się z pyska Pszczelej Łapie.
– Problem jest większy niż się spodziewaliśmy – miauknęła z niezadowoleniem Daliowy Pąk, przysuwając się naprzód, do swojej starej mentorki.
– Lisie łajno… – zaklęła pod nosem Astrowy Poranek. – Jedna wydra to już problem, a cztery? Kto wie czy nie siedzi ich tam jeszcze więcej. Jak spustoszą wodę, to wyjdą na ląd i zaczną polować na pozostałą naszą zwierzynę. Ptaki, gryzonie, właściwie wszystko co uda się im złapać to zjedzą. – kotka z frustracją zaczęła machać ogonem, przy okazji trafiając prosto w oko Cedrowej Łapy, która wydała z siebie ciche syknięcie z bólu.
– Na jak dużą zwierzynę są w stanie polować…? – zapytała niespodziewanie Srocza Łapa, wpatrując się ze skupieniem w bawiące się młode wydry.
– Raczej nie większą niż średniej wielkości królik, zwykle większe są już wystarczająco duże oraz dojrzałe, by zdążyć przed nimi uciec, chociaż kto je tam wie – wyjaśniła pospiesznie Aster.
– Czyli kocięta…? – Sroka nawet nie musiała kończyć zdania, by wszyscy zrozumieli, do czego dążyła. Kątem oka dostrzegła, jak futro na grzbiecie jej mentorki staje dęba.
– Musimy coś z tym zrobić. Teraz – powiedziała zdecydowanie Daliowy Pąk, już stawiając pierwszy krok do przodu.
– Nie – zasyczała mentorka Cedrowej Łapy, stając na drodze byłej uczennicy.
– Czemu nie? Im szybciej się ich pozbędziemy, tym lepiej – odpowiedziała pomarańczowooka, rzucając starszej wyzywające spojrzenie.
– Bo tak zdecydowałam. Nie masz tutaj nic do gadania, Dalio – odwarknęła ze złością Astrowy Poranek. – Przestań w końcu zachowywać się jak świeżo mianowana uczennica. – dodała, celowo trafiając prosto w ego szylkretki.
W pomarańczowych oczach kotki błysnęły złowrogie płomyki.
– A kim ty jesteś, żeby mi rozkazywać? – prychnęła z pogardą Dalia – Już od wielu księżyców nie jesteś moją mentorką. Ba, teraz ja sama mam własną uczennicę. – zerknęła do tyłu by napotkać spojrzenie zielonych oczu Sroczej Łapy.
– Takiej mentorki to tylko współczuć! – wymruczała tortie, mrużąc złośliwie oczy.
Głosy obu kotek były coraz głośniejsze i bardziej jadowite. Trójka uczennic spojrzała po sobie, nie będąc pewnymi, czy jest sens interweniować.
– Musimy być ostrożne, bo inaczej wydry nas usłyszą… – szepnęła Pszczela Łapa, która jako pierwsza ośmieliła się przerwać sprzeczkę wojowniczek.
Obie kotki w tym samym momencie posłały jej identyczne lodowate spojrzenia, niezadowolone z wtrącenia się w ich dyskusję jakiejś smarkuli. Nie dało się zaprzeczyć, że obie były do siebie bardzo podobne.
– Powinnyśmy wracać do obozu i złożyć raport Rudzikowemu Śpiewowi. On jest naszym liderem i to on zdecyduje, co dalej z tym gniazdem, nie jakiś mysi móżdżek. – kotka zerknęła przelotnie na Daliową. – Zebrałyśmy wystarczająco dużo informacji. Wycofujemy się. – zarządziła, odwracając się do tyłu.
Kiedy kocice znalazły w wystarczającej odległości od siedliska wydr, rozmowom sióstr nie było końca. Mordki im się nie zamykały, nie robiąc sobie nic z uwag wojowniczki, przez co na pysku Astrowego Poranka rósł coraz większy grymas niezadowolenia.
Chłodny wiatr przywiał ze sobą zapach świeżej rosy i kilka wielobarwnych liści, które z lekkością opadły na pomarszczoną powierzchnię wody. Słońce wspięło się już na tyle wysoko, by móc odbijać swoje promienie w tafli. Szron zebrany na wysokich trzcinach powoli topniał, a pojedyncze kropelki co jakiś czas spadały komuś na nos. Srocza Łapa beznamiętnie wpatrywała się w swoje własne krzywe odbicie. Na tafli, tuż obok Sroki pojawiła się szylkretowa mordka z rudą plamą przebiegającą przez jej pysk.
– Świetnie dzisiaj wyglądam, nie uważasz? – zagadnęła figlarnie Daliowy Pąk.
Srocza Łapa przewróciła swoimi zielonymi oczami.
– Przecież ty zawsze świetnie wyglądasz – mruknęła, nie zwalniając ani na chwilę kroku.
Na pyszczku szylkretki od razu pojawił się uśmiech.
– Awh, Sroczka, ty to wiesz co mi powiedzieć! – wymruczała ciepło, szturchając przyjacielsko uczennicę w ramię.
Niestety, wojowniczka źle oceniła swoją siłę, wrzucając do wody nieszczęsną Sroczą Łapą, która zdążyła z siebie jedynie wydać pisk zaskoczenia. Pozostałe trzy kotki obróciły się zaalarmowane nagłym hałasem. Pszczelej Łapie nie udało się powstrzymać parsknięcia na widok całej przemoczonej i drżącej Sroki, która siedziała teraz po brzuch w wodzie. Ale ona przynajmniej próbowała się zachować, nie to co Daliowy Pąk, którą aż telepało ze śmiechu. Srocza Łapa odetchnęła ciężko, podnosząc się na łapy, by wrócić do współklanowiczy, którzy nie mieli zamiaru na nią dłużej czekać.
Opisane: rodzina wydr
[przyznano 10%]
uroczo <3
OdpowiedzUsuń