Szli przed siebie, nadal patrolując tereny klanu klifu, rudy kocur sprawiał wrażenie, jakby chwilę temu nic się nie stało. Jakby żaden z członków jego klanu nie zginął. Berberys trzymała się jednak trochę gorzej. Lisia Gwiazda zerkał na nią co chwilę kotem oka, gdyby to był inny kot, już dawno wydarłby mordę, że ma przestać beczeć i zmężnieć, jednakże jeśli chodziło o szylkretową kotkę był bardziej wyrozumiały. Mimo iż nie szło odgadnąć wyrazu jego pyska, to jednak po głębszej analizie można było zacząć przypuszczać, że zwyczajnie martwił się o córkę Rosomaka, jednakże czy było to prawdą? Tego nie wie nikt, bowiem lider nigdy by się nie przyznał, że kogoś mu szkoda.
- To wszystko przeze mnie - szepnęła, przystając w miejscu i wbijając pazury w ziemię. Kocur nastawił uszu, spoglądając z nieodgadnionym wyrazem pyska - Gdybym nie wspominała o kataklizmach, to wszystko by się nie wydarzyło! Sójcze Skrzydło nie straciłaby życia, podobnie jak Jodła czy Bodziszek! - westchnął, widząc, jak młoda wojowniczka zanosi się szlochem, łzy płynęły po jej policzkach, skapując ostatecznie na ziemię. Jakaś jego część chciała wydrzeć się na kotkę, by kazać jej przestać beczeć jak ostatnia idiotka, jednakże druga strona Lisa nie chciała. Po prostu nie chciała. Podszedł do płaczącej wojowniczki, po czym trącił ją pyskiem.
- Nie masz za się obwiniać, dobrze? To nie twoja wina - mruknął, starając się brzmieć chociaż trochę łagodnie, co jednak nie do końca mu wyszło - Wracajmy, dobrze? Potrzebujesz odpoczynku - i nie czekając na sprzeciw ze strony córki Gronostajowego Kroku ruszył w drogę powrotną do obozu. Patrol może poczekać, zaś Berberys musiała się oszczędzać, w końcu Lisia Gwiazda miał do niej porządne plany.
* * *
Najpierw śmierć Baraniego Łba, zniszczenie miejsca zgromadzeń i ponad połowy terenów całego klanu, potem kolejne omeny od gwiezdnych, które nawiedzały medyków - Sokole Skrzydło i Szybującą Mewę sprawiały, że rudy kocur nie potrafił zaznać spokoju. Szybko mianował Berberysową Bryzę na swoją nową zastępczynię, a jeszcze później bez najmniejszego zawahania rozkazał jej dobicie Zaskrońcowego Syku. Wszystko zaczęło mu się mieszać, z każdym kolejnym dniem miał wrażenie, że przestaje jakkolwiek funkcjonować. Nagłe napady gniewu, wyżywanie się na kamieniach czy też gałęziach, obsesja na punkcie Cyprysu, jego własnej córki... Do tego świadomość, że jego zastępczyni w wyniku osłabienia organizmu trafiła do leża medyka, ani trochę nie poprawiał stanu rudego kocura.
Wracał właśnie ze spotkania liderów, na które chcąc czy nie - musiał przybyć, inaczej Klan Gwiazdy, nie dałby mu spokoju w snach. A trzeba było przyznać, że pręgowany kocur miał dosyć tych wszystkich zdechlaków, które starały się go umoralniać. Trzeba było jednak przyznać, że nie wierzył w to, że muszą opuścić swoje ziemie i udać się w cholerę daleko, gdzie nawet nie wiedzą co ich czeka i czy czasem nie będą dogorywać pod stertą gnoju.
Wróciwszy do obozu pierwsze co zrobił, to wziął największą zdobycz, jaką udało mu się dorwać, pośród lichych stworzeń, po czym ruszył w stronę leża medyka, mając zamiar odwiedzić Berberys, która chyba z każdym dniem czuła się co raz to lepiej. Zatrzymał się jednak w półkroku, słysząc przechwałki Bluszczowego Poranka.
- Lisia Gwiazda? Zmiótłbym tą wyliniałą kupę kości jednym ruchem łapy! Ten wyrzygany pchlarz jeszcze wybrał kotkę na zastępczynię, tą słabą, kupę gno- kocur urwał, gdy poczuł na swoim grzbiecie i karku czyjś oddech.
- Oh, doprawdy? - zamruczał Lis, rozchylając pysk, z którego kapała krew, zaś źrenicami zwężonymi do granic możliwości wpatrywał się niebiesko-białego kocura - To może się zmierzymy, zapraszam - wysunął pazury, będąc gotowym złoić skórę temu kretynowi. Nie spodziewał się jednak, że pręgowany wojownik czmychnie czym prędzej w stronę wyjścia z obozu. Skrzywił pysk, po czym zabrał z ziemi wcześniej upuszczoną zwierzynę, po czym ruszył w stronę wcześniej wybranego celu.
- Jak się czujesz? - mruknął, siadając przed kotką, która na jego widok próbowała wstać - Leż, odpoczywaj - dodał zaraz, widząc jej reakcję, położył jej przed łapami piszczkę, czekając aż zacznie jeść - Musisz nabrać sił, jutro opuszczamy tereny - dodał zaraz i nie czekając na reakcję, wyszedł.
* * *
Tak, jak powiedział, tak też się stało, jeszcze wieczorem dnia poprzedniego ogłosił przeprowadzkę oraz mianował Poranną Łapę na ucznia medyka. Przynajmniej Płowy kocur do czegoś teraz się przyda, bo miał już prawie trzydzieści księżyców na karku i Lis rozważał egzekucję tej pokraki.
Co jakiś czas pod jego łapami kręciła się Żmija oraz Świst, Cyprys natomiast szła z wysoko uniesioną główką tuż u jego boku. Strzepnął uchem, widząc podchodzącą w stronę jego dzieci Berberys
- Lepiej się czujesz? - miauknął cicho, po czym ziewnął znużony.
< Berberys? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz