Poczuła, jak czyjaś łapa szturcha ją w bok. Czemu nie mogli jej dać spać! Obróciła się na drugi bok. To pewnie Koniczynek, znowu przeszkadza jej w śnie. W końcu nie wytrzymała i wstała, pusząc futerko.
— Koniczynku, czy ja mogę się wyspać?! — Brata jednak nigdzie nie było. Zobaczyła za to wojownika, który stał nad nią zasłonięty cieniem. Czyżby to Klan Gwiazdy przyszedł po nią, bo była niegrzeczna?! Skuliła się wystraszona.
— Ja nic nie zrobiłam, nie krzywdź mnie..! — Kot stojący nad nią ani drgnął. W końcu po chwili złapał ją w zęby, na co zaczęła się szarpać i piszczeć. Wyniósł ją przed wejścia do obozu i postawił. Kotka odwróciła się w jego stronę zła.
— Hej, czemu mnie porywasz?! — Brak odpowiedzi. — Halooo? Potrafisz może mówić?
Kocur jedynie odwrócił się, prowadząc ją w głąb lasu. Po chwili namysłu podążyła za nim, w końcu może pozna odpowiedzi na swoje pytania. Było ciemno, zimno… Nie podobało jej się to. W tym świetle już poza żłobkiem widziała go lepiej. Ba, nawet rozpoznawała. Kocur miał chyba na imię Kosaćcowa Grzywa, jeśli dobrze pamiętała. Nie odwiedzał za bardzo żłobka, jednak czasem przewinęło się w nim jego imię. W końcu kocur zatrzymał się, a ona weszła na jego łapę. Potrząsnęła łebkiem i spojrzała do góry, a ten… Jakby zniknął. Rozejrzała się w jedną, w drugą… Gdzie on był?!
— Hej, gdzie jesteś..? To nie jest zabawne! To nie pora na zabawę w chowanego! — Cóż, może to jej wina, że w ogóle za nim podążyła? Rozejrzała się raz jeszcze. Nie mógł się chować daleko… Podskoczyła do jednego krzaka… nic. Do drugiego, też nic! Po chwili poszukiwań i sprawdzaniu wszystkich krzaków usiadła na środku małej polanki i westchnęła zmęczona.
— Okej, poddaję się! Jejku, po prostu powiedz, czemu mnie tu przyprowadziłeś! — Brak odpowiedzi. Wstała, teraz już trochę wystraszona. — Kosaćcowa Grzywo...?
Ciemno, tak ciemno… Bała się. Została sama, bez nawet swojego braciszka… Och, ile dałaby, by teraz leżeć obok niego w posłaniu… Czy jego też ktoś tak porwał..? Nagle zdała sobie sprawę z tego, co się dzieje. No tak, test na ucznia! Miała zostać w lesie na noc! A wróci… Z rana...? Chyba tak, prawda..? Wstała, z determinacją patrząc na krzaki.
— Chwila, to wszystko to ten cały test na ucznia! Tak, przecież to jasne! Zaraz po mnie wrócisz, wrócimy do obozu, zostanę uczennicą… Koniczynek też zostanie! Będziemy polować, będzie super… — Spojrzała na ziemię. Czy aby na pewno? Teraz już trochę się bała… Czy kocur na pewno po nią wróci...? Z letargu wyrwał ją znajomy jej szum. Szum… wody. Och, jak ona go uwielbiała! Woda była dla niej tak przyjemna, czasem nawet taplała się w kałużach po deszczu, za co matka się na nią złościła. Ruszyła w stronę tak znajomego jej dźwięku. Był daleki, jednak… Tak bardzo ją do niego ciągnęło… Zrobiłaby wszystko, aby teraz się tam znaleźć! Jej małe łapki dostały kopa energii przez determinację, która kierowała kotką. Zaczęła sobie nucić pod nosem melodie kołysanek, które śpiewała jej i bratu Lodowa Sałata.
Choć droga ta daleka,
To na końcu czeka rzeka.
Są tam koty takie jak ty!
Co nawiedzają twoje sny.
Jeśli znajdę w końcu rzekę,
To z uśmiechem tam pośpieszę.
Pod nosem śpiewała, próbując dodać sobie otuchy. To nie tak, że nie była odważna! Choć jej brat twierdzi inaczej… Po prostu czasem dobrze jest sobie umilić czas. Podróż jednak wydawała się jej dłużyć. W dodatku z obu stron otaczały ją zapachy innych kotów, jednak nigdy ich nie poznała. Jak to możliwe? Jest więcej klanów takich, jak ten, który leży nad rzeką? Nagle poczuła, jak traci pod łapkami grunt, nie zdążyła jednak zareagować, gdyż zaczęła się staczać z górki, kończąc po chwili w paprotkach, w których było błoto. Chwila, błoto? Czy aby na pewno? Od razu wyskoczyła najeżona, sycząc.
— Fuj! To nie błoto! — Zaczęła strzepywać z siebie odchody dzika, w które wpadła. Skrzywiła nosek. Już nawet nie pachniała Klanem Wilka! Zdecydowała się ruszyć dalej, w końcu nie mogła zwlekać. Chciała zobaczyć rzekę! Ale jej łapki były już tak zmęczone… Gdy już zauważyła po długiej wyprawie swój cel, podreptała w jego stronę, jednak przed oczkami robiło jej się ciemno, pomimo tego, że słońce powoli wstawało. Finalnie wylądowała na trawie, patrząc na upragnioną przez siebie rzekę. Oj, jaka piękna… Oby jeszcze dane jej było ją zobaczyć…
<Och, wybawczyni..?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz