– Wiem Śnie, wiem. Żadne z nas nie będzie zdolne do skrzywdzenia bliźniego, poza tym Klan Gwiazd nie powinien na to pozwalać… – mruknęła, spoglądając na chwilę przed siebie na spokojną noc.
– Plan? W teorii moglibyśmy się odnaleźć, lecz mało prawdopodobne. Inną opcją jest, by któreś z nas było przy Gwiazdnicy, w końcu o nią się najbardziej martwimy oboje.
– Prawda… pomimo tego, że nie chcę jeszcze umierać, to jeszcze bardziej nie chce, by któraś z was odeszła.
– Wiem braciszku, dlatego musimy spróbować jakoś się oddalić od wojownika, który będzie nas odprowadzać do lasu, by się nią zaopiekować.
Kotka wtedy jeszcze nie wiedziała, że ten plan i tak nie zostanie zrealizowany, ponieważ Prążkowana Kita ją powstrzyma, a jej rodzeństwo będzie mieć spokojną noc w porównaniu do niej.
***
Po mianowaniu na uczniów
Pora Nagich Drzew na razie nie przyniosła ze sobą śnieżnej pokrywy, na którą wyczekiwała Zaćmiona Łapa – choć to może lepiej z racji jej rudej szaty, która by jeszcze bardziej się wybijała na skrzącej bieli. Jakby tak pomyśleć to każda maść miała swoje plusy i minusy zależne od pogody, lecz kotka miała wrażenie, że ona chyba trafiła najgorzej, nie potrafiąc sobie wyobrazić, by w jakiejkolwiek porze roku miała łatwiej.
“W sumie to w czasie Pory Opadających Liści mam minimalne szanse” – skorygowała się w myślach, przywołując w pamięci obraz liści w ciepłych kolorach, które pod wpływem wiatru oddzielały się od gałęzi, pozostawiając po sobie puste miejsce, by opaść na ziemię w tańcu, który prowadził zefir. Teraz jednak zamiast tego kolorowego i urzekającego widoku panowała szarość w towarzystwie częstych opadów, które nie przykrywały lasu, lecz tworzyły podmokły teren, utrudniający polowania, treningi i jakiekolwiek marsze. To właśnie przy takiej pogodzie przybrane dzieci Brukselkowej Zadry zostały uczniami, szkoląc się na wojowników i otrzymując odpowiednich mentorów. Według rudej najlepiej trafiło się jej bratu, którego mentorką była Wrotyczowa Szrama – przynajmniej ją znał, nie to, co Horyzont z Piołunowym Dymem lub Gwiazdnica z Jaskółczym Zielem. Do tego najstarsza dostała kompletnie nowe imię, ponieważ otrzymała miano Zaćmionej Łapy, co nie pasowało do niej kompletnie, jednak czuła, że Nikły Gwiazda specjalnie jej to zrobił w ramach pogardy ją i rodzeństwem oraz tym, kim była – była zwykłą znajdką spoza klanu, do tego niewpisującą się w pewne standardy Wilczaków, była zbyt radosna, pełna energii i nadziei jak na klan.
Nienawiść do lidera za każdym razem rosła, gdy ktoś zwracał się do niej znienawidzonym imieniem – przy pierwszej okazji każdemu z najbliższych powiedziała, by nadal posługiwali się jej kocięcym imieniem. Wisienką na przysłowiowym torcie był mentor, Piołunowy Dym, do którego nie miała żadnych uprzedzeń, lecz uważała, że kocur nie nadaje się na jej mentora – miała wrażenie, że ten nie potrafi się zbytnio odnaleźć w nowej roli, którą otrzymał od Nikłej Gwiazdy. Jednak Horyzont nie mogła nic z tym zrobić, dlatego milczała, trzymając język za zębami, które zaciskała aż do bólu. Do tego coraz częściej dopadały ją wątpliwości czy droga wojownika jest tą, którą powinna podążać i czy została jej wyznacza przez przodków. Pomimo dużej siły i wytrzymałości już w tak młodym wieku, czuła, że chce inaczej pomagać pobratymcom – zioła były czymś niezwykłym dla niej, sama natura dała im możliwość leczenia się z różnych chorób, była ciekawa tego wszystkiego – jednak ta możliwość była zarezerwowana jedynie dla kotów, do których ona się nie zaliczała.
Wczoraj wieczorem Piołunowy Dym odnalazł ją przy legowisku uczniów, gdzie dzieliła się językiem z rodzeństwem. Ich spokojne pogaduchy zostały przerwane przez wojownika tylko po to, by przekazać podopiecznej, że następnego dnia przed południem mają odbyć wspólny trening z Senną Łapą oraz Wrotyczową Szramą. Kotka jedynie kiwnęła głową, a kiedy kocur się odwrócił, to przewróciła oczami – od dnia mianowania była zdecydowanie w nie humorze, gdy znajdowała się towarzystwie mentora. Senna Łapa, widząc jej reakcje, przejechał językiem po jej barku z pokrzepiającym spojrzeniem, na co odpowiedziała lekkim uśmiechem, by następnie wrócić do wspólnej rozmowy. Nie chciała, aby ich relacja wygląda tak, jak Kruczego Pióra, Pustułkowego Szpona oraz Warczącej Łapy – można było zauważyć, że między czekoladowym a dymnym jest wyczuwalne napięcie, nie rozmawiali ze sobą, a co dopiero ze swoim bratem, który jedyny z nich był jeszcze uczniem. Horyzont nigdy na to nie pozwoli.
Kiedy kłujący chłód zaczął być nieznośny, przenieśli się do legowiska uczniów. Cały czas trzymali się razem, dlatego ich posłania z mchu były bardzo blisko siebie niemal tworząc jedność niczym samo rodzeństwo. Słońce już niemal zniknęło całkowicie za linią drzew, a cała trójka ciągle beztrosko rozmawiała, mając ciągle temat do rozmów. W końcu, kiedy szylkretka zaczęła ziewać i walczyć z sennością, Horyzont uśmiechnęła się lekko, by zacząć nucić jakąś spokojną melodię. Pierwszy raz coś takiego robiła, dlatego niemal od razu zdziwienie wymalowało się na pysku czarnego kocura, na co starsza jedynie posłała mu spojrzenie “Później ci powiem”, a Sen kiwnął głową w odpowiedzi, nie chcąc zakłócać melodii, która usypiała Gwiazdnice.
– Kolejne twoje nowe zainteresowanie? – spytał cicho, gdy ich młodsza siostra oddała się w objęcia snu.
– Można tak powiedzieć – zaczęła ciut speszona. – Ostatnio podczas wizyty u Kwitnącego Kalafioru zaczęłam nucić, gdy zmieniałam mech i szukałam w jej sierści kleszczy. W pewnym momencie powiedziała, że to bardzo ładna melodia, jednak ja nie wiedziałam, o czym mówiła. Jak się okazało, robiłam to nieświadomie – wyjaśniła, spoglądając na śpiącą szylkretkę.
– Popieram jej zdanie, to było bardzo ładne, choć też niespodziewane. Jednak nie ma się zbytnio, co dziwi, masz dużą gamę zainteresowań.
– Która ciągle się powiększa.
– Prawda. – Na dłuższą chwilę zapanowała między nimi cisza, zakłócana jedynie szumem wiatru i spokojnymi oddechami innych uczniów. – Czy te wszystkie testy naprawdę są konieczne? – wyszeptał niemal niesłyszalnie.
– Oczywiście, że nie. Podobno w innych klanach nie ma czegoś takiego, tylko u nas.
Jeszcze jakiś czas po cichu rozmawiali z obawą, że ktoś niepożądany może usłyszeć ich słowa. Zaćmiona Łapa przez to czasem nie skupiała się na słowach brata, nasłuchując z uważnością otoczenia, w którego mroku mogło czaić się potencjalne zagrożenie. W końcu czując senność, postanowili dołączyć do Gwiazdnicy, która przez ten czas spokojnie spała obok nich.
***
Z samego rana szylkretka obudziła się jako pierwsza. Horyzont słysząc ruch obok siebie, zastrzygła rozciętym uchem, by następnie ledwo obudzona otworzyć oczy i przenieść wzrok na siostrę, którą już świerzbiły łapy. Na to ruda jedynie przeciągle ziewnęła, odganiając powoli sen.
– Już nie śpisz? – spytała lekko zachrypłym głosem, na co odchrząknęła.
– Wybacz, nie chciałam cię obudzić – odpowiedziała cicho Gwiazdnica, obserwując, jak ich brat obraca się na drugi bok.
– Nic się nie stało i tak muszę coś załatwić, nim będę mieć trening wspólny.
– Widać, że ci w niesmak Piołunowy Dym – oznajmiła niespodziewanie młodsza.
– Aż tak to widać…? – mruknęła, próbując zasłonić się grzywką, która zaczęła rosnąć w zastraszającym tempie, podobnie jak ona sama.
– Aż z daleka.
– Ech… jeszcze to imię… Jakby nie wystarczyła mi walka z kuną.
– Szczerze to ja bym zrobił na przekór Nikłej Gwieździe i z dumą nosiła imię. Widać było, że ma coś do nas od samego początku i pokazuje to na tobie, wiedząc, że z tobą byłoby najtrudniej. Sama walka z kuną w tak młodym wieku jest tego dowodem. – Nagle do rozmowy dołączył się czarny kocur, który swoją wypowiedź zakończył przeciągłym ziewnięciem.
– I co podsłuchujesz?! – prychnęła ruda nieco uniesionym głosem, by następnie zdzielić brata w głowę.
– Aj! – syknął, rozmasowując łapą miejsce, w które oberwał, a w tym czasie Gwiazdnica cicho chichotała pod nosem. – Tak bić brata?
– Jak zasługuje to owszem – zażartowała z zaczepnym uśmiechem.
– Odwdzięczę się.
– Taką mam nadzieję, choć raczej ci się nie uda.
Widać było, że to rodzeństwo, które lubi sobie dogryzać, ale jednocześnie wspiera i kocha siebie nawzajem, nie robiąc konfliktu z byle powodu. Pogadali jeszcze chwila, nim inni uczniowie nie zaczęli się budzić – Gwiazdnica wybyła, mówiąc, że Jaskółcze Ziele bierze ją na patrol graniczny z innymi. Jak na razie to Zaćmiona Łapa w porównaniu do rodzeństwa poznała jedynie tereny klanu oraz zdążyła odbyć jakieś tam treningi z Piołunowym Dymem, jednak to wszystko wyobrażała sobie inaczej.
Ruda wyszła z legowiska, wcześniej przeciągając się na posłaniu i otrzepując z luźnego mchu, który uczepił się jej sierści. Nie czując deszczu na sobie, uniosła głowę ku niebu, które przysłaniały szare chmury, na co cicho westchnęła, chcąc, by Pora Nagich Drzew już minęła. Miała wrażenie, że w ostatnich dniach pogoda odzwierciedlała jej samopoczucie, spowodowane decyzją Nikłej Gwiazdy. Czy naprawdę aż tak kocur nienawidził ich z powodu inności, że musiał ingerować w jej imię? Choć podobno lider nienawidził wszystkich po równo, jednak to tylko pogłoski między niektórymi kotami, które głośno nie powiedzą, że nie pałają jakąś sympatią, co do Nikłego.
Pogrążona w myślach powędrowała do stosu zwierzyny z nawyku, chcąc zjeść śniadanie, lecz w połowie drogi zatrzymała się. Przecież już nie była kociakiem, którego trzeba było wykarmić, by przetrwał samotną noc. Miała to już za sobą i jako uczeń powinna najpierw spróbować coś upolować, a dopiero potem częstować się czymś niewielkim. Chciała zawrócić, jednak przypomniała jej się pewna sprawa – zamiast skierować się do legowiska uczniów, udała się do tego medyka, gdzie sypiali także asystenci. Zaćmiona Łapa miała pewną sprawę do Jarzębinowego Żaru, chcąc z nią porozmawiać na osobności, a ledwo obudzony obóz był nawet odpowiednim moment.
– Jarzębinowy Żarze? – spytała, stojąc u wejścia. Miała nadzieję, że nie wybudzi Cisowego Tchnienia lub Roztargnienego Koperka ze snu. Wolała uniknąć możliwych pytań o sprawę do kotki.
– Coś się stało Zaćmiona Łapo? – Po chwili z legowiska wyłoniła się asystentka medyka, do której uczennica miała sprawę. Ruda mimowolnie zaciągnęła się zapachem szylkretki, jak zwykle wyczuwalna woń różnych ziół i roślin, który tak przyciągał młodszą.
– Nie nie, jednak mam pewną sprawę do ciebie… – zaczęła i nerwowo poprawiła grzywkę. Bała się reakcji kotki na jej pytanie.
– Mów śmiało, nie gryzę.
– Czybyłabyszansaabyśmnieuczyłaziół…? – wymamrotała cicho, przez co pytanie zlało się w jedną niezrozumiałą wypowiedź.
– Zaćmiona Łapo, jak mamroczesz do siebie pod nosem, to nie usłyszę, o co chodzi.
– Czy byłaby szansa, abyś mnie uczyła ziół…? – powtórzyła tym razem nieco głośniej, a Jarzębinowy Żar w końcu usłyszała słowa rudej. Ta spojrzała na starszą, która widocznie była zaskoczona i zdziwiona.
– Dobrze – odpowiedziała, zgadzając się, co widocznie ucieszyło młodszą. – Ale jak nie będziesz się starać, to zakończysz naukę. – Na to Zaćmiona Łapa lekko się spięła, jednak wyczuła nutę żartu w dalszej wypowiedzi, utwierdziło ją w tym, gdy szylkretka położyła jej ogon na grzbiecie, a na jej pysku był widoczny uśmiech.
– Dziękuję Jarzębinowy Żarze! – podziękowała radośnie i chciała się otrzeć o kotkę, jednak ta postanowiła postąpić inaczej. Dotknęła się nosem z rudą tak, jak zwykle to ma miejsce przy oficjalnym mianowaniu.
– Zmykaj Zaćmiona Łapo, przyjdź wieczorem, gdy tylko Piołunowy Dym podzieli się planami na jutro. Znajdziemy odpowiedni moment w ciągu dnia, by rozpocząć twoją naukę.
– Dobrze i jeszcze raz dziękuję – powiedziała i rozpromieniona udała się w stronę legowiska uczniów. W tym czasie asystentka medyka odprowadziła ją wzrokiem z lekkim uśmiechem.
Horyzont weszła, a raczej wpadła do legowiska niczym burza, chcąc się podzielić dobrą nowiną z bratem, który powinien jeszcze korzystać z chwili, nim zostaną zabrani na trening – Piołunowy Dym nie określił dokładnej pory dnia, oprócz tego, że miało to być przed południem, także mogło to nastąpić w każdej chwili od obudzenia się kocura oraz Wrotyczowej Szramy.
– Senna Łapo! – zawołała, znajdując się obok brata i natarczywie szturchając go łapą.
– Horyzont… daj spać – mruknął, obracając się plecami do niej.
– Ale ja mam ważne wieści! Musisz mnie wysłuchać, inaczej nie wytrzymam!
– Ech, no dobrze dobrze – westchnął leniwie, podnosząc się do siadu i zaspanymi oczami, patrząc na rozemocjonowaną siostrę.
– Pamiętasz, jak mówiłam, że mam wątpliwości co do szkolenia się na wojownika?
– No było coś.
– No to była u Jarzębinowego Żaru z pytaniem, czy mogłaby mnie uczyć!
– I? – ponaglił, zdając sobie sprawę, że ruda specjalnie zrobiła pauzę pełną napięcia, ale tego pozytywnego.
– Zgodziła się!
– A co na to Nikła Gwiazda? – I tak oto radość Horyzontu długo nie trwała, gdyż Senna Łapa ściągnął ją na ziemię.
– Na razie nic nie wie i niech tak zostanie.
– Będziecie to ukrywać?!
– Tak, w końcu medykiem mogą zostać tylko pewne koty, a ja się nie zaliczam, jednak mnie to nie zatrzyma! – odpowiedziała hardo, nie mając zamiaru zmieniać zdania. Czuła, że znajomość ziół w jakimś stopniu była jej od dawna pisana i przeznaczona, a Klan Gwiazd będzie ją w tej drodze wspierać. Już się nie mogła doczekać pierwszych treningów z Jarzębinowym Żarem.
Pogadali jeszcze jakiś czas, dopóki u wejścia nie zjawił się Piołunowy Dym, który ruchem ogona dał znać, by łaskawie ruszyli swoje cztery litery na trening. Zaćmiona Łapa wstała z posłania, przewracając oczami, na co Senna Łapa szturchną ją barkiem z uśmiechem. Cicho westchnęła, wiedząc, o co chodzi – odwzajemniła uśmiech i ramię w ramię wyszli z legowiska na polane, gdzie czekała już na nich dwójka mentorów. Widać było po nich lekkie niezadowolenie, że to oni musieli czekać, na co ruda prychnęła w myślach – w końcu to Piołunowy Dym nie był wczoraj konkretny przy informaniu, o której dzisiejszy trening.
Jak pierwsi wyszli wojownicy, rozmawiając między sobą, choć nie wyglądało to na normalną wymianę zdań, a raczej ustalanie planu na wspólny trening.
“Serio? W drodze będą myśleć o tym?” – syknęła w myślach, nie mogąc uwierzyć w swojego mentora. Wątpiła, by Wrotyczowa Szrama to wymyśliła – wręcz na pierwszy rzut oka było widać, że to kocur inicjował wszystko, co jedynie utwierdziło Zaćmioną Łapę w tym, jakie miała zdanie o swoim mentorze. Była pogrążona we własnych myślach, dopóki brat jej nie zagadał.
– Jak myślisz, co dziś będziemy robić? – spytał.
– Nie wiem, podobno każdy musi opanować wspinaczkę na drzewa i nawigację w tunelach. Niektórzy też walczą ze sobą, w sensie uczeń z uczniem.
– Walczą… przecież…
– Wiem, jednak tu raczej chodzi o opanowanie walki z równym sobie oraz mentalne przygotowanie na test wojownika – rozmyślała na głos, uważnie stąpając, ponieważ ostatnie dni były dość deszczowe i często czuła grząski grunt pod łapami. Już wiedziała oczyma wyobraźni jak jej ruda sierści na łapach i trochę na brzuchu jest ubrudzona błotem. A tak czekała na śnieg, to nie, pogoda postanowiła się zbuntować i przedłużyć Porę Opadających Liści.
– Coś w tym jest, jednak nie byłoby to tak potrzebne, gdyby tego testu nie było…
– Prawda – przyznała, spoglądając na w większości nagie drzewa, pozbawione liści tworzące korony podczas innych pór. Obecnie do niedawna kolorowe liście teraz znajdowały się pod ich łapami udeptane i rozłożone, kończąc swój żywot na tym świecie, co każdego w końcu kiedyś czeka prędzej czy później. Zaćmiona Łapa czasem sobie o tym przypominała i korzystała z każdego dnia jak najlepiej, lecz po mianowaniu na ucznia to różnie z tym bywało – najczęściej po prostu cieszyła się daną chwilą z rodzeństwem lub bliskimi kotami jak Brukselkowa Zadra czy Wrotyczowa Szrama, choć to wszystko łatwo burzyła już sama obecność Piołunowego Dymu.
Niedługo później dotarli do Czarnych Gniazd – terenów zdobytych parę księżyców temu przez Klan Wilka, dawniej należały do przegranego Klanu Klifu, którego zapach się jeszcze tutaj unosił minimalnie. Jakichkolwiek śladów wojny już nie było, żadnej posoki, krwi, czy ciał. Zapewne dzikie zwierzęta się skusiły na kocie mięso lub Klifiacy zabrali ze sobą zmarłych pobratymców.
– A więc dzisiaj w planach jest walka między wami, jednak nim to nadejdzie, to poćwiczycie z pomocą czarnych gniazda. – Na końcu przemówienia kocura, ten wskazał ogonem na owe gniazda. Zaćmiona Łapa nie była przekonana, lecz po chwili wizualizacja Wrotyczowej Szramy rozwiała jej wątpliwości.
“W sumie nie wygląda to źle” – przeszło jej przez myśl, gdy kotka ponownie znalazła się u boku wojownika. Ich zadania polegały na poćwiczeniu sprawności, poprzez przeskakiwania gniazd lub z jednego na drugie. Do tego czekał ich slalom między nimi, by poćwiczyć zwinność oraz stabilność na trudnym podłożu. Dla Horyzontu miało to łapy i ogon, dlatego jako pierwsza podeszła bliżej gniazd, przygotowując się na wysiłek.
<Senna Łapo, teraz to dopiero nam zorganizowali rozrywkę>
[2530 słów] - trening wojownika
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz