— Skądże mamo! — szybko zaprzeczył. Nie chciał jej zawodzić, chociaż wiedział, że wstydzić się musiał cały czas. Był w końcu gorszy od wszystkich tu obecnych w klanie i to zaakceptował. Jednak sprawa miała się inaczej, gdy ktoś mu bliski przez to cierpiał. Nie wiedział w jaki sposób mógł pokazać kocicy, że nie musiała się o to martwić. Robił wszystko, by nie została skalana złym słowem z jego powodu.
Ruszył za wojowniczką, która jako pierwsza opuściła obóz. Cieszył się, że Zajęcza Troska postanowiła wybrać się z nim na polowanie. Dzięki temu mógł zaprezentować jej swoje umiejętności, które szlifował pod okiem swojej mentorki. W sumie... był to najdziwniejszy trening jaki przeżył, ale najwidoczniej musiał go przejść z uwagi na to, że nie był czarno-biały. Dostał po prostu gorsze szkolenie, ale i tak zamierzał pochwalić się matce tym co potrafił, nawet jeśli ta zacznie go z tego powodu krytykować.
***
Nadeszła Pora Opadających Liści a z nią problemy. Czy to przez jedzenie? A może przyczyna leżała w nim samym? Nie miał pojęcia. Trafił jednak do medyka z okropnymi wymiotami. Lecz nie z tego powodu czuł się okropnie... Jego mama też źle się czuła. Bolał ją brzuch i jedyne co mógł stwierdzić to, to, że ją zaraził. Był takim okropnym synem! Jak zawsze musiał za blisko niej spać! Nie potrafił jednak powstrzymać się przed chęcią spojrzenia na jej pysk chociaż raz, aby ujrzeć na nim wstręt do jego osoby. To nieco poprawiało mu dzień.
Teraz jednak tego żałował. Przez swoje egoistyczne zachcianki, skończyli w jednym miejscu, a biedny Topik krzątał się to przy nim, to przy Zajęczej Trosce. Czuć było napięcie w powietrzu. Czy mama wybuchnie? Skrzyczy go za to co się stało?
Obserwował jak wojowniczka przyjmuje niechętnie leki od jedynego medyka obecnego aktualnie w legowisku. Nie miał pojęcia gdzie była Strzyżykowy Promyk, ale jak nic powinna obsługiwać jego matkę. Wiedział, że dostanie ziół od czekoladowego kocura spowoduje wyrzuty, które przeniesie na niego.
— Zjedz to, powinno być lepiej — zwrócił się do niego przyjaciel, który także do niego podszedł i podłożył mu pod pysk jakieś roślinki.
Zjadł je raz dwa, nie potrafiąc spojrzeć matce w oczy, czy wypowiedzieć choćby słowo. Może powinien ją przeprosić? Tak... Pewnie na to liczyła.
Zebrał się do tego dopiero wtedy, gdy Topikowa Głębina odszedł od niego i zniknął w składziku. Wolał, aby nie słyszał jak kocica zacznie się na niego drzeć.
— Przepraszam mamo, że cię zaraziłem. Zrobię wszystko, aby ci to odpłacić — miauknął w jej kierunku, skruszonym głosem.
<Mamo?>
Wyleczeni: Cuchnący Śledź, Zajęcza Troska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz