— Może się myli — odpowiedziała po chwili. — Może kłamie, chce nas nastraszyć… Nie wiem.
Blask zamruczał, przytakując jej. Usłyszała, jak podnosi się na łapy, odwracając w kierunku wyjścia.
— Miejmy nadzieję, że nie ma racji.
***
— No cóż, liczmy, że Klan Gwiazdy będzie dziś po naszej stronie.
Z każdym uderzeniem serca przekonywała się, że tak nie było. Pazury wilczaka były ostre, kły również, wgryzając się w jej gardło. Czuła krew spływającą po jej pysku, jej ciepłe strużki na piersi i boku. Nic nie szło tak, jak by przewidywała. Ruchy kocura były raczej nieskoordynowane, co mogłaby wykorzystać, gdyby nie fakt, że nie była na to przygotowana. Nie miała walczyć, nie z taką myślą tu przyszła. Wypierała się tego do ostatniej chwili, do momentu, w którym otrząsnęła się z szoku i uświadomiła, w jak okropnej pozycji się znalazła.
Szarpnęła, jednak mocno zacisnięte szczęki przeciwnika jedynie przyprawiły jej więcej bólu. Osunęła się na ziemię. Jej pazury desperacko uczepiły się ciemnego futra, odciągając jego uwagę od jej gardła; wilczak nie pozostawał jej dłużny, tym razem miażdżąc jej tylną łapę żółtawymi zębami. Zakręciło jej się w głowie. Odgłosy walki szumiały jej w uszach, mieszając z własnymi krzykami. Jego pysk pozostwał obojętny, ale mogła dojrzeć okropną, zadowoloną iskierkę w jego oczach, gdy dopadł do jej gardła po raz ostatni.
***
Była zła. Zła na siebie, na zapchlone wilczaki, na zmarłą już Liściastą Gwiazdę.
Utrata tego, na co pracowała jako uczennica, była jej najgorszym koszmarem. W przeciągu jednego popołudnia straciła część swojej samodzielności, umiejętności i siły.
Nie chciała robić z tego żadnego problemu. Nie chciała zwracać na to niepotrzebnej uwagi, nie chciała, aby jej współczuli i patrzyli jak na słabszą.
Przystosowanie się do utraty oka nie sprawiało jej większych problemów; brak tylnej łapy był jednak już czymś gorszym. Z nienawiścią wpatrywała się w zabliźniony kikut, który po niej pozostał, życząc klanowi Wilka wszystkiego najgorszego. Znosiła cackanie medyczek, przynoszenie posiłków przez bliskich i ich miłe słówka, ale brak samodzielności ją dobijał.
Z tejże racji chciała jak najszybciej wstać na te trzy łapy, które jej pozostały, i wrócić do normalności. Gdy tylko ból stawał się na tyle znośny, że mogła się poruszać, nie można było jej utrzymać w legowisku. Zaczęło się od prostych ćwiczeń pod czujnym okiem Wiecznego Zaćmienia. Rozciągnie i uczenie się na nowo, jak utrzymać równowagę, co uważała za strasznie żenujące. Czuła się jak kociak potykający się o płaską powierzchnię.
Uparcie opuszczała legowisko, aż do skutku. Po jakimś czasie przemieszczanie się po obozie szło jej już sprawnie, ignorując momenty, w których musiała przystanąć i złapać oddech. Oddech, który nie był taki jak wcześniej, podobnie jak jej głos.
Nie poprzestała jednak na spacerach po wnętrzu jaskini.
Cienka warstwa śniegu skrzypiała pod jej łapami, a śnieżynki opadały na grzbiet. Zastrzygła uszami.
Obejrzała się przez lewe ramię, spoglądając na Blaska. Jako, że ojciec nalegał, aby nie wychodziła jeszcze sama (bo jeszcze osłabnie, albo wpadnie w jakąś dziurę, albo kogoś spotka…), ciągała brata ze sobą wszędzie. Rudy cierpliwie znosił jej towarzystwo, obserwując, jak zamęcza się, chodząc w kółko.
— Ściemnia się — oznajmił, podnosząc spojrzenie na niebo.
Odwróciła wzrok i wydęła dolną wargę.
— Jeszcze… Mamy czas — wychrypiała, uparcie ruszając dalej, w kierunku złotych kłosów. Nie miała zamiaru długo się tam kręcić; jej brat miał rację, ale parę chwil nie zaszkodzi.
Syknęła, gdy jej łapa omsknęła się o jakiś kamień. Niezgrabnie upadła w bok, smagając ogonem po ziemi.
— Nie przemęczaj się — miauknął Blask, trzymając się parę kroków za nią. Cmoknęła niezadowolona i otrzepała sierść ze śniegu, unosząc wyżej podbródek.
— Nie przemęczam się — mruknęła, odwracając się. Spojrzała na brata przymrużonym okiem. — Wiem… Na co mnie stać.
Brwi wojownika zmarszczyły się. Wręcz widziała słowa cisnące się mu na język.
Jej ogon mimowolnie przycisnął się do prawego biodra.
— Na… Naprawdę. Szybko się męczę… To fakt, a- ale daję radę. Nadal jestem wojowniczką — wymamrotała, nie będąc w stanie podnieść głosu.
<Blasku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz