Kiedyś
Nawet jeśli na pierwszy rzut oka było to oczywiste, kocur nie wyczuł wymuszonego entuzjazmu, ponieważ jego myśli krążyły teraz głównie wokół kotki. Szum wiatru spokojnie nucił pieśń nad ich głowami, przypominając o sobie. Pokiwał głową nieśmiało, czując, że robi mu się cieplej na sercu. Gdyby był łysy, prawdopodobnie kolorem przypominałby buraka albo dojrzałego pomidorka. Pokręcił głową. Prawda. Kto by się nie ucieszył? W końcu postarał się, dodatkowo był to jego pierwszy kiedykolwiek upolowany krab! To czyniło go nawet bardziej wyjątkowym. W smaku z pewnością był prześwietny, ponadto kto ich nie lubił? Wyrwany z dalszych zamyśleń, usłyszawszy pytanie brata, zastanowił się na moment, pozwalając sobie nie odpowiadać od razu.
— Nie jestem pewien, pomyślałem, że może dzięki temu spojrzy na mnie bardziej przychylnie i będę mieć większe szanse na to, by ją lepiej poznać, nie musząc się nadto zamartwiać — wymruczał, poruszając wąsami nieśmiało. W jego głowie, jeśli zrobiłby na niej pierwsze dobre wrażenie, to nie traktowałaby go wrogo. Króliczek był zaniepokojony, dlaczego? — Nie, chyba nie, nie pamiętam aż tak dobrze… — wyjawił, nie mogąc sobie przypomnieć, czy ktoś jeszcze był wtedy w legowisku. Nie rozglądał się wtedy chyba aż tak dużo, jak mogłoby się wydawać. — Miałeś ochotę na kraba? W takim razie, czy nadal masz? Może mógłbym jakiegoś dla ciebie znaleźć, przepraszam, Króliczku… — powiedział, ze zmartwieniem spoglądając na brata. W ogóle o nim wtedy nie pomyślał, co do niego nie pasowało. Cisza, jaka zapanowała była… nieprzyjemna.
***
Trójoki Zając stał przy wyjściu z obozu, wyglądając za bratem. Dzisiaj jego głównym zajęciem, oczywiście oprócz polowania i krótkiego spaceru było czekanie na Króliczka. Zielonookiego zmartwiło to, że długo nie wracał. Czy coś mu się stało? Ostatnio wychodził z obozu, jednak kocur traktował to jako sposób na radzenie sobie z żałobą po stracie Gasnącego Promyka, a także wielu innych kotów w związku z wojną, która miała miejsce. Każdy radził sobie inaczej z żałobą, więc to raczej nie byłoby coś niezwykle dziwnego… Mięśnie miał napięte, zupełnie tak, jakby lada moment pręgus miał wyłonić się przez zarośnięte wejście, zachowując się jak gdyby nigdy nic. Coś podpowiadało mu, by wyjść i kawałek się przejść. Potrzebował coś zrobić z łapami, nie mógł tak bezczynnie stać. Szukał wzrokiem Kukułki, jednak nie dojrzał jej nigdzie. Prawdopodobnie odpoczywała w jamie albo sama była na spacerze. Westchnął cicho, wychodząc z obozu.
Wiatr omiótł jego pysk, poruszając wąsami w różne strony. Czuł, jak podmuchy liżą mu futro pod włos, zupełnie tak, jakby dopiero wyszedł z wody. Chłodny zefir nie był przyjemny, ile zielonooki by dał, by mieć choć trochę dłuższe futro. Łapy zatrzęsły mu się z chłodu. Postawił uszy czujnie, usłyszawszy cichutki szelest krzewów. Może to była zwierzyna? Chociaż nic takiego nie napłynęło mu do nosa. Co jednak się pojawiło – Króliczek wyjrzał zza gałązek, rozchylając je niedbale. Wyglądał inaczej, niezwykle radośnie. Zupełnie tak, jakby moment temu był na niezwykle udanym spotkaniu. Albo wracał z prześwietnego polowania, ale bez zwierzyny.
— Króliczku! Szukałem cię, gdzie ty byłeś? — zapytał z troską w głosie, posyłając w niepamięć ich wcześniejsze przykre interakcje, które dla wielu mogłyby być powodem do tego, by się nie odzywać do bliskiego kota. Patrzył na niego uważnie, nie potrafiąc pojąć, co wywołało u niego tak niezwykły humor.
— Zajączku, proszę, chodź ze mną. Muszę ci coś powiedzieć! — miauknął energicznie, jakby natchnięto go energią z lat kocięcych. Był cały w skowronkach. Czyżby poznał jakąś nową kotkę…?
— No… w porządku, prowadź — miauknął Zając, nie będąc pewien, gdzie zamierzał zaprowadzić go brat. Liczył na to, że jeśli z nim pójdzie, to dowie się nieco więcej, dlaczego go tak długo nie było. Może nie powinien do tego podchodzić tak krytycznie? W końcu Króliczek pewnie chciał spędzić z nim po prostu trochę więcej czasu. Od paru księżyców oddalali się od siebie regularnie, a to wszystko przez to, że… Zajączek się zakochał w jednej z klifiaczek. Jego uczucie do niej nie mijało, a wręcz z każdym kolejnym uśmiechem, chichotem, czy nawet drobnym gestem rosło w siłę, jakby motywowane wszystkimi tymi czułościami.
Wędrowali obok siebie, zupełnie tak, jak za dawnych, dobrych czasów. Ich kroki roznosiły się cichutko po lesie, poduszki stawiane delikatnie na podłożu zapadały się odrobinę, lecz nie na tyle, by wadziło to dwóm wojownikom. Przechodzili przez zarośla, zręcznie je rozchylając. Zającowi spadła mokra kropla na głowę, mocząc mu czoło. Pokręcił głową szybko, jakby chciał się jej wyzbyć. Wiedział, że tam nie sięgnie, dlatego musiał liczyć na zimny wiatr, który mógłby mu to wysuszyć. Westchnął zrezygnowany, gdy powoli zaczynały go boleć łapy. Króliczek nie przestawał mówić, dotyczyło to jednak codziennego życia, nie było w tym niczego, co by mogło brzmieć niepokojąco bądź nietypowo. Zajączek starał się również wczuć w rozmowę, aczkolwiek nie wychodziło mu to tak sprawnie, jak jego braciszkowi. Wreszcie, dotarłszy do celu, bursztynooki poprosił towarzysza, by podszedł nieco bliżej. Z błyskiem w oku spozierał na roślinę u ich stóp. Zając z zaciekawieniem powąchał ją, mając wrażenie, że już miał kiedyś z nią do czynienia. Tak, na pewno, była w legowisku medyka. Ciekawe, do czego jej używano…? Czy przeszli taki kawał tylko dla niej?
— Co to takiego? — zapytał wreszcie, patrząc teraz na brata. Króliczek pokręcił głową, jakby chciał zbyć “niepotrzebne” pytania wojownika.
— Pomoże ci, zjedz ją. Czy nie pachnie kusząco? — wymruczał bursztynooki, a gdy dostrzegł niepewność wymalowaną na kufie brata, położył mu łapę na barku, jakby chcąc wesprzeć, jednocześnie przekonać, że nic mu się nie stanie. — Zaufaj mi, będzie dobrze — dodał jeszcze, strzygąc wąsami pewnie.
— Wiesz, jest naprawdę ładna i cudownie pachnie, ale… nie wiem, czy na pewno nic mi nie będzie? — dopytał, schylając się, przyglądając drobnym fioletowym płatkom i liściom podobnych do tych pokrzywy. Po chwili namysłu nadgryzł jeden z płatków, czując, jak słodycz płatka rozlewa mu się po języku, przypominając miód zmieszany z czymś orzeźwiającym. Gdy przełykał, coś w nim aż mruczało z zadowolenia. Zachęcony, zaczął jeść dalej, zastanawiając się, jaka dawka byłaby już zbyt dużą ilością. Świat wokół niego z każdym kolejnym kęsem jakby stawał się coraz bardziej miękki, cichy, przyjemny. Szelest liści działał kojąco na jego myśli, a w głowie zapanowała ciepła mgiełka. Poczuł, jak łapy mu się rozluźniają. Skończywszy, oblizał wargi, a z jego pyska można było wyczuć teraz świeży, kwiecisty wręcz zapach. Zajączek polizał łapę, myjąc sobie ucho. Czuł się teraz niezwykle spokojnie. Ale jednocześnie tak, jakby miał dużo więcej energii, niż wcześniej. Na jego pysku wymalowany był delikatny uśmiech, który powiększał się w momencie, gdy patrzył na brata. Nie miał pojęcia, co się działo. Króliczek miał racje, czuł się dużo lepiej. Polizał nos, a potem znowu, jakby zapomniał, że chwilę temu to robił.
***
Powrót do obozu trochę im zajął. Zajączek nawet nie skarżył się na ból łap, bo najzwyczajniej w świecie przestał mu doskwierać. Obserwował wszystko wokół z zachwytem, jakby nie znał tego miejsca. Niczym kocię, wyprowadzone na swój pierwszy w życiu trening. W pewnym momencie podeszła do niego kotka, którą znał. Uśmiechnął się szeroko na jej widok, patrząc jej w oczy. Były takie piękne.
— Pięknie dziś wyglądasz, Kukułko — zamruczał, ocierając się o kotkę. Klifiaczka odsunęła się od niego, jeżąc sierść na karku. Zajączek przysunął się z powrotem, chcąc jedynie bliskości z jej strony. Kotka cofnęła się o krok raz jeszcze, unosząc głowę z godnością. Jej uszy poruszyły się aksamitnie, a bursztynowe oczy zwęziły nieznacznie.
— Co ty wyprawiasz, Zajączku? — zapytała chłodno, nie unosząc głosu. Ton był stanowczy, ale i opanowany. — Nie jesteś sobą, przestań — dodała jeszcze, nie odrywając zmartwionych ślepi od kocura.
Trójoki Zając przymknął oczy, wciąż uśmiechnięty, jakby nie rozumiejąc powagi sytuacji. Króliczek stał obok, jednak zielonooki nie zarejestrował, by cokolwiek mówił.
— Ni… mi nie jest… — wymamrotał niewyraźnie, starając się brzmieć przekonująco. Wyszło mu to dość marnie. Mimo to wydawało mu się, że mu uwierzy.
— Martwiłam się o ciebie, masz świadomość tego, co właśnie zrobiłeś? — zapytała, czując, że coś było mocno nie tak. Pachniał inaczej, zachowywał się inaczej. Jak nie on. — Zachowujesz się nieodpowiednio, nie zbliżaj się do mnie w takim stanie — powiedziała ostro, nadal nie robiąc z tego afery na cały Klan. Wyglądało to tak, jakby zupełnie nic nie docierało do kocura. Mogła mówić i mówić, ale jej słowa przepływały przez niego niczym przez mgłę.
Zajączek zakołysał się i oparłszy się o brata, nie zmazywał uśmiechu z kufy.
— Jesteś taka piękna… — wymruczał, słysząc westchnięcie ze strony Kukułki.
— Nie poznaję cię, Zajączku. Jeśli masz choć odrobinę szacunku do siebie i do mnie, to nie rób tego więcej. — Odwróciła się, zła na kocura. Wyszedł sobie tak bez słowa, a gdy wrócił, zachowywał się tak, jakby ktoś go podmienił. Była rozczarowana. Skierowała się do legowiska, nie oglądając za siebie.
Zajączek stał tak, niczym wryty w ziemię, patrząc za nią. Jakby nie do końca pojmując, co właśnie miało miejsce. Czy była na niego zła? Znów oblizał nos, szukając resztek zapachu kocimiętki. Tylko echo odchodzących kroków przypominało mu o jego błędzie.
<Królicza Ułudo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz