Po ceremonii uczniowskiej
Senna Łapa kroczył przez las, słuchając, jak to Wrotyczowa Szrama opowiadała o kodeksie wojownika. Jeśli miał być szczery, to po całonocnym czuwaniu w lesie i reagowaniu na wszystkie zapachy oraz dźwięki, które mogły stanowić potencjalne zagrożenie dla niego – nie był wcale wyspany. Latało mu to około ucha, co kotka mówiła, do momentu, kiedy postanowiła poruszyć temat innych Klanów. Wtedy uczeń zastrzygł uchem, zainteresowany czymś, co naprawdę było ciekawe.
— … Dlatego koty Klanu Klifu utraciły swoje tereny, razem z otaczającym je lasem — zakończyła kotka.
— Myślisz, że będą chcieli nas zaatakować w niedalekiej przyszłości? — zapytał szczerze.
Wątpił, by kotka nie powiedziała mu prawdy, byli praktycznie rodziną. Tak jak niezbyt kojarzył i nie pałał sympatią do mentorów jego sióstr, tak z Wrotyczową Szramą zapoznali się już od samego początku i byli prawie jak rodzeństwo. Zachowywała się jak starsza siostra lub bardzo bliska kuzynka. Było to fajne, jednak nie wiedział czemu, niektóre koty tak bardzo były zdziwione i zniesmaczone, że został jej uczniem.
— Nie jestem pewna, Senna Łapo…
Kocica zdecydowanie nie wyglądała, by była chętna do dalszych rozmów na temat bitwy Klanu Wilka z Klanem Klifu. Unikała jakoś tego tematu, co jeszcze bardziej wzbudzało zainteresowanie ucznia. W końcu dotarli do nowej granicy z Klanem Klifu. Senna Łapa otworzył pyszczek na widok takiego pobojowiska. Na trawie jeszcze nie zniknęły ślady krwi, co jakiś czas wiatr zabierał porozrzucane kępki futra, by te poturlały się po trawie, a granica była jeszcze niezbyt wyczuwalna, gdyż zapachy strasznie się mieszały. Pewnie musiało minąć jeszcze kilka wschodów słońca, by wszystko w tym miejscu doszło do normy. Wrotyczowa Szrama, widząc jego zdziwienie, dotknęła go pyszczkiem na pocieszenie.
— Ty za to nie będziesz musiał się martwić żadną walką na ten moment. Dopiero co stałeś się uczniem i masz jeszcze dużo rzeczy do poznania, a szczególnie dużo nauki. Czymś takim są właśnie granice i kodeks wojownika.
Czarny uczeń pokiwał powoli głową, czując, jak zaczyna mu się robić gorąco. Nie słuchał jej wcale, kiedy tutaj szli, nie zapamiętał praktycznie nic z kodeksu wojownika.
— Podejdź bliżej granicy, powąchaj dokładnie, jak pachnie Klan Klifu. Te koty bardziej pachną bryzą morską oraz wyjątkowo po tej walce… słomą?
Senna Łapa zawęszył dokładnie. Kotka miała całkowitą rację! Czuć było słomę, jednak zapach morskiej bryzy był mocniejszy.
— Mieszkają w jakiejś stodole? Myślałem, że w jaskini. Przynajmniej tak nam opowiadano w żłobku — zapytał zdezorientowany.
— Z tego, co wiem, mieszkają w jaskini za wodospadem. Sami tak mówią na zgromadzeniach. Nie jestem pewna, czemu tak się stało, że zmienił im się trochę zapach. Może mają nowe posłania, gdzie wplatają tam słomę.
Pokiwał głową i odwrócił się w stronę ciemnych kół, które widział, jak jeszcze był mały. Wtedy Makowiec się nimi opiekowała. Były to opony “potworów”, jak ich nazywały leśne Klany. Mentorka jakby czytając mu w myślach, również się odwróciła i zaczęła mu wyjaśniać:
— To są czarne gniazda. Nie jestem jeszcze pewna, w czym wykorzystywały je koty z Klanu Klifu, jednak mogę mieć drobne przypuszczenia…
Podeszli do obiektu, a Senna Łapa starannie je obwąchał. Pachniały starą oponą, czego innego się spodziewał? Wskoczył na jedną, ostrożnie by nie wpaść do środka opony. Oczywiście przedmioty były na tyle płytkie, że sam mógł się wydostać, a jak by chciał dostać się do następnej opony, musiałby szybko przeskoczyć “żabką” jak on to by nazwał krótki i precyzyjny skok. Wtedy kocura olśniło.
— Pewnie gniazda służą do nauki szybkich skoków! Uczniowie pewnie ćwiczyli tutaj, musieli jak najszybciej pokonać ten tor przeszkód.
— Nie wiesz tego na pewno.
— Ale się domyśliłem. Masz inny lepszy pomysł? — spytał, patrząc na nią z uśmieszkiem na pysku.
Wrotyczowa Szrama parsknęła pod nosem i poczochrała mu głowę. Nie zamierzała raczej zastanawiać się głębszym sensem, czemu czarne gniazda były ułożone jedno przy drugim na terenie Klanu Klifu, gdyż właśnie ruszała dalej. On jednak nie podzielał jej niechęci. Opony mogły być jego przepustką do lepszego treningu, a sam z chęcią chciałby dorównywać fizycznie siostrom oraz innym wojownikom.
“Może uda mi się wymknąć w nocy, by poćwiczyć zwinność i prędkość na oponach? Zaćmionej Łapie i Gwiazdnicowej Łapie ten pomysł się spodoba!” – zanotował sobie w pamięci.
— Senna Łapo, skup się i zacznij węszyć — poinstruowała go nagle Wrotyczowa Szrama. — Dzielimy granicę razem z Klanem Klifu, którego zapach już poznałeś, oraz z Klanem Burzy. Powiesz mi zaraz, kiedy poczujesz zmianę.
— Dzielimy z nimi granice tak od razu obok siebie? W sensie, skoro są tak blisko siebie, to jak to wygląda, kiedy wszystkie patrole graniczne z tych klanów spotkałyby się w jednym miejscu na pograniczu?
— Pewnie powarczeliby na siebie, a wojownicy co mają więcej dystansu do siebie, bawiliby się całkiem dobrze — zauważyła luźno.
Senna Łapa uśmiechnął się pod nosem, wyobrażając sobie taką śmieszną potyczkę na granicy. Czy chciałby być na takim patrolu? No raczej! Miałby co opowiadać Niezapominajce oraz siostrom. Szli tak przy granicy, a krajobrazy po drugiej stronie się zmieniały. Przez drzewa widział, jak za nimi widnieje polana i chyba jakieś duże kamienie? Zapach zmienił się diametralnie, tak jakby wcale się nie mieszał z tym z Klanu Klifu.
— Teraz wszystko się zmieniło… Czy Klan Burzy pachnie trawą i kwiatami?
Nim Wrotyczowa Szrama zdążyła odpowiedzieć, wyszli z lasku, wychodząc na kawałek równiny, która pozwoliła na nagłe uderzenie wiatru w ich stronę. Senna Łapa przymknął oczy, czuł, jak zaczyna się łzawić. Przetarł łapką pysk i przykucnął. Nagły brak cienia, duży wiatr oraz chłód, który przecież towarzyszył, ze względu na zmianę pory roku, był dla niego przytłaczające, jak na pierwszy raz. Potrzebował dłuższej chwili, by przyzwyczaić się do otwartej przestrzeni.
— Na Klan Gwiazdy! Gdzieś ty mnie wyprowadziła! — zawył do mentorki.
Sam ledwo co słyszał swoje słowa, wiatr wszystko stłamsił i zastąpił głośnymi świstami i hukiem. Wrotyczowa Szrama mówiła coś do niego, jednak ten nic nie był w stanie usłyszeć. Przybliżył się o jeden krok w jej stronę i przekrzywił głowę, by lepiej ją usłyszeć. Jednak było tak samo.
— Co? Nie słyszę cię! — krzyknął.
Tamta westchnęła i podeszła do niego na tyle blisko, że ich futra się ze sobą splątały. Nachyliła się do jego ucha.
— Po drugiej stronie widzisz tereny kotów należących do Klanu Burzy. Oni lubią, jak wiatr ich drapie po sierści oraz jak śnieg ich zasypuje zimą. — Ogonem wskazała na ciekawą rzeźbę terenu po ich stronie. – To jest Potworna Przełęcz. Stworzona jest z kamienia oraz części jednego z tych latających wynalazków dwunożnych. Podejdź zobaczyć i przejdziemy dalej do lasu. Dzisiaj jest dość wietrznie, zazwyczaj nie ma aż takiej wichury nawet od strony Burzaków.
Zgodnie z poleceniem, podszedł do Potwornej Przełęczy, była ogromna. Dotknął kamień łapą, czując zimną i chropowatą powierzchnię, przeszedł dalej, chowając się przed wiatrem. Tak jak kamień był zimny i chropowaty, tak część od skrzydła potwora, była gładka i śliska. Dołączyła do niego Wrotyczowa Szrama, która też chciała schować się przed wiatrem. Zaczęła układać swoją zmierzwioną sierść, ciesząc się chwilą spokoju.
— Nie idziemy dalej? — zapytał, widząc, jak kocica rozkłada się wygodnie w “martwym punkcie”, gdzie nie czuć było chłodnego i porywistego wiatru, który nadchodził od strony Klanu Burzy.
— Przeczekamy chwilę, aż pogoda się uspokoi. Później wrócimy do lasu i ruszymy w stronę Drogi Grzmotu. Tam właśnie jest granica z nie Klanem, a z Owocowym Lasem. Jest to inna społeczność, która mocno jest przywiązana z nami wszystkimi. Chodzą z nami na zgromadzenia i takie tam…
Zaciekawiony i trochę zziębnięty kocur, podszedł do mentorki, chcąc przygarnąć, chociaż troszeczkę jej ciepła. Usadowił się wygodnie, tak że ich futra się ze sobą stykały.
— Mają tam wojowników jak u nas?
— No coś w tym stylu, tylko bardziej rozdzielone. Nie pamiętam tego dokładnie… ale hej, popatrz na to, że teraz będziesz mógł chodzić na zgromadzenia, wtedy możesz się dowiedzieć, jak żyją koty z Owocowego Lasu. Wiem, że mają pojedyncze imiona tak jak pieszczochy i samotnicy.
— A w co wierzą?
— We Wszechmatkę bądź nie wierzą wcale. Niektórzy są ateistami. Jest to zdecydowanie inna grupa kotów, nie wierzą w to, co my.
— A my wierzymy w Klan Gwiazdy, tylko nie widzę, by ktokolwiek mówił o wierze w obozie. Tylko mówiłaś o nich ty, Brukselkowa Zadra oraz Lodowa Sałata. Nie wiem, czemu inni o tym głośno nie mówią. Nawet wy przy innych zaczynacie milczeć.
Mentorka zbita z tropu zastrzygła niepewnie uchem. Chyba nie był to zbytnio wygodny temat do rozmów dla kotki. Rozejrzała się uważnie, jakby badała czy nikt ich nie śledzi. Nikt ich nie widział. Ba. Nawet, by ich nie usłyszał, gdyż wiatr wydawał się nabierać na sile. Gwizdy i huczenie było coraz głośniejsze. Sam ledwo mógł usłyszeć swoje myśli.
— Mamy trudną sytuację w Klanie Wilka, Senna Łapo — zaczęła cicho, przez co kocur musiał wytężyć słuch. — Dużo w Klanie Wilka jest złych kotów, które nie wierzą w Klan Gwiazdy i najchętniej nas wszystkich rzucili psom na pożarcie. Wierzą w Mroczną Puszczę. To miejsce jest dla kotów, które zabijały innych dla zabawy, dla kotów o mysich sercach, dla niegodziwych i naprawdę złych wojowników. Musisz uważać, gdyż jesteśmy ostatnim promykiem nadziei na lepsze jutro w tym klanie. Inni zgniją żywcem za swoje grzechy, a my od początku staramy się ocalić jak największą ilość kotów. Dlatego ty razem z rodzeństwem jesteście tak cenni dla nas.
Senna Łapa położył po sobie uszy. Teraz nie wiedział, czy chciał jednak znać odpowiedź na to pytanie. Skoro nie wiedział, kto jest dobry, tak jak miał z tymi kotami rozmawiać? Normalnie? Czy Pustułkowy Szpon wierzy w Mroczną Puszczę? Może to w Mroczną Puszczę wierzą medyczki? Czy czasem nie miały wierzyć w Klan Gwiazdy? Brukselkowa Zadra mówiła, że powinny wierzyć w gwiezdnych…
“Jutro spytam się Brukselkowej Zadry” – ułożył sobie plan.
Ku uldze swojej mentorki, nie poruszył dalej tego tematu. Siedzieli tak i zmienili temat na coś zupełnie innego.
***
Zaczęło się właśnie ściemniać, a oni dotarli dopiero do drogi grzmotu. Po niej sunęły duże potwory z zawrotną prędkością. Za każdym razem wąsy kocura ruszały się od przejeżdżających maszyn. Nie czuł żadnych owoców, od których ta grupa kotów nazwała się Owocowym Lasem. Śmierdziało spalinami, zaduchem oraz czymś, czego jeszcze kocur nie wyczuł nigdy w swoim życiu.
— Właśnie tam po drugiej stronie Drogi Grzmotu zaczyna się ich terytorium — odpowiedziała. – A żeby przejść na drugą stronę, trzeba być cierpliwym oraz szybkim. Czasami potwory, jeżdżą tak, że da się przebiec na drugą stronę.
– Po co mam przechodzić na drugą stronę? Raczej nie będziemy wchodzić na ich terytorium? Prawda?
— Życie pisze różne scenariusze, Senna Łapo… A teraz zbierajmy się do obozu. Zaczyna się ściemniać, a ty cały dzień nic nie jadłeś.
Ruszyli z powrotem do lasu. Między drzewami było ciemno, rzucały niepokojące cienie, które wykrzywiały się we wszystkie strony. Noc właśnie się zaczynała. W końcu weszli do obozu, dokładnie wtedy poczuł, jak ze zmęczenia uginają się jego łapy. Był bardzo padnięty po nieprzespanej nocy oraz całodniowym zwiedzaniu terenu. Pożegnał się z Wrotyczową Szramą, którą zaraz dopadli mentorzy jego sióstr. Nie widział nigdzie Niezapominajki ani Koniczynka, musieli już spać w żłobku.
“Opowiem Niezapominajce jutro, jak przebiegł mój pierwszy dzień jako uczeń”.
Pokierował się do legowiska uczniów. Uczniowie spali smacznie na swoich posłaniach, jednak nie widział żadnego dla siebie. Kocur był tak padnięty, że nawet nie zamierzał próbować sklecić sobie coś z mchu. Padł na posłanie Gwiazdnicowej Łapy, zepchnął śpiącą kotkę na bok swoimi lodowatymi plecami, po czym zamknął swoje ciężkie powieki. Nie jadł nic, czuł się słabo, jednak zmęczenie było o wiele większe.
“Jutro opowiem wszystko Niezapominajce…”.
[1842 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz