dawno
— Oj, uwierz mi, było blisko — odpowiedziała na śmiech przyjaciółki. — Parę razy prawie bym wdepnęła w to świństwo! Jakaś masakra! — narzekała i, dla demonstracji, tupnęła silnie łapą o ziemię. Nie spodziewała się jednak nagłej fali kłującego bólu, który przeszedł przez nią w tym momencie. — AŁA!!! — wykrzyczała nagle.
— Co się stało? — miauknęła zaskoczona Sówka, wyglądając na zmartwioną. Kajzerka uniosła łapę, by zobaczyć... Tak. Szklany odłamek. A tak właśnie myślała, że coś ją uwierało. Musiał się zapodziać w futrze pomiędzy poduszkami. Co za mysie bobki to tam podłożyły! — Och. Powinnaś udać się z tym do Świergot...
— I tak też zrobię. Wiesz, jednak lubię mieć łapy bez ubytków — mruknęła ironicznie i zaczęła swój spacer do lecznicy. — Ałć. Ała. Ałć — mruczała pod nosem po każdym kroku. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że mogła po prostu podnieść łapę i dokuśtykać tam na trzech. Kurczę, piękna innowacja!
Zadowolona ze swojego olśniewającego pomysłu, zostawiła przywódczynię samą, znikając w dziupli prowadzącej do legowiska medyków.
***
Jej brzuch zaokrąglał się bardziej i bardziej. Stara szamanka nieraz wspominała coś o niskiej laktacji czy możliwych komplikacjach, które mogły się pojawić, lecz Kajzerka była głucha na jej przestrogi. Zjadała jedynie podstawione jej listki ogórecznika i wesoło odpowiadała, że wszystko będzie w porządku. Przecież co miało być teraz nie tak? Przeżyła już jeden poród, drugi nie mógł być taki straszny. Stara kocica na pewno gadała jej głupoty. Sama nigdy w ciąży nie była, to nie wiedziała tyle, co ona. Próbowała ją tylko niepotrzebnie zmartwić!
Już prawie nie wychodziła z kociarni i nie, że by chciała – tam czuła się od pewnego czasu najlepiej. Nie potrafiła już myśleć o niczym innym niż o tupocie małych łapek, słodkich piskach i drobnych kuleczkach, które już lada chwila miały roznosić to miejsce w proch. Och, tak bardzo nie mogła się doczekać, by powitać ich małe skarby...
Orzeszek ciągle ją odwiedzał. Nie potrzebowała uczestniczyć w życiu społeczności, by znać wszystkie nowinki. Każda plotka trafiała do niej w trzy uderzenia serca. Jedna nawet nieco szybciej... Nawet tak ciężko śpiąca osoba jak Kajzerka została obudzona przez poranną awanturę, która miała miejsce kilka wschodów słońca temu. Nie była pewna o co dokładnie poszło. Wiedziała, że Ambrowiec zarzucała swojemu partnerowi znęcanie się nad nią i nad ich kociakami i żądała od Sówki, by go wygnała. Orzeszek, jak i wiele innych kotów w Owocowym Lesie, czekali w napięciu na wybór liderki. Cóż, nie dziwiła się im. Też byłaby pewnie bardzo zainteresowana tą całą sytuacją, gdyby ciąża nie przyćmiewała jej całego umysłu...
W końcu nadszedł dzień, którego wszystko miało się wyjaśnić. Wszyscy wiedzieli, co powie Sówka, gdy wskoczy na topolę i zwoła wszystkich na zgromadzenie. Zdołała tym wywołać z legowiska nawet Kajzerkę – chciała zobaczyć, co zadecyduje jej przyjaciółka. Sama nie była pewna, co o tym wszystkim myśleć. Nie znała najlepiej ani Ambrowiec, ani Chrząszcza, który nigdy nie wyglądał na złego kota. Z drugiej strony, czemu mieliby nie wierzyć kotce? Czy ktoś był tak okrutny, by kłamać o doświadczonej krzywdzie, wplątując w to jeszcze kocięta? Kajzerka uważała, że nie. Chyba. A co Sówka, to tylko ona mogła to wiedzieć.
Usiadła wraz ze swoim partnerem niedaleko kociarni. Jej wzrok przeskakiwał z niemożliwej do odczytania przywódczyni, na pewną siebie Ambrowiec i jej osowiałego, jakby czekającego już na wyrok partnera.
— Owocowy Lesie! Zapewne wiecie, jaki jest powód tego zebrania — mówiła donośnie, gromko, lecz z nutą zmęczenia w głosie. Czy to przez emocjonujące starcie dwóch owocniaków, które musiała rozwiązać, czy może złą relację z Kaczką ostatnimi czasy? Orzeszek trochę jej mówił o tym, że ostatnio kotki oddaliły się od siebie, chociaż Kajzerka (jak można było się spodziewać) nie zwracała na to większej uwagi. Lubiła wsadzać nos w nieswoje sprawy, ale nieprzyjemnie się jej słuchało o takich rzeczach, gdy w roli głównej były tak lubiane przez nią koty. No nic. Czekała na werdykt Sówki, ignorując podekscytowane szepty swojego chłoptasia na temat tego, co postanowiła liderka. — Podjęłam decyzję, na którą wielu z was czekało. Ambrowiec — wypowiedziała imię kocicy, której oczy lśniły jak dwie gwiazdy — wraz z tym dniem nie jesteś już członkinią Owocowego Lasu.
Uśmiech, który subtelnie wkradał się na pysk stróżki, nagle zmył się z niego jak strącone przez wiatr jabłko. Podobnie znikł triumfalny błysk w oczach. Patrzyła z niedowierzaniem na przywódczynię przez kilka uderzeń serca. Wszyscy milczeli.
— Twoje kocięta jednak mają wybór. Owocowy Las stoi dla nich otworem — dodała Sówka, co wydawało się tylko jeszcze bardziej rozjudzić kotkę.
— Och — miauknął cicho do jej ucha Orzeszek. — To będzie niezłe...
— ...CO — wydusiła z siebie Ambrowiec, wychodząc z tłumu na sam środek. Kajzerka widziała, jakie wbijała w przywódczynię nienawistne, wręcz zdradzone spojrzenie. Jakby chciała wypalić jej między oczami dziurę samym wzrokiem. — To istny skandal! Czy wy tego wszystkiego nie widzicie?! — krzyknęła, obracając się, by spojrzeć na każdego zgromadzonego kota. Kajzerka skrzywiła się na pysku, gdy zielone oczy kotki zatrzymały się na chwilę na niej. Halo, czemu ją w to wplątywała? Do Sówki mogła mieć wąty, ona nie maczała w tym palców!
— No... Naprawdę niezłe... — odpowiedziała swojemu partnerowi.
— Nie spodziewałam się po tobie Sówko, że wybierzesz słuchanie oprawców, zamiast ofiar. I co gorsza, jeszcze dodatkowo ukarzesz jedną z nich za samo zgłoszenie trudnej sytuacji! — miauczała głośno do stojącej na gałęzi liderki ze szczerym bólem w głosie. Kajzerce aż zrobiło się jej szkoda. Co, jeśli Ambrowiec miała rację? Czy ta decyzja o wygnaniu nie była nieco zbyt ostra, zwłaszcza w sytuacji, gdzie nie było żadnych dowodów?
Zanim kocica zdążyła powiedzieć coś więcej, z tłumu wyłonił się Kolendra, który z poirytowanym wyrazem pyska podszedł do matki, by stanąć u jej boku. Dotknęła się z nim nosami, powiedziała coś cicho (a przynajmniej na tyle cicho, by nie usłyszała tego Kajzerka) i ponownie zwróciła wzrok ku swojej nowej największej nemesis – Sówce.
Minęło kilka długich uderzeń serca. Kajzerka poczuła, jak coś muska jej futro. Odruchowo przesunęła się trochę na bok, by zaraz ujrzeć idącego nieco niepewnym krokiem Fruczaka.
— Hę, go akurat bym się nie spodziewała — skomentowała to, mówiąc wciąż do Orzeszka. Mogła być jednak pewna, że doszło to do uszu przechodzącego obok ucznia.
— Ma silną więź z Kolendrą... Może to go przekonało — szepnął o wiele dyskretniej jej partner.
— To potwarz dla wszystkich cierpiących! I, jak widać, nie tylko ja to to rozumiem! — mówiła dalej Ambrowiec, gdy do niej dołączył ostatni kot – Bukszpan. Zaraz po tym obejrzała się, by znaleźć w tłumie ostatniego ze swoich synów. Patrzyła na niego pytająco, lecz on stał w miejscu jak zaklęty głaz, zachowując równie kamienną co postawę minę. Po kilku uderzeniach serca prychnęła na niego z pogardą, by odwrócić się i kontynuować swój wywód. — Chcę, byś wiedziała, że właśnie wyrzucasz kogoś niewinnego na rzecz jednego okrutnika, który teraz uśmiecha się pod nosem, wiedząc, że wszystkich omamił. Mam nadzieję, że Owocowy Las wkrótce przejrzy na oczy i sam ciebie osądzi — wycedziła przez zęby. — Żegnam! — dodała na koniec, zamykając oczy i podnosząc do góry brodę.
Cały Owocowy Las patrzył, jak grupa kotów z nadętą jak paw Ambrowiec na czele wychodzi z obozu. Rzuciła ostatnie wściekłe spojrzenie Sówce i odeszła, zaskakująco prędko znikając pośród drzew.
— Dereńka, Mucha, Żagnica — odezwała się chrapliwym głosem Gruszka, wywołując trójkę wojowników. — Wy, idźcie za nimi, by upewnić się, że opuszczą nasze tereny na dobre — rozkazała.
Kajzerka zamrugała parę razy. Serio się porobiło. Właśnie stracili czwórkę kotów (czego niby mogli się spodziewać po groźbach kotki, ale no nadal!), która do tego mogła stanowić dla nich niebezpieczeństwo. W końcu mogli chcieć się zemścić za tę wielką niesprawiedliwość, która ich spotkała, prawda? O nie, ona swoich kociąt nigdy z obozu nie wypuści, jeśli oni będą grasować w okolicy! Przecież widziała, jak Ambrowiec się na nią gapiła! Co, jeśli będzie chciała zjeść jej kocięta w odwecie za to wygnanie...
— Kurczę, słabo — zdołała tylko z siebie wydusić jako kolejny komentarz, tym razem już zdecydowanie za głośno, by usłyszał to tylko jej partner.
<Sówko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz