– Nie dotknę tego zielska. Wygląda dziwnie, jakby umiało leczyć. Brzydzi mnie to całe zielarstwo. Jeszcze tego mi brakuje, żeby wyglądać jak jakiś durny dmuchawiec – prychnęła. Miodek tylko uśmiechnął się i podsunął ziele powoli bliżej.
– Dobra dawaj to, bo marznę – syknęła i nalepiła roślinę na żywicę na swojej skórze.
– Widzisz? Dmuchawce wcale nie są takie durne!
Wywróciła oczami i ruszyła do obozu, nie czekając na kocura za nią. Mimowolnie jednak uśmiechnęła się lekko. Fajnie było mieć takiego śmiesznego mysiego móżdżka przy sobie.
***
Życie ponownie było do łajna. Z plusów przynajmniej ta nadęta Ambrowiec już nie zatruwała obozowiska. Bukszpan uciekł razem z nią i dobrze. Sama by się go pozbyła, gdyby nie ten okropny mróz. Aktualnie siedziała w żłobku. Do towarzystwa miała tylko Kajzerkę spodziewającą się potomstwa i Żmiję, która co jakiś czas przychodziła do niej. Ktoś mógłby zapytać, dlaczego siedziała w żłobku. Nie, nie zaciążyła ponownie. Po prostu porą nagich drzew musiała być w jakimś ciepłym schronieniu, a uważała, że przebywanie w legowisku stróżów to ujma na jej honorze. Nie spieszyła się też, żeby przejść do starszyzny, więc i tamtego legowiska nie chciała odwiedzać. Legowisko medyka również nie wchodziło w grę przez jej niezbyt dobrą relację z ciotką. A tutaj przynajmniej miała do kogo otworzyć pysk w intencji narzekania na szamankę. Choć Kajzerka mogłaby trochę wyluzować z tym całym gadaniem o małych łapkach i innych rzeczach dotyczących kociaków. Leżała zwinięta w kłębek przy wejściu do legowiska. Kompanka ciągle powtarzała jej, żeby weszła głębiej, bo jeszcze się przeziębi, ale nie słuchała jej. Żmija miała odwiedzić ją już jakiś czas temu, a nadal jej nie było. Martwiła się. Była więc zmartwioną, klejącą się od żywicy kupką liści o zielonych oczach wypatrujących partnerki. Nagle dostrzegła srebrną sylwetkę w wejściu. To była Żmija. Z pyska zwisała jej ruda wiewiórka. Na tle rudego futra wyraźnie widać było jej długie śnieżnobiałe kły. Cierń podniosła szybko głowę z zainteresowaniem. Żmija odłożyła wiewiórkę przed nią, splatając ich ogony razem.
– Nie przypomina ci to czasów, kiedy byłaś królową? – zażartowała niepewnie. – Zjedz. To dla ciebie.
Cierń położyła łapę na stworzeniu i przesunęła je na bok.
– Nie teraz. Opowiedz mi jak u innych.
Zrezygnowana zwiadowczyni westchnęła, kładąc po sobie uszy z bezsilności. Nie mogła nic zrobić, żeby odwlec Cierń od tego tematu, chociażby na chwilę. Za każdym razem zadawała te same pytania i dostawała te same odpowiedzi.
– Rokitnik narzeka tak jak zwykle, nawet nie wiem, czy to powód jego nowej niepełnosprawności, bycia w starszyźnie czy po prostu bycia sobą. – Srebrna starała się przeciągać słowa, tak jak zwykle, ale była zmartwiona i niezbyt jej to wychodziło. Widząc, że Cierń już chciała o coś zapytać, szybko znowu kontynuowała:
– Jaśminowiec świetnie idzie szkolenie, zahaczyłam dziś na patrolu Dereńkę, żeby o to spytać… Co do Cienia… No wiesz, on też nie może wychodzić teraz z legowiska. Jego trening może być trochę opóźniony.
Nie przejęła się tym za bardzo. To jej syn. Będzie silnym wojownikiem.
– A co z Wiciokrzewem? – spytała ewidentnie zmartwiona stanem pierworodnego. Żmija pokręciła tylko smutno głową.
– Nadal się nie obudził.
Przeklęła pod nosem Świergot. Zaniedbuje chorych, bo woli sobie szkolić uczniów. Nie mogła stracić syna tak samo, jak ojca. Żmija zaczęła ją pocieszać, ale wtedy została wezwana na kolejny patrol. Cierń przeklęła również Gruszkę. Głupia zastępczyni naprawdę nie potrafi zapamiętać, kto już przed chwilą był na patrolu? Była wkurzona. Na wszystkich i na cały świat. Nawet na głupią wiewiórkę, która miała czelność tak wpatrywać się w nią nieruchomymi oczami.
<Miodek? Przyjdziesz uspokoić wkurzoną kupkę liści?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz