Ciągłe zabawy w Kasztelanie odbiły się na nim aż za bardzo. Przez te nocne imprezy i ziółka, wracał zmęczony, a misje, które zlecał Entelodon jeszcze bardziej wysysały z niego siły. Nie dało się ukryć, że się starzał i coraz mniej chętnie jego natura chciała czuć się młodo. Chociaż... on chciał, oczywiście, że chciał szaleć, ale jego ciało już nie nadążało za takim trybem życia.
Może właśnie dlatego nie zauważył tego parszywego Dwunożnego, który już kilkakrotnie próbował go złapać. Zawsze udawało mu się uciec. Istota często próbowała różnych sztuczek, ale był od niego zdecydowanie mądrzejszy. Teraz jednak stracił czujność. Zapomniał się i nie dostrzegł jak siatka niespodziewanie zmierzała w jego kierunku.
A tu bum! Nagle nie mógł iść, nagle się wywrócił i uniósł w powietrze, zaplątany w jakieś świństwo! Zaczął się szarpać, próbując uwolnić się, ale to wszystko poszło na nic! Dwunożny cieszył się i coś mówił, wrzucając go do klatki.
— O ty parszywy! — zaczął wyzywać go i kląć. Jego przeciwnik jednak nic sobie z tego nie robił. Zamknął go i napawał się swoim zwycięstwem.
Zmroził go strach. I co teraz? Czy to był ten moment, gdy zniknie z miasta i już nigdy nikt o nim nie usłyszy?! Co powie Entelodon? A może zaraz się o wszystkim dowie, bo ktoś to zauważył i mu opowie jak jego kot dał się tak łatwo złapać? Ah! Kończyły się jego harce, jego młodzieńcze szaleństwa. Teraz czekało go nieznane.
***
Dwunożny przywiózł go do miejsca, w którym dało się wyczuć śmierć. Nie pamiętał zbyt wiele, ponieważ zaraz go czymś ukuł, a błoga nieświadomość go zalała. Gdy się ocknął, zauważył, że był w jakimś metalowym pudle, które wydawało się większą klatką. Słyszał głosy innych kotów, które tak jak i on, zostali pochwyceni. Ale go mdliło! I kręciło w głowie... Na dodatek czuł ból nieznanego pochodzenia. Może go otruł?
Otarł pysk łapą, ale to nie pomogło. Musiał stąd uciec. Widział świat, bo jedna ze ścian była okratowana. Może udałoby mu się ją jakoś otworzyć...
Gdy tak o tym rozmyślał pojawiła się Dwunożna. Pachniała ostro i nieprzyjemnie. Nosiła na dodatek jakąś białą skórę. Widział ją doskonale, ponieważ jego klatka znajdowała się na poziomie jej oczu. Istota otworzyła jego więzienie co spowodowało, że się podniósł i zamierzał już dać dyla, ale jego łapy nie były jeszcze na to gotowe. Przewrócił się, a obca zachichotała. Podłożyła mu pod nos miskę z jedzeniem i zamknęła ścianę. Niech to.
Nie mając wyjścia skupił się na żarciu. Nim nie pogardzi chociaż czuł, że jeszcze go mdliło. Skubnął jednak kawałek i jeszcze trochę mięsa, a apetyt nagle mu wrócił.
Jednak co dalej? Nie wiedział.
Jednak co dalej? Nie wiedział.
Musiał odpocząć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz