TW! Występuje przemoc rodzinna, wyzywanie, śmierć, oraz częściowe nawiązywanie do gwałtu.
Wcześniej
★ ★ ★ ★ ★
— Nasz synek! Zobacz Błoto, jaki on jest silny, nie to, co ty — fuknął donośnie głos.
— Widzę ojcze — odpowiedział drugi, ściszony, jednak miękki.
Otworzyłem błękitne ślepka i skierowałem je w stronę masywnego niebieskiego pointa.
— Ha! On wygląda zupełnie jak ja! Wykapany synek! — powiedział mój ojciec, żwawym krokiem podchodząc do mnie.
Obok mnie stała jeszcze jedna kotka. Niższa niż brat i tata, z pustymi wzrokiem, wpatrując się w ścianę.
— Konstelacjo, myślę, że nasz syn powinien nazywać się jakoś podobnie do mnie, skoro wygląda jak ja! Prawda? — warknął, biorąc szczękę mojej mamusi w przednią łapę.
— M-mhm… — mruknęła cicho w odpowiedzi, a w jej oczach zbierały się łzy.
— I oto chodzi. Masz być posłuszna, suko! Masz być jak pies. A ja jak twój pan. Pies chodzi przy nodze, jasne?
Kotka jedynie skuliła uszy, nie odpowiadając. Niebieskooki złapał ją mocniej i rzucił gdzieś dalej, na co ona tylko zapiszczała i podniosła się z grymasem bólu na pyszczku. W stronę czarnej kotki ruszył mój starszy brat.
Też chciałem tam pójść, jednak ojciec złapał mnie za kark.
— Młody, od dziś, będziesz nazywać się… Hm… Co jest podobne do imienia Szczaw? Eh… Nie ważne, jestem dużo lepszy od ciebie, szczurze, więc nazwiemy cię jakiś inaczej… Od dziś, twoje imię brzmi… Zenit! Niby najjaśniejszy punkt na niebie, ale najbardziej ułomny! Czy ktoś ma do tego problem? Nie? Świetnie!
Następnie kocur rzucił mną o ścianę, na co nie odpowiedziałem w żaden sposób. Leżałem tak, a point wpatrywał się we mnie z satysfakcją w oczach.
— Tak jest… To jest prawdziwa władza! Macie się słuchać albo skończycie jak kochaś waszej usranej mamusi gnoje! — syknął, ostatnie słowa wymawiając ze “słodkim” akcentem. Potem wyszedł z nory, uśmiechając się pod nosem. Kiedy nie było już słychać jego kroków, Konstelacja rzuciła się w moją stronę, wraz z kocurkiem u swego boku.
Mamusia wtuliła mnie do swej piersi, która pachniała słodko mlekiem, a mi zrobiło się ciepło.
— Moje biedne maleństwa… — załkała, kiedy tak tuliliśmy się we trójkę.
— Nie słuchajcie go, wcale się tak nie nazywacie. Ty — zaczęła, dotykając czarnego kocura, a jego oczy rozbłysły. — masz na imię Fala. Widziałam je kiedyś, kiedy wędrowałam przy brzegu. Są przepiękne. A Ty — dodała, spoglądając na mnie. — Ty będziesz nazywał się Szept, ponieważ moja miłość do Ciebie jest cicha, ale największa. Kocham Was moje skarby i nie pozwolę, aby ten potwór zrobił Wam krzywdę. A teraz, chodźcie, musicie zjeść.
— A Ty mamo? Ty też musisz zjeść. Nawet jeśli nie dla Ciebie, to dla Szeptu. Musi mieć mleko, a Ty siłę.
Fala liznął mamusie kilka razy po pysku, a ona wstała.
— Mną się nie martwcie. Dam sobie radę.
Następnie czarna kotka wzięła w pysk wychudzoną wiewiórkę i podsunęła ją pod pyszczek kocura. Sama zjadła dwie niewielkie myszy, a potem ja przysunąłem się do niej, aby również zjeść. Kiedy już każdy się napoił oraz zjadł, w naszej norze zapanował chłód i całkowita ciemność.
— Chodźcie tu do mnie skarby, przytulcie się, będzie wam Ciepło — mruknęła mamusia, przysuwając naszą dwójkę łapą.
— Kocham Was maleństwa. Pamiętajcie o tym.
— My Ciebie też mamo.
Po niedługim czasie cała nasza trójka już spała, bojąc się, co nastąpi jutro.
★ ★ ★ ★ ★
Rano obudziły mnie stłumione, nerwowe szepty, wymieniane między bratem a rodzicielką.
— Opowiesz mi w końcu, co się stało? Mam osiem księżyców, mam już prawo wiedzieć.
Czarna wzdychnęła, jednak nie protestowała, zaczynając mówić:
— Dawno, dawno temu, kiedy byłam jeszcze młodą samotniczką, spotkałam Waszego tatę. Zakochałam się w nim, ponieważ był bardzo szarmancki, spokojny, taki czuły… Jednak kiedy zostaliśmy parą, zmienił się w kogoś, kogo nie znałam. W tyrana.
Mówiąc to, w jej oczach pojawił się strach, a wzrok wbity był w przestrzeń. Jakby nieobecny. Zaraz potem jednak zaczęła kontynuować.
— Pewnej nocy udało mi się od niego uciec i byłam wolna! Chciałam wybrać się daleko od tego miejsca, wraz ze swoim nowym partnerem — Pianą — jednak on znalazł mnie i zamknął tutaj, a mojego ukochanego zabił. Potem wbrew mej woli, sprawił mi Ciebie i również zamknął tutaj… Ty jednak mu nie wystarczyłeś, ponieważ jesteś silny i próbowałeś się mu postawić. Dlatego na świat przyszedł Szepcik. Jednak kocham Was niezależnie od tego, kto jest waszym ojcem. Przysięgam Ci, Falo, że uwolnię Was od niego.
Zanim zielonooki odpowiedział kocicy, do naszej nory-więzienia wszedł ojciec, z dwoma wychudzonymi myszami w pysku. Brat stanął przed mamą i warknął na kocura:
— Jak my mamy tutaj nie umrzeć z głodu, mysi móżdżku?! Pomyśl może trochę o nas, skoro tak bardzo nas kochasz, co?! Pomyśl o swoim, “Stawie”! Jak dalej będziesz nas tak karmić, to zdechniemy tu z głodu!
— Jak ty się do mnie gówniarzu odzywasz?! — ryknął, wysuwając pazury przednich łap, już chcąc chlasnąć Fali w pysk, jednak zamiast czarnego kocura, przeorał… Twarz mamusi?! Zacząłem piszczeć, niespokojne ruszając wąsikami.
— ZAMKNIJ SIĘ! — ryknął, kierując na mnie wściekły wzrok.
Ja jednak zrobiłem się jeszcze bardziej niespokojny, zaczynając łkać ze strachu.
— Mamusiu, braciszku, mamusiu, Bbraciszku! — zawołałem, nie widząc nic przez łezki, rozmywające mi pole widzenia (które i tak było bardzo ograniczone), co tylko rozwścieczyło toksycznego ojca.
— Powiedziałem, STUL, DZIÓB! — wrzasnął, a jego ogon zaczął uderzać o ścianę z furii.
Kocur zaczął biec w moją stronę, jednak przede mną stanęła Konstelacja oraz Fala.
— Zostaw go! — wrzasnęła czarna kotka, strosząc sierść.
— Spróbuj mu coś zrobić, a przysięgam, że nie wyjdziesz z tego żywo! — syknął kocurek, również strosząc futerko.
Ja z tyłu nadal pomiaukiwałem, a mój stres tylko rósł.
— JAK ŚMIECIE SPRZECIWIAĆ SIĘ SWEMU PANU?! MACIE SIĘ MNIE SŁUCHAĆ GNOJE!!! — ryknął wściekle, jednak oni pozostali niewzruszeni. — Dobrze! Skoro tak bardzo chcecie umrzeć, dam Wam to, czego pragniecie!
Pazury poszły w ruch.
Point zaczął drapać moją mamusię po twarzy, jednak bart rzucił się na niego, czepiając się jego ogona.
— UCIEKAJ SZEPCIK! — wrzasnął Fala, jednak ja nadal tylko stałem i trząsłem się ze strachu, głośno łkając.
Zielonooki podbiegł do mnie, złapał mnie za kark, a następnie wybiegł do lasu. Za nami zaczął biec Szczaw, a zaraz później pojawiła się również Konstelacja, jednocześnie błagając go, aby przestał nas gonić.
— Zostaw mnie mysia strawo!
— NIGDY! — zawyła zielonooka, rzucając się na kocura.
Fala nadal nieprzerwanie biegł przed siebie, jednak robił to coraz wolniej. Nagle usłyszałem wrzask i dźwięk łamanego karku, a potem chory śmiech.
Starszy brat zatrzymał się i spojrzał na mnie ze łzami w oczach.
— Uciekaj Szepcik — szepnął, popychając mnie do przodu. — Uciekaj, no już! — jego szept był coraz bardziej nerwowy, a patologiczny kocur zdawał się zbliżać. — Musisz uciekać! Przysięgam, znajdę Cię, a teraz biegnij!
Fala odwrócił mnie i popchnął znów do przodu, a potem rzucił się na nadchodzącego Szczawia.
Starałem się biec najszybciej, jak mogłem, jednak przerażające krzyki i fakt, że moje łapki były jeszcze malutkie, na pewno nie pomagały. Co chwilę potykałem się o jakieś kamienie lub korzenie drzew. Nagle poczułem przerażająco zimny wiatr, a potem wodę. Najwyraźniej poziom wody w rzece, o której opowiadała mi mama, podniósł się i spowodował zalanie! Starałem się utrzymać nad powierzchnią wody, jak mogłem, jednak moje maleńkie łapki nie wyrabiały, więc łykałem wodę, raz po raz podtapiając się. Nagle jednak ktoś złapał mnie za kark! Przez uderzenia serca myślałem, że to Fala przyszedł mi na ratunek, jednak to coś wbiło we mnie bezlitośnie swe szpony! Zacząłem piszczeć i szamotać się, próbując uwolnić się z objęć mewy, jednak — na marne. Kiedy tak lecieliśmy, nagle ptaszysko upuściło mnie z dużej wysokości, a ja spadłem, uderzając głową o ziemię. Oczka powoli mi się zamknęły, a jedyne, co czułem, to strach i ból.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz