Lulek leżał na swoim posłaniu, wtulając się w ścianę żłobka tak mocno, jakby próbował zlać się z nią w jedno. Nie zważał nawet na kłujące gałązki — jego grube futerko blokowało większość z nich, a poza tym dużo bardziej zajmowały go w tym momencie inne sprawy. Podkulił łapki, chowając je pod ciałkiem i w ten sposób obserwował inne koty, z którymi przyszło mu dzielić kociarnię. W ostatnim czasie zrobiło się tu dość tłoczno — wcześniej przebywali tu jedynie Kotewkowy Powiew, jego mama i rodzeństwo. Teraz jednak liczba mieszkańców znacznie się zwiększyła. Grono to poszerzyło się bowiem o Śnieżynkę, znaną również jako "dziwna, puchata ryba", Krabowe Paluszki ze swoimi dwoma córeczkami (które Wężyna nazywała zazwyczaj znajdami — ale tylko, gdy ich matki nie było w pobliżu), a niedawno także o jeszcze dwa koty, których Lulek nawet nie chciał poznawać! Tego było już dla niego po prostu za wiele. Harmider i gwar panujący w kociarni niesamowicie go irytowały. Co innego, gdy odpowiadało za to tylko jego rodzeństwo — wtedy było to znośne. Ale to, co działo się teraz… Warknął cicho, marszcząc nos i kładąc po sobie uszy, słysząc pisk którejś z szylkretowych koteczek. Nie miał pojęcia, czy dźwięk ten wydała z siebie Ćma, czy Krewetka — prawdę mówiąc, nawet ich nie rozróżniał... Zresztą, nie bardzo go to wszystko obchodziło. Chciał po prostu, aby te irytujące kotokształtne larwy w końcu się uciszyły, a jak na złość, zamiast tego został pokarany obecnością kolejnego bachora! I nawet nie mógł opuścić żłobka, bo na zewnątrz szalała ulewa, a Wężyna na pewno nie byłaby zachwycona, gdyby znowu zobaczyła go przemoczonego i całego w błocie. Czym sobie zasłużył na taki los?!
Wepchnął pyszczek prosto w mchowe legowisko, wydając z siebie cierpiętnicze westchnięcie. Starał się jakoś wygłuszyć frustrujący hałas. Bez powodzenia. Słyszał absolutnie wszystko. Przekręcił się niespokojnie na bok, chcąc znaleźć dla siebie wygodną pozycję. Wypełniający żłobek gwar dla koteczka wydawał się czymś fizycznym — a przynajmniej tak go odbierał, czując w całym ciele nieprzyjemne wrażenia, których nie potrafił nawet opisać! Sfrustrowany, wbił pazurki w miękką poduszeczkę i zaczął intensywnie drapać, aby chociaż w niewielkim stopniu rozładować napięcie. Z destrukcyjnego transu wytrąciła go jednak łapka położona na jego barku i głos należący do Rosiczki. Niechętnie, wciąż z kwaśnym wyrazem mordki, odwrócił się w kierunku siostrzyczki.
— Co? — burknął pod nosem, mimo że wcale nie chciał się odezwać do kotki w ten sposób.
Potrzebował jednak zamanifestować swoją irytację. Ba, cały obóz powinien wiedzieć, jak źle czuł się Lulek! Jego rozmówczyni na początku wydawała się zdziwiona i trochę wytrącona z pantałyku, nie spodziewając się takiego zachowania po najstarszym braciszku, ale całkiem sprawnie doszła do siebie, wyglądając na tylko trochę urażoną.
— Jajco — odpowiedziała mu, wystawiając język.
Riposta ta była dziecinna, ale nie mniej zgryźliwa — zwłaszcza z kocięcej perspektywy. Rosiczka rzadko pokazywała pazurki, ale gdy już do tego dochodziło, to była w tym jedynie nieco gorsza od Juniorki. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę, jak ‘’silne’’ charakterki miała pozostała trójka wężynowych pomiotów. Kiedyś trzeba było się przyzwyczaić do takich humorków — zwłaszcza że najwyraźniej było to rodzinne. Mimo tego, słysząc jej odpowiedź, biało-czarny kocurek położył po sobie uszy i posłał jej przepraszające spojrzenie.
— Nieważne. — Szylkretka westchnęła i usiadła obok niego, machając na to łapką, chociaż na jej pyszczku wciąż mógł dostrzec, że jego reakcja ją zraniła — Chodź, muszę ci coś pokazać. Myślę, że ci się spodoba…
Siostra otoczyła go ogonem i delikatnie pociągnęła, komunikując mu, aby się ruszył. Tak też zrobił. Poszedł za nią, starając się ignorować otoczenie najlepiej, jak potrafił. Gdy już dotarli (po niebywale wymagającej podróży) na miejsce (aż drugi kraniec żłobka), Lulkowi ukazał się niespodziewany widok. Na kawałku kory leżącym obok siedzącej Rosiczki wyryte było kuliste stworzenie, wyglądające… no cóż, dziwnie. Ni to rak, ni to ryba — przypominało jakąś szaloną hybrydę żaby i… chwila, czy to były uszy z frędzelkami? Kociak przyglądał się temu, mrugając. Czy to jest coś, co jego siostra gdzieś zobaczyła i postanowiła uwiecznić? Jeśli tak, to koniecznie chciał także zobaczyć to stworzenie na żywo. Może wychodziło tylko podczas silnych ulew?... Albo pojawiało się, aby obwieścić nadejście pory nowych liści? A może—
Zanim zdążył dokończyć myśl, Rosiczka odchrząknęła i uśmiechnęła się, z dumą prezentując swoje dzieło.
— Tadam! Oto żabotek — powiedziała, kłaniając się delikatnie.
Braciszek jednak wciąż wpatrywał się w nią z mało inteligentnym wyrazem pyszczka, więc kontynuowała swoje wyjaśnienia.
— Ostatnio, gdy Kotewkowy Powiew zabrała nas do kącika zabaw, zobaczyłam tam taką wielką żabę… — Zrobiła przerysowany gest łapkami, chcąc lepiej oddać skalę — I stwierdziłam, że ma mordkę trochę podobną do Żmijowca, taką zniesmaczoną całym światem… A potem zaczęłam się zastanawiać, jak ja bym wyglądała jako żaba… I tak powstały żabotki! Ten konkretny to właśnie ja. Chcesz zrobić swojego?
Lulek prędko pokiwał łebkiem, podekscytowany pomysłem, na który wpadła jego siostrzyczka. Rozbawiła go również wizja płaza przypominającego jego młodszego braciszka — musiał wyglądać przezabawnie! Zresztą, była to prawda, że Żmijowiec zawsze chodził ze skwaszoną miną i wtedy rzeczywiście tak wyglądał — chociaż w lulkowych oczach bliżej mu było do ropuchy. Albo lepiej, ropucho-węża!
Kociak prędko wziął się do roboty po uchwyceniu podanego mu przez szylkretkę odłamka korka. Następnie przydepnął go, aby nie ruszał się i nie zepsuł efektu jego pracy. Wolną łapką zaczął ryć w nim swoją płazią podobiznę, pamiętając o dodaniu wyróżniających go cech — frędzelków i grzywy dookoła szyi, ignorując uwagi kotki o tym, że przecież żabotki nie miały futra. Jego miał, hmpf. Gdy skończył tworzenie obrysu, podniósł kredowy kamyczek leżący niedaleko posłania Wężynki, porzucony po zabawie przez jedno z kociąt. Następnie pokolorował dzieło na biało, chcąc, by wyglądało podobnie do niego. Szybko zorientował się jednak, że czegoś brakowało — i sprawnie rozwiązał ten problem, brudząc brzuszek fikcyjnego płaza ziemią. Wyglądał idealnie! Rosiczka uśmiechnęła się i dała mu przyjaznego kuksańca w bok, mrucząc coś o tym, że zdołała poprawić mu humor. Lulek, z nieskrywanym zaskoczeniem, przyznał jej rację, zauważając, że dzięki jej pomocy udało mu się wyciszyć, pomimo panującego dookoła nieznośnego zgiełku. Nie wiedział do końca, co powinien jej odpowiedzieć — wtulił się więc w wielobarwne futerko kotki i cicho podziękował. Następnie oboje chwycili własne twory i oparli je o ścianę żłobka, idealnie w centrum, tak, aby każdy kot wchodzący do kociarni mógł nacieszyć oko tymi arcydziełami. Siedząc obok siebie, oboje z dumą przyglądali się stworzonej przez siebie sztuce, planując kolejne zabawy i wymyślając inne ciekawe połączenia.
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkęW Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
po wygranej bitwie z wrogą grupą włóczęgów, wszyscy wojownicy świętują. Klan Nocy zyskał nowy, atrakcyjny kawałek terenu, a także wziął na jeńców dwie kotki - Wężynę, która niedługo później urodziła piątkę kociąt, Zorzę, a także Świteziankową Łapę - domniemaną ofiarę samotników.W czasie, gdy Wężyna i jej piątka szkrabów pustoszy żłobek, a Zorza czeka na swój wyrok uwięziona na jednej z małych wysepek, Spieniona Gwiazda zarządza rozpoczęcie eksplorowania nowo podbitych terenów, z zamiarem odkrycia ich wszystkich, nawet tych najgroźniejszych, tajemnic.
W Klanie Wilka
Klan Wilka przechodzi przez burzliwy okres. Po niespodziewanej śmierci Sosnowej Gwiazdy i Jadowitej Żmii, na przywódcę wybrany został Nikły Brzask, wyznaczony łapą samych przodków. Wprowadził zasadę na mocy której mistrzowie otrzymali zdanie w podejmowaniu ważnych klanowych decyzji, a także ukarał dwie kotki za przyniesienie wstydu na zgromadzeniu. Prędko okazało się, że wilczaki napotkał jeszcze jeden problem – w legowisku starszych wybuchła epidemia łzawego kaszlu, pociągająca do grobu wszystkich jego lokatorów oraz Zabielone Spojrzenie, wojowniczkę, która w ramach kary się nimi zajmowała. Nową kapłanką w kulcie po awansie Makowego Nowiu została Zalotna Krasopani, lecz to nie koniec zmian. Jeden z patrolów odnalazł zaginioną Głupią Łapę, niedoszłą ofiarę zmarłej liderki i Żmii, co jednak dla większości klanu pozostaje tajemnicą. Do czasu podjęcia ostatecznej decyzji uczennica przebywa w kolczastym krzewie, pilnowana przez ciernie i Sowi Zmierzch.W Owocowym Lesie
Społecznością wstrząsnęła nagła i drastyczna śmierć Morelki. Jak donosi Figa – świadek wypadku, świeżo mianowanemu zwiadowcy odebrały życie ogromne, metalowe szczęki. W związku z tragedią Sówka zaleciła szczególną ostrożność na terenie całego klanu i zgłaszanie każdej ze śmiercionośnych szczęki do niej.Niedługo później patrol składający się z Rokitnika, Skałki, Figi, Miodka oraz Wiciokrzewa natknął się na mrożący krew w żyłach widok. Ciało Kamyczka leżało tuż przy Drodze Grzmotu, jednak to głównie jego stan zwracał na siebie największą uwagę. Zmarły został pozbawiony oczu i przyozdobiony kwiatami – niczym dzieło najbardziej psychopatycznego mordercy. Na miejscu nie znaleziono śladów szarpaniny, dostrzeżono natomiast strużkę wymiocin spływającą po pysku kocura. Co jednak najbardziej przerażające – sprawca zdarzenia w drastyczny sposób upodobnił wygląd truchła do mrówki. Szok i niedowierzanie jedynie pogłębił fakt, że nieboszczyk pachniał… niedawno zmarłą Traszką. Sówka nakazała dokładne przeszukanie miejsca pochówku starszej, aby zbadać sprawę. Wprowadziła także nowe procedury bezpieczeństwa: od teraz wychodzenie poza obóz dozwolone jest tylko we dwoje, a w przypadku uczniów i ról niewalczących – we troje. Zalecana jest również wzmożona ostrożność przy terenach samotniczych. Zachowanie przywódczyni na pierwszy rzut oka nie uległo zmianie, jednak spostrzegawczy mogą zauważyć, że jej znany uśmiech zaczął ostatnio wyglądać bardzo niewyraźnie.
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz