Kolejna śmierć, kolejne trudności. Bratkowe Futro i Ryjówkowy Urok umarły. Dryfująca Bulwa i Bursztynowy Brzask bardzo to przeżywali. A zwłaszcza bury kocur… Bulwa zaczął tracić bliskich, na początku Syreni Lament, a później Bratkowe Futro. Para codziennie odwiedzała nagrobki i zostawiała po sobie kwiaty. Kremowa skierowała się w stronę partnera. Bury leżał na trawie ze skulonym ogonem.
– Wszystko dobrze, kochanie? – zapytała Stokrotka. Bulwa pokiwał głową, wstał i spojrzał na pręgowaną.
– Tak, przynajmniej tak myślę… – wymruczał cicho. Dryfująca Bulwa wstał z miejsca i usiadł przy partnerce. Nagle kocur popchnął Stokrotkę na trawę i przygwoździł ją do ziemi. Kremowa zaśmiała się i polizała partnera w czoło. Już po chwili, zza krzaków wyłoniła się Mżący Przelot i Nimfie Zwierciadło. Kiedy wojowniczki zauważyły parę, zrobiły wielkie oczy i szybko się wycofały.
– Chcesz znaleźć… Bardziej ustronne miejsce? – zapytał bury. Pręgowana pokiwała głową i tak koty udały się na nowe tereny Klanu Nocy. Wilgotna, miękka trawa towarzyszyła wojownikom w podróży. Kotom udało się wejść do lasu, a tam powitała ich ruda wiewiórka. Nie minęła chwila, a kremowa pobiegła za nią, wyglądało to jak wyścig. Szybka, mała istota pędziła w stronę drzewa, a Baśniowa Stokrotka w dużych susach ją wyprzedzała. W końcu zwierzyna została złapana, wojowniczka jedną łapą spłaszczyła, a później ugryzła ją w brzuch.
– Chyba… Już ją wykończyłaś – powiedział kotce.
– Chodźmy dalej! – rzuciła. Kremowa chwyciła wiewiórkę w pysk i w podskokach dotarła do Zrujnowanego Mostu, a Bulwa biegł za nią. Kiedy kotom udało się przejść na drugą stronę, od razu skierowały się do nowych terenów. Tup, tup, tup. Ich kroki były tak głośne, że mogłyby budzić największą zwierzynę w tym lesie.
– Gdzie nas prowadzisz? – zapytał kocur.
– Zaraz się przekonasz – odpowiedziała. Bulwa zapewne miał swoje podejrzenia, ale Stokrotka nie chciała nic zdradzać. Las zaczął się zmieniać. Gęste drzewa ustępowały miejsca smukłym, jasnym pniom. Brzozy, młode i wiotkie, porastały to miejsce gęsto, tworząc iluzję lekkości i bezpieczeństwa. Słońce przesączało się przez liście, a wiatr grał wśród gałęzi cicho, jakby nie chciał nikogo obudzić.
– Tu… dziwnie pachnie – mruknął Bulwa, zatrzymując się na chwilę. Ziemia była wilgotna, a zarośla zbyt spokojne. Nawet ptaki milczały.
– Wiem – powiedziała kotka, podchodząc bliżej. – Ale to właśnie tu chcę z tobą pobyć. Chociaż przez chwilę. Jest tak cicho… jakby wszystko trzymało oddech.
Zatrzymali się pod jedną z brzóz, młodą i giętką jak źdźbło trawy. Biała kora łuszczyła się w cienkich płatkach, a mech oplatał podstawę drzewa, tworząc coś na kształt gniazda. Bulwa usiadł ostrożnie, a Stokrotka złożyła się obok, kładąc łapę na jego.
– Myślisz, że to miejsce nas zna? – zapytała cicho.
– Myślę, że słucha – odpowiedział bury. – Ale nie jestem pewien, czy chce odpowiedzieć.
– Właśnie dlatego to dobre miejsce – westchnęła – Bo czasem trzeba mówić coś do milczenia. Żeby wreszcie poczuć, że to nasze milczenie.
I wtedy, w tej miękkiej ciszy, kiedy brzozy drżały delikatnie na wietrze, a granica znanego świata czaiła się gdzieś za ich plecami, Baśniowa Stokrotka postanowiła powiedzieć to, co rosło w niej od wielu księżyców… Sucha trawa załaskotała ich łapy, kiedy odbili od ścieżki i zaczęli iść w stronę Brzozowego Zagajnika. Baśniowa Stokrotka poprowadziła ich pewnie, choć powietrze zaczęło się tam zmieniać — z otwartego i pachnącego latem stało się cichsze, jakby zduszone przez tajemnicę. Wysokie, młode brzozy rosły tu gęsto, białe pnie lśniły w słońcu, a delikatne liście szeptały coś między sobą.
– Tutaj – mruknęła Stokrotka, zatrzymując się i rozglądając. – Nie wiesz, jak długo o tym myślałam – rzuciła.
Dryfująca Bulwa spojrzał na nią z niepokojem. Czuł coś w powietrzu. Niebezpieczeństwo… raczej ciężar. Taki, który nosi się długo, aż zaczyna wbijać się w skórę jak cierń.
– Nie rozumiem. Dlaczego akurat tu? – mruknął.
– Bo tu… – Kotka urwała i spojrzała w górę, na jasne niebo przebijające się między listowiem – …tu wszystko wydaje się jeszcze niepewne. Jakby dopiero miało się zacząć. I ja też taka jestem. Jeszcze nie wiem, jaką będę matką, od tamtego czasu minęło tak wiele… Nie wiem, czy ponownie sobie poradzę. Bulwa zamarł. Stokrotka patrzyła na niego z dołu, z tą swoją spokojną, miękką twarzą, ale w oczach miała coś, czego nigdy u niej nie widział – drżenie. Nie strach, tylko… delikatność. Jakby to, co mu właśnie powiedziała, mogło się rozpaść, jeśli tylko będzie milczał zbyt długo.
– Będziemy mieć dzieci – wymruczała cicho. Te słowa rozlały się po nim jak woda. Na początku ich nie poczuł. Dopiero potem przyszło gorąco, fala myśli, błysk wspomnień – o ojcu, o Syrenim Lamencie, o przyjaciołach, których już nie było. I o niej. O Stokrotce.
– Dzieci? – powtórzył, jakby samo wypowiedzenie tego miało sprawić, że wszystko stanie się realne. – Nasze dzieci? – Stokrotka kiwnęła głową, a jej uszy lekko opadły. Cisza w Brzozowym Zagajniku nagle się pogłębiła. Jakby nawet liście wstrzymały oddech.
Bulwa nie od razu wiedział, co czuje. Ale wiedział jedno – że chce ją przytulić. Przyciągnąć do siebie, zasłonić własnym ciałem przed wszystkim, co mogłoby ją zranić. I tych, którzy mają przyjść na świat, również. Bo skoro miały być dzieci, to nie mógł już myśleć tylko o tym, co stracił. Musiał zacząć myśleć o tym, co teraz zyskał. Podszedł i owinął ogonem jej bok. Nie powiedział nic, tylko zanurzył pysk w jej karku i został tak przez chwilę. Czuł, jak jej oddech drży, jak ledwo powstrzymuje łzy. A potem wyszeptał:
– Dziękuję, że mi to powiedziałaś. Dziękuję, że mi ufasz. I… przepraszam, jeśli przez moment wyglądałem, jakby to mnie przeraziło. Bo może mnie przeraziło. Ale jeszcze bardziej mnie to cieszy. Naprawdę.
Z jego pyszczka wydobyło się ciche westchnienie, jakby wypuścił powietrze, które zatrzymał tygodnie temu. Jakby coś się w nim odblokowało. Stokrotka przywarła do niego mocniej.
– Myślałam, że się wystraszysz – mruknęła. – Że odejdziesz.
– Nie jestem głupcem – odparł cicho. – Gdyby Klan Gwiazdy dał mi coś takiego jak ty…nie miałbym prawa tego odrzucić. Nawet jeśli to trudne. Wiatr poruszył listkami. Gdzieś w oddali załamał się gałąź. Koty zamarły, nasłuchując, ale nic się nie wydarzyło. Może to tylko wiewiórka. Może nie. Bo Brzozowy Zagajnik miał swoje sekrety. Każdy o tym wiedział. Ale teraz nie miało to znaczenia. Teraz liczyło się tylko to, że byli razem. Że mieli szansę. I że nikt nie mógł im tej chwili odebrać. Baśniowa Stokrotka usiadła, a Dryfująca Bulwa usiadł tuż obok. Razem patrzyli w głąb zagajnika, gdzie światło układało się we wzory na pniach, a zarośla zdawały się poruszać oddechem czegoś większego.
– Myślisz, że będą miały twoje futro? – zapytała w końcu, z półuśmiechem. – Takie bure jak noc po burzy?
– Albo twoje. Ciepłe i jasne. Jak świt – odparł i dotknął jej łapy swoją.
– Albo pstrokatą mieszankę naszej dwójki, z zupełnie nowymi oczami i charakterem – mruknęła. – Jakieś nieprzewidywalne stworzenia.
– To chyba nawet pasuje do naszych dzieci.
Znowu zapadła cisza. Ale tym razem była inna. Lżejsza. Ciepła. Wypełniona oczekiwaniem. Bulwa nachylił się i spojrzał partnerce w oczy. W tych oczach było wszystko – zmęczenie po walce, smutek po utraconych, ale też siła i odwaga. I coś jeszcze. Coś, co było tylko dla niego.
– Zbudujemy dla nich świat. Taki, w którym będą mogły biegać po łąkach i wspinać się na drzewa. Taki, w którym nikt nie nazwie ich zbyt delikatnymi albo zbyt dzikimi. Gdzie będą mogły być sobą.
– Tak – wyszeptała. – Tego właśnie chcę.
Niebo między koronami zaczęło się zmieniać. Słońce zbliżało się do horyzontu, a ich cienie wydłużyły się pośród traw. Nie wiadomo było, co kryje się za granicą Brzozowego Zagajnika – może pustka, może nowe początki. Ale jedno było pewne: ten moment należał do nich. Byli razem. I nikt nie mógł im tego odebrać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz