Rozmyślała. Uderzył ją fakt, jak blisko nich była śmierć. Zawsze brała życie za coś oczywistego, danego raz na zawsze i nie zastanawiała się kiedy i czy w ogóle nadejdzie jego koniec. Owszem, koty się starzały, ale zanim to następowało, mijały niezliczone księżyce, a teraz… Teraz dotarło do niej, że tak właściwie to może umrzeć w każdej chwili. Wystarczy uderzenie serca. Tylko tyle oddziela ją od Klanu Gwiazdy.
Nie była w stanie przewidzieć ile czasu jej zostało. Ani Nostalgii, ani Sokołowi, ani Szyszce czy Kogutowi. To zdecydowanie dawało do myślenia.
Koteczka uniosła łeb i odetchnęła głębiej czystym powietrzem. Pachniało słodko i miało w sobie wilgotność pochodzącą bagien, ale i tę zapowiadającą opadanie liści. Powiodła wzrokiem za ptakiem, który zerwał się do lotu z pobliskiego drzewa i jej serce zadrżało. Przyglądała mu się, dopóki nie zmienił się w mały punkcik i nie zniknął gdzieś za horyzontem. Co tam było? Nie wiedziała.
Ponownie ruszyła przed siebie. Nie pamiętała, kiedy ostatnio była w takim nastroju. Rozkoszowała się wiatrem muskającym jej futro, pełną piersią oddychała krystalicznym powietrzem, a równocześnie z jej żółtych oczu patrzył smutek. I najbardziej na świecie pragnęła być teraz sama.
Do jej nosa dotarł znajomy-nieznajomy zapach. Zatrzymała się i rozejrzała. Lisią długość od niej siedział… no właśnie, lis, i przyglądał się jej niepewnie. Gdy tylko zauważył, że został wypatrzony, czmychnął do nory, którą dopiero teraz Iskra zauważyła.
- Cześć - powiedziała za nim cicho. Jak najciszej potrafiła, podeszła do wejścia do norki, zatrzymując się od niego o jakiś króliczy skok. Usiadła i wpatrzyła się w ciemny otwór przed sobą. Delikatny wiatr poruszał listkami pobliskich krzewów, a ich szelest był jedynym dźwiękiem zakłócającym absolutną ciszę. Kotka uśmiechnęła się smutno, pozwalając, by jej myśli poszybowały jak jesienne ptaki. Gdy kiedyś ona tak odejdzie, co po niej zostanie? Czy ktokolwiek będzie pamiętał, że tu była? Czy wspomni ją z uśmiechem, jak czyni się to myśląc o nieobecnych przyjaciołach? Czy miałby o niej jakieś dobre słowo? Gdyby jej zabrakło… czy świat odczułby jakąkolwiek różnicę?
Akurat na to pytanie znała odpowiedź. Obok jej łapy przetuptała mrówka i kocica pomyślała sobie, że właśnie tym jest. Okruchem w olbrzymim świecie.
Z norki wyjrzał wilgotny nosek i poruszył się delikatnie na boki. Zaraz po nim pojawiły się brązowe oczy, z niepewnym zaciekawieniem lustrujące czekoladową. Lisek nie był duży, jego pierwsza Pora Nagich Liści pewnie dopiero go czekała. Uśmiechnęła się do niego smutno.
- Cześć, Lisku. Chciałbyś zostać moim przyjacielem?
Zwierzątko przekrzywiło łebek, jakby próbując lepiej zrozumieć wypowiadane miękkim tonem słowa.
- Może gdybym cię oswoiła, zostałbyś moim przyjacielem?
Iskra poczuła nagłe ukłucie w sercu. Przyjaciel. Nigdy nie zdała sobie sprawy jak bardzo samotna jest. Nie miała nikogo, kto chciałby się z nią spotykać nie dlatego, że był częścią jej rodziny albo prawie rodziny, jak myślała o Sokole i Szyszce, tylko z powodu tej dziwnej więzi, jaką czują przyjaciele. Połączenia dusz.
Lisek wpatrywał się w nią intensywnie. Wydał z siebie ni to szczeknięcie, no to skomlenie, którego nie potrafiła zrozumieć. Tym razem ona przechyliła łeb, przyglądając mu się ze zdziwieniem.
Niebieskie oczy, odbijające w sobie całe piękno nieba. Cieszące się, wesołe, zaskoczone, niepewne, zamyślone, zmartwione, smutne i patrzące na nią w ten niepodobny do niczego innego sposób, którego nie potrafiła zrozumieć.
- Dziękuję - szepnęła do liska i ostrożnie wstała, nie chcąc go spłoszyć. Gdy szła przez bagna, miała wrażenie że jej serce stało się dużo lżejsze.
<Zakolegować z lisem, tak? ;)>
To Szyszka się zdziwi :D
OdpowiedzUsuń