Zbytnio nie przejęła się uwaga, że kocur, którego traktowała jak rodzinę rozszarpał parę kotów. W końcu to przez lidera wilczaków, który skrzywdził wujka kocur taki się stał. Miała nadzieję, że pozbył się tylko nierudych, a nie braci i sióstr o rdzawej sierści. To byłoby wtedy przeokropne. Nie śmiała jednak dopytywać o to, zdawała sobie sprawę, jak przez to mogłaby się potoczyć dalej ich rozmowa. A tak to chyba nawet przebiegła dobrze, przynajmniej Lwia Łapa tak to odebrała. W końcu mogła wciąż odwiedzać Jeleni Puch, tylko musiała brać ze sobą jakiegoś wojownika. Na całe szczęście Różana Przełęcz nie sprecyzowała z kim mogłaby się do niego udawać, miał to być wojownik. Najprościej będzie zabierać ze sobą mentorkę, która tak czy siak będzie miała w nosie o czym uczennica gawędzi z rudym. Albo weźmie jakiegoś rudego kota.
Obiecując poprawę i przepraszając za popełniony błąd, opuściła legowisko liderki. Miała nadzieję, że nie będzie musiała do niego zbyt prędko znowu zawitać, no chyba, że już jako siostra prawowitego lidera.
***
Od śmierci Stokrotkowej Łapy minęło trochę czasu, Lwia Łapa nawet zdążyła uczestniczyć w zgromadzeniu, na którym się naprawdę bardzo dobrze bawiła. No może nie licząc tego, że jej brat miał ją w nosie i zamiast spędzać z nią czas, to oddalił się i spędził czas z synem Różanej Przełęczy. Tylko Gwiezdni wiedzieli jakie dyrdymały mu srebrny wpajał do głowy, gdy byli sami!
Wraz z Iskrzącą Łapa zajmowały się pielęgnacją swojej sierści, gdy jak na złość ktoś musiał im przerwać. Potomkini Piaskowej Gwiazdy zmierzyła spojrzeniem burego kocura, który przekazał jej informację na temat tego, że Różana Przełęcz chce z nią porozmawiać.
— Ktoś tu będzie miał kłopoty! — rzucił prześmiewczo oddalając się od uczennic
Cętkowana przyglądała się siostrze zmartwiona, na co Lwia Łapa niewzruszona kolejną konfrontacją z szylkretką podniosła się z trawy. Była ciekawa co tym razem nie tak zrobiła. Czyżby się na kogoś krzywo spojrzała? A może kogoś oburzyło to, że broniła siebie i swojej rodziny? Nie miała zielonego pojęcia o to jakie tym razem brudy Róża postanowi na nią wyciągnąć. Nie ważne co jej wypomni, nawet jeśli to zrobiła, będzie zaprzeczać idąc w zaparte, że to nie ona, tylko ktoś inny. Możliwym też było, że ktoś źle zrozumiał ją po prostu i to pewnie przez nienawiść do Piaskowej Gwiazdy znów została zniesławiona.
— Dzień dobry Różana Przełęczo — miauknęła na przywitanie, gdy weszła do legowiska lidera, nieco zmartwiło ją to, że kolejny raz została wezwana na dywanik do liderki. W końcu nic złego nie zrobiła, nic co wymagało interwencji samej przywódczyni.
— Gepardzi Mróz mówiła mi, że rozmawiałyście ze Stokrotką. — zaczęła bez ceregieli, bez przywitania, wpatrując się w rudą uczennicę.
Milczała. Gepardzi Mróz, ta pseudo mentorka była cwańsza niż przypuszczała. Była ciekawa kiedy przeprowadziły ze sobą rozmowę. Musiała być niedawno, bo czy Róża wtedy zwlekała by tyle księżyców? Wątpiła w to. Nie spodziewała się, że liderka, zdecyduję się właśnie teraz podjąć rozmowę na temat jej zmarłej córki. Nie bardzo też rozumiała do czego matka Stokrotki piję, czy to źle, ze sobą rozmawiały?
— Nie bardzo rozumiem... — wyznała — Nie raz z nią rozmawiałam. W końcu była... moja koleżanką... — zachwiał jej się głos — Koleżanki ze sobą rozmawiają, ale niestety już nie będę mogła...bo... — podjęła płaczliwym głosem mrużąc oczy
Różana Przełęcz siedziała wciąż niewzruszona, jakby nie drgnęła nawet o cal.
— Więc pozwól, że ci wyjaśnię. — rzekła, niemal cicho — Pozwoliłam wam zostać w klanie, ponieważ uznałam, że danie wam szansy kuracji będzie odpowiednie. Nie uważaj mnie za ślepą, Lwia Łapo, doskonale znam podejście waszej rodziny do kotów bez rudego na futrze. — tu się zatrzymała, świdrując kotkę wzrokiem — Więc powiedz mi, o czym tak ciekawym, tak nieznośnie niecierpiącym zwłoki, postanowiłaś porozmawiać ze Stokrotkową Łapą? Moje kocięta mogą być wyraźnie głupie, łamiąc zakazy, może *dama*, wykaże się większą dozą rozsądku? — Głos liderki z cichego przeszedł w nieznośny szept, kiedy ta próbowała wywiercić wzrokiem dziurę w ciele uczennicy.
— Stokrotkowa Łapa chciała z nami iść na trening, bo ty Różana Przełęczo byłaś podobno zajęta tamtego dnia sprawami lidera i nie mogłaś jej zabrać, tak przynajmniej mi powiedziała... Potem ćwiczyłyśmy polowanie razem z Gepardzim Mrozem, nie pamiętam o czym rozmawiałyśmy, najpewniej była to zwykła rozmowa. Taka jaką przeprowadza dwójka uczniów razem na treningu, jedna z wielu. Możliwe, że tłumaczyłam jej o tym jak powinna poprawnie polować na zające, bo głównie na nie polujemy. Naprawdę nie rozumiem tych pytań. Czy to przestępstwo pomagać młodszemu?
Kotka uniosła czoło po pierwszych słowach Lew, z jakimś ostrzegawczym błyskiem.
— Oh nie, żadne. Ciekawi mnie jedynie twoja chęć pomocy — mruknęła, niby to miło, ostrożnie — Akurat z twojej strony.
— Przecież mówiłam już, że Stokrotka była moją koleżanką, więc czemu miałabym odmówić jej pomocy? Skoro chciała ze mną trenować, a nie ze swoim rodzeństwem to chyba musiało znaczyć, że lepiej się czuła w moim towarzystwie niż ich... — stwierdziła — Czy gdybym odmówiła jej pomocy, to byłoby dobrze? Na pewno nie. Wtedy też byłoby źle, bo każdy by uznał, że zrobiłam to przez kolor jej futra. Niektórym się nigdy nie dogodzi, nie ważne co się zrobi. — dodała ciszej
— Rzeczywiście — odrzekła dość cynicznie, unosząc głowę — Wtedy, moja droga, zrobiłabyś jedyną słuszną decyzję w swoim życiu, trzymając się z dala od innych członków klanu.
Mimo, że wewnątrz się gotowała, na pysku zachowała spokojny wyraz. Nienawidziła Różanej Przełęczy, tak bardzo jej nienawidziła. Wzięła głęboki wdech.
— A co z budowaniem więzi, zaufania między członkami i zmniejszeniu podziałów w klanie? — zapytała — Trzymając się z dala tylko bym przyczyniła się do pogłębienia go i wysłuchiwania kolejnych okropnych komentarzy na temat grzechów mojej rodziny i tego jak rude koty są okropne, bo nie potrafią współpracować... — Łzy zaczęły powoli spływać jej po pysku — Naprawdę chciałam dobrze, chciałam pomóc Stokrotce w treningu, aby później mogła się tobie pochwalić tym, czego ją nauczyłam... Chciałam, abyś i ty Różana Przełęczo się do nas przekonała... Gdybym tylko znała przyszłość, nie dopuściłabym do tej tragedii. Kazałabym Stokrotkowej Łapie zostać w obozie... — Łzy zamazały jej obraz, tak, że Różana Przełęcz wyglądała jak jedna wielka czarna plama.
Szylkretka uniosła czoło.
— Naprawdę w to wierzysz, Lwia Łapo? — spytała jakby zaciekawiona, chociaż ton wskazywał na zaprzeczenie w odpowiedzi — Podziały znikną, kiedy zniknie skażona plama z historii Klanu Burzy. Jak wiemy, to się nie stanie. Przykładem nieudanych starań była Tygrysia Gwiazda. Przed nią, Kamienna Gwiazda. — Mówiła, niezbyt wzruszona łzami ani przemową rudej kotki — Być może to co mówisz jest prawdą, chociaż szczerze wątpię w twoje intencje. — podjęła po chwili ciszy, beznamiętnie — Więc mi to udowodnij. Może nie będę żałować pozostawienia w klanie cieni po dawnej tyrance. - drgnęła ogonem — Jak na razie, udało się to jedynie Piaskowi.
Pociągnęła nosem przecierając łapką mokry pysk pod łez. Czyli ufała jej bratu i nie miała o niego złego zdania? To dobrze. Bardzo dobrze. Teraz nawet ucieszyła się z powodu tego, że jej brat był taki jaki był.
— Udowodnię. — obiecała, jednak cóż mogła znaczyć obietnica z pyska lisicy, która miała w tym swój interes
***
Ciężko było spełnić obietnicę liderce, gdy sercem była przeciwko spoufalania się z plebsem i sytuacji, która miała miejsce w klanie. W szczególności, gdy ten plebs krzywo na nią patrzył, nawet pomimo teoretycznej zmiany zachowania. Bo w głębi duszy dalej była tą samą Lew. Złość potęgowało również to durne wojownicze imię kotki, do którego nie potrafiła się przyzwyczaić. Jednak starała się tak jak na wojowniczkę przystało wykonywać swoje obowiązki bez zbędnych nieporozumień z innymi Burzakami. Na szczęście z nieba jej spadł Zasmarkana Łapa, który uczepił się jej jak rzep psiego ogona, po tym jak wyznaczyła go na swojego sługusa. Ten nigdy się na nią nie skarżył, zawsze ją wychwalał i mówił, że to ona upolowała największą zwierzynę, nawet jeśli tak nie było. Ba, nawet swoje piszczki jej oddawał, a ona się chełpić, że tyle jej małych gryzoni w trakcie polowania udało się dorwać. Czasami ją irytował, i to tak, że chciała raz, a porządnie się go pozbyć, gdy byli sami. A innym razem z przyjemnością słuchała tego jak wychwala jej wygląd. Najważniejsze, że ocieplił jej wizerunek. Tak samo Północ. Naginała nieco prawdę, tłumacząc jej naopak zachowanie siostry - nawet odważyła się na własną korzyść użyć fakty, że pewnie Cisza zachowuje się tak jak zachowuje, bo ktoś jej wmówi, że z powodu rudej sierści jest lepsza. I to pewnie dlatego gnębi biedna Północ. Tak też nie raz powstrzymując obrzydzenie głaskała Północ pocieszając ją i wplatając swoje nauki, aby zasiać większe ziarno niezgody między kociakami. Było to wyczerpujące, jednak miała nadzieję, że dzięki swej miłej stronie względem plebsu uda jej się pomóc bratu szybciej zostać liderem. Taka rola starszej siostry w końcu.
Przyglądała się Różanej Przełęczy rozmawiającej z Diamentowym Wąsem i Lisim Ogonem. Od ostatniego razu, gdy liderka wzięła na rozmowę, nie przyczepiła się do niej o nic. I miała nadzieję, że tak pozostanie. Jednak tym razem to Lwia Paszcza mogła wytknąć błąd liderce. A tym błędem było przygarnięcie przez klan bękartów pary, która zaatakowała jej brata, no i przy okazji zabiła Gepard. Z jednego mogło coś jeszcze być, ale z szylkretki...
— Różana Przełęczo, możemy porozmawiać? — Wykorzystując moment odejścia od kotki dwóch wojowniczek, szybko się do niej zbliżyła nie chcąc by ktoś ją uprzedził — Chodzi o Ciszę. Niepokoi mnie jej zachowanie. Rozumiem, że może mieć do nas żal o to co się stało, jednak myślę, że życzenie śmierci padające z pyska tak małego kociaka jest bardzo niepokojące. Ona nienawidzi każdego członka Klanu Burzy i wątpię, że to się zmieni. Nie potrafi zrozumieć, że to jej rodzice zaatakowali nas, a nie na odwrót. — Na samo wspomnienie wydarzeń sprzed księżyców, zerknęła na swojego brata, który rozmawiał z innym wojownikiem. Jak dobrze, że nic poważnego mu się wtedy nie stało. — No i samo to, że zabili moja mentorkę, Gepardzi Mróz bez najmniejszego zawahania... — stwierdziła z udawanym smutkiem, przy innych udawała, że śmierć szynyszlowej ją jakoś ruszyła — Ilekroć z nią (Ciszą) miałam przyjemność w żłobku rozmawiać, przemawia przez nią nienawiść i agresja... wątpię czy to jej z wiekiem minie. — miauknęła ukrycie sugerując, że może lepiej byłoby pozbyć się przybłędy porzucając ją poza terenami klanu, bądź opchnąć ją może do Owocowego Lasu jako prezent z okazji sojuszu. Ważne by problematyczne kocię zniknęło. Dla dobra wszystkich.
<Różo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz