Ciepły wiatr muskał go po futrze, a trawy szumiały pod łapami, gdy truchtał w kierunku obozu. Po powrocie chciałby jeszcze pogawędzić z Barwinkowym Podmuchem. Ostatnio nie miał zbytnio czasu dla przyjaciela, więc jeśli ten teraz znalazłby dla niego chwilkę…
— Tu jesteś! — rozemocjonowany krzyk dobiegający gdzieś z góry sprawił, że Łabędzi Plusk aż się wzdrygnął, upuścił swoją nieszczęsną ofiarę i ze zdumieniem spojrzał ku górze. No proszę. Poszukiwany wojownik sam wpadł mu w łapy. Balansował teraz na gałęzi sosny, z satysfakcją obserwując byłego mentora stojącego daleko pod nim.
— C-co ty t-tam ro-robisz? — zapytał point lekko podniesionym głosem, by mieć pewność, że znajdujący się kilka metrów wyżej Barwinek go usłyszy.
— Szukałem cię po prostu wszędzie! Wspiąłem się na drzewo, żeby cię wypatrzeć z góry — wyjaśnił pobieżnie, przystawiając się do pnia drzewa, jakby chciał zejść. — Umm… Łabędzi Plusku, jak się schodziło?
Wojownik z trudem powstrzymał parsknięcie rozbawienia. No tak. Czarny chyba nigdy się tego nie nauczy, nieważne jakby się starał. Łabędzi Plusk pokręcił łbem, skupiając się na jego pozycji. Żarty na bok, jeśli Barwinkowy Podmuch w niepokoju i pośpiechu zrobi coś nie tak, może spaść z niemałej wysokości i tym samym coś sobie zrobić.
— M-musisz z-zejsć ty-tyłem. S-sta-stawiaj ła-łapy jak przy w-wchodzeniu, po-powolutku, m-małe k-kroki. N-nie p-patrz w d-dół i s-skup się cał-całkowicie n-na scho-schodzeniu. P-przypomnij so-sobie tre-treningi — objaśnił, podchodząc bliżej drzewa, na wypadek potrzeby asekuracji.
Kocur fuknął coś w odpowiedzi, lecz zbyt cicho, żeby Łabędź mógł to usłyszeć. Potem ostrożnie wbił pazury przednich łap w korę. Następnie zaczepił się tylnymi, i tak zwisając, rozpoczął powolne schodzenie. Hej, nie było źle, chyba sobie poradzi! Niepokój pointa ponownie dał się zastąpić rozbawieniu, a nawet lekkiej złości. Po co on tam właził, skoro wiedział, że ze wspinaczką nie radzi sobie zbyt dobrze? Mógł przecież się nachodzić i poszukać przyjaciela z pozycji stałego gruntu, wyszłoby mu na to samo. W końcu jednak Barwinkowy Podmuch zszedł, przy ostatnim krótkim dystansie zgrabnie ześlizgując się z pnia.
— Widzisz? Nic mi nie jest — miauknął dumnie, otrzepując się. — Byłeś na polowaniu? Jak mogłeś tak beze mnie? — dodał z udawanym oburzeniem, widząc leżącą przed nim piszczkę.
Wąsy Łabędziego Plusku drgnęły z rozbawienia. Brakowało mu tych przekomarzanek z przyjacielem. Właściwie, nic im nie szkodziło, żeby się wrócić i upolować coś jeszcze przy akompaniamencie rozmowy… chociaż wojownik zdecydowanie bardziej preferowałby po prostu spacer po okolicy. No ale na polowanie dla klanu też może się przemóc.
— T-ta, a-ale je-jeśli m-masz czas t-to w su-sumie mo-możemy się wrócić — zaproponował.
— Jasne! Po to cię szukałem! — W niebieskich oczach zatańczyły psotne iskierki, gdy kocur zwinnym ruchem uprzedził Łabędzia w zakopaniu złowionej ptaszyny i obrócił się w drugą stronę. Point parsknął i podążył tuż za nim.
— Ostatnio byłem dość zajęty — przyznał Barwinek, nie zatrzymując się. — Wiesz, tyle polowania i patrolów mi przypadło… najwyraźniej jestem super wojownikiem i wszyscy mnie potrzebują, ha! Poznałem też Tańczącą Pieśń, pewnie ją kojarzysz. W sumie to jest naprawdę spoko. Ah tak, a co u ciebie się ostatnio działo?
— N-nie j-jest źle. Je-jednak B-Bag-agienna Ła-Łapa da-daje m-mi nie-nieźle w k-kość. Pa-patrząc na n-nią stwie-stwierdzam, że z cie-ciebie był a-aniołek, a n-nie u-uczeń.
— Aaa, ta smarkula. Faktycznie wydaje się beznadziej-— zamilkł i zawęszył. — Mysz.
Idąc w jej kierunku, szybko zniknął między drzewami i krzewami. Po chwili jednak wrócił z ofiarą zwisającą bezwładnie z pyska. Położył ją przed byłym mentorem, uśmiechając się szeroko.
— Widzisz? Złapana za pierwszym razem! Ej, Łabędzi Plusku, to co powiesz na mini zawody? Chętnie upoluję coś jeszcze przed patrolem, a ty chyba nie zostaniesz w tyle — oznajmił zawadiacko, ewidentnie pragnąc takiego rodzaju pojedynku.
Polowanie dla zabawy i rywalizacji? Totalny bezsens.
— N-no do-dobra — przytaknął po dłuższej chwili.
Barwinkowy Podmuch uśmiechnął się, kiwnął głową i popędził w drugą stronę z wysoko uniesioną głową, ciągle węsząc. Point ruszył spokojniejszym krokiem, co jakiś czas niuchając w powietrzu. Naprawdę nie miał ochoty na polowanie, ale teraz już nie wypadało się wycofać. Wkrótce do nozdrzy doszła woń wiewiórki. Wyczucie tropu, podążenie nim, namierzenie. Przyczajenie się, atak z zaskoczenia, zaciśnięcie szczęk na karku. Wyplucie włosów i krwi, zakopanie. Starał się wykonywać te czynności mechanicznie i nie myśleć o morałach, zresztą tak, jak zawsze zachowywał się w trakcie łowienia. Szkoda tylko, że potyczka zaproponowana przez czarnego jako przyjemna i przyjacielska forma spędzenia czasu była dla Łabędziego Pluska lekką katorgą.
Złapawszy jeszcze dwie nornice powoli udał się w drogę powrotną. Już niedługo patrol, w którym miał uczestniczyć Barwinkowy Podmuch, powinien wyruszyć z obozu. Musieli już wracać. Gdy jednak wojownik dotarł na miejsce, z którego wcześniej wyruszyli, małą polanę, nie zastał tam młodszego kocura. Postanowił na niego poczekać, ale czas mijał, a ten wciąż się nie pojawił. Po prostu nic. Nawet świeżego zapachu. Jakby gdzieś wsiąknął.
— N-no nie. N-nie mó-mówcie, że z-znowu s-się g-gdzieś zgu-zgubił, t-tym ra-razem na w-własnych te-terenach — westchnął sam do siebie z politowaniem. — Ba-barwinkowy Po-podmuchu? Ba-barwinkowy Po-podmuchu!
<Barwinku, który kocha się gubić?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz