-A teraz sobie miło porozmawiamy. - powiedziała Szyszka.- Musisz być miły, inaczej nikt w klanie nie będzie ciebie lubił, wiesz, malutki?
Spojrzał na nią z morderczym wzrokiem. Przecież był miły! Nie rozumiał o co tej kotce się rozchodzi. Że niby on robił coś źle? Jakoś tego nie dostrzegał. Był święcie przekonany, że nie robi nic złego. No bo walka była sposobem na pokazanie swojej siły! A słowa, które wypowiadał? Był po prostu sobą i stwierdzał fakty. Matka była słaba i głupia, więc nie czuł potrzeby, aby się z nią zadawać. Kotka najwidoczniej mówiła to wszystko, ponieważ się uwzięła na niego z zazdrości. Tak! Zazdrości mu siły jaką posiada. Zresztą, nikt nie musi go wcale lubić. On na przykład, nie lubi nikogo.
- A co mnie to? - powiedział mordując kotkę wzrokiem.- Cepias se i tyle! Ja ne lobie nic słego! - warknął. - To ty mas jakiś ploblem, mysia stlafo!
- Jak nie robisz nic złego, jak robisz? Krzywdzisz swoją mamę, swoim zachowaniem. Jest jej przykro, wiesz?
- Eee... No to co?
Nadal nie rozumiał jaki jest cel tej rozmowy. Ona próbuję coś mu uświadomić? Ale co?
Szyszka westchnęła.
- Nie możesz się tak zachowywać, bo to jest niemiłe.
Przekręcił głowę w bok, próbując zrozumieć sens tego zdania.
- Ale ja jestem miły... Nie wiem, o co ci chodzi - warknął w końcu.
- Nie. Nie jesteś. Gdybyś był miły, to twoja mama, by nie płakała.
- On płace cały cas, więc ne fidze lósnicy. Mas jakiś ploblem se mne oblazas?
- Nie obrażam cię.
- Właśnie se oblasas! - warknął. - Wynoś się s mojego terenu. Mama jest moja i mogę lobić z nią co tylko zechcę, a ty nic mi ne slobis, bo jesteś słabym, beswaltościowym kotem! - Rzucił się na jej łapy, a ta zrobiła unik.
I oto chodziło. Kierował swoje ataki tak, aby Szyszka ostatecznie znalazła się przed żłobkiem, a nie w nim. Kotka coś jeszcze mówiła, coś jak "przestań", ale nie zwracał na to uwagi. Musiał ją przegonić. Kiedy jedna z jej łap, dotarła na zewnątrz, uśmiechnął się zwycięsko.
- A telas spadaj stąd! - warknął w jej stronę.
<Szyszko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz