Dosłownie koniec zgromadzenia, klany się rozeszły
- Srokoszowa Gwiazdo! - dało się słyszeć głos Róży, która długimi susami zbliżała się do patrolu Klifiaków wracających ze zgromadzenia. Była sama, lecz miała nadzieję, że zostanie to odebrane w bardziej pozytywny, niż negatywny sposób. Gdy zwrócono na nią uwagę, zmieniła swoje tempo do truchtu, aż w końcu zatrzymała się w odpowiedniej, komfortowej odległości, patrząc w rozmieszane przez księżycowe światło, pomarańczowe ślepia - Proszę wybaczyć późną porę i tak nagłe pojawienie bez zapowiedzi - zaczyna, chociaż jej osobiście wcale przykro nie jest - Jednak jest sprawa, którą chciałabym pilnie omówić. Czy jest szansa na rozmowę?
Srokosz zmarszczył brwi. Jego ogon zdezorientowany zawirował w powietrzu.
- O co chodzi? - Spytał, na co kotka zerknęła wymownie na patrol Klifiaków, zaraz wracając wzrokiem na pysk kocura.
- Sprawy polityczne - Rzuca na razie krótko, widocznie czekając, aż kocur zrobi coś z resztą zainteresowanych kotów. Chyba, że chce sobie razem z nimi wszystko obmawiać, wtedy już jego wola.
Srokosz uniósł brwi zaciekawiony, zaraz kiwnięciem ogona dał znak Kanii by odprowadził klan.
-Więc?
Milczała jeszcze przez moment, odprowadzając klan wzrokiem, po czym ubrała swój pysk w jeden z tych uśmieszków o niewiadomym znaczeniu.
- Zdaję sobie sprawę, że najpewniej stąpam teraz po ścieżce bez kontynuacji - zaczyna - Jednak jeśli mam być szczera, a właśnie na tym chcę oprzeć możliwą relację w przyszłości, to mam pewną wizję. I nie spełni się ona, bez udziału Klanu Klifu. - Ciekawe jak bardzo by ją teraz zabił Agrest. Srokosz ziewnął zmęczony. Zaspany wzrok wylądował na liderce Klanu Burzy.
- Możesz przejść do senda sprawy? Nie mam całej nocy.
- W skrócie, jest to propozycja na sojusz. - rzuca, nie ściągając z pyska poprzedniego wyrazu, niezbyt zrażona postawą kocura, chociaż już teraz zdaje sobie sprawę, że nie będzie pałać do niebieskiego miłością.
- Co oferujesz w ramach tego sojuszu? Skąd w ogóle chęć przymierzenia się z nami?
- Powody są dość proste, nie uważasz? Ani Klan Nocy, ani Klan Wilka nie będzie czymś stabilnym w sojuszu, a patrząc na to, iż obie liderki zdążyły się ze sobą porozumieć, stawia Klan Burzy w mało fortunnej sytuacji i jeśli mogę pozwolić sobie na wyjście poza granicę teraźniejszości, to Klan Klifu również nie wyciągnie niczego korzystnego z tego porozumienia - mówiła gładko, płynnie, zaczynając od drugiego pytania, o pierwszym jednak wcale nie zapominając - Zapobiegawczości nigdy za wiele, prawda? - dorzuca lekko, zaraz kontynuując - A co do oferty, cóż, na pewno to co zazwyczaj, czyli możliwie jak najszybsze wsparcie w niedogodnej sytuacji, oraz stabilność gwarantowana z naszej strony. Chciałabym usprawnić przepływ informacji, urozmaicenie i być może w przyszłości, doprowadzić do ewolucji szkolnictwa. Wyszłoby to na dobre dla obu stron, jeśli się nie mylę. Jednak to może nie wystarczyć. Więc tu pytanie bezpośrednio do Ciebie, Srokoszowa Gwiazdo. Czego sam byś od nas oczekiwał?
Zastrzygł uszami na informacje o sojuszu Wilczaków z Nocniakami, wyraźnie zainteresowany i… cóż, szylkretowa się nie dziwiła. W końcu potem zniknął z kamienia, a ona sobie na spokojnie obserwowała obie klejące się do siebie jak ślimaki liderki obu klanów, rzucające w jej kierunku swoje irytujące spojrzenia. Co prawda przez całe zgromadzenie zanudzała się na wszelkie możliwe sposoby, jednak końcowo mogła dojść do kilku przydatnych wniosków.
- Twoja oferta w pełni mnie zadowala. - odparł zwięźle. - Myślałem, że to z Klanem Nocy jesteście najbliżej w stosunkach.
- Niezwykle mnie to raduje - mruknęła, z nutą teatralną, zaraz jednak na teatrzykowe miejsce weszła powaga, po wzmiance o Klanie Nocy - Mglista Gwiazda nigdy nie była w moich oczach nikim wartym zaufania. Potwierdziła to tylko jej dzisiejsza rozmowa z Szakalą Gwiazdą. - tu przerwała, odetchnęła i odliczyła w głowie do trzech. To teraz jeszcze jedna sprawa. - Czyli mogę uznać, że sojusz między naszymi klanami można nazwać oficjalnym. Dobrze, zanim jednak przejdę do kolejnej części, chciałabym się upewnić, czy od waszej strony mogę oczekiwać tego samego, co zaproponuje mój klan. - Zerknęła uważnie w pysk przywódcy, chcąc jednej, konkretnej rzeczy, którą jeśli nie w słowach, chciała wyciągnąć z samego umysłu, jeśli trzeba będzie. Dokładniej zapewnienia, że żadna z informacji i wiedzy sobie przekazywanej, nie ucieknie do innych klanów, głównie do Klanu Wilka. W końcu relacja między nimi wydawała się być... dość niejasna.
- W rzeczy samej. - mruknął. - Może wybrani wojownicy spotykali się co kwartał i wymieniali informacjami?
- Tak, wydaje się być to rozsądny odstęp czasowy - stwierdziła - A skoro to mamy za sobą, jest jeszcze jedna rzecz, jak już zdążyłam wspomnieć. Chodzi o pierwotną wizję.
Chciałam nawiązać porozumienie również z Owocowym Lasem. Dzięki temu wymiana informacjami czy też technikami obejmie większy obszar. Oczywiście, jest możliwość, bym robiła za pośrednika, jednak nie ukrywając, zależało mi na tym, by wasze grupy również miały ze sobą dobre relacje, lub też przynajmniej neutralne. To, o co pytam, to twoja ewentualna opinia jak i zgoda. Czy jest możliwość, by od waszej strony mój pomysł przeszedł. - Nie wspomniała jak na razie, że sojusz z Owocówkami jest już nawiązany. Chciała się najpierw upewnić, dopiero wtedy podjąć końcowe kroki.
Niebieski zaśmiał się cicho.
- I Owocniaki nie mają nic przeciw?
- To na chwilę obecną nie jest ważne. Nawet jeśli mają, mam zamiar to zmienić. Najwyżej Klan Burzy skończy jako pośrednik - rzuciła twardo, nadal mając w głowie upartość owocowego lidera - No, więc jak będzie? - dodaje już lekko, unosząc brwi i czekając na odpowiedź, której nie uzyskała.
- W takim razie nie mam nic przeciwko. - mruknął. - Zgadzam się na twoje warunki. Omówię resztę z moim zastępcą. Spotkajmy się tutaj za dwa księżyce. Liczę wtedy na informacje odnośnie Owocowego Lasu.
Róża kiwnęła nieznacznie głową na znak zgody.
- Dziękuję za udane spotkanie - tu poruszyła uchem - A teraz, jeśli nie masz nic przeciwko - Tu schyliła głowę w geście pożegnania, powoli kierując się w stronę Burzowego obozu. Prawdą było, że Róża stawała się coraz bardziej stara i upływające księżyce odliczała z napięciem. Nie wybierała się jeszcze jednak do grobu, miała zbyt wiele do zrobienia w tym zapobieganie możliwych napaści i nawet jeśli nie przyznawała tego sama przed sobą, zaczynała czuć coraz większą presję i obawę.
- Srokoszowa Gwiazdo! - dało się słyszeć głos Róży, która długimi susami zbliżała się do patrolu Klifiaków wracających ze zgromadzenia. Była sama, lecz miała nadzieję, że zostanie to odebrane w bardziej pozytywny, niż negatywny sposób. Gdy zwrócono na nią uwagę, zmieniła swoje tempo do truchtu, aż w końcu zatrzymała się w odpowiedniej, komfortowej odległości, patrząc w rozmieszane przez księżycowe światło, pomarańczowe ślepia - Proszę wybaczyć późną porę i tak nagłe pojawienie bez zapowiedzi - zaczyna, chociaż jej osobiście wcale przykro nie jest - Jednak jest sprawa, którą chciałabym pilnie omówić. Czy jest szansa na rozmowę?
Srokosz zmarszczył brwi. Jego ogon zdezorientowany zawirował w powietrzu.
- O co chodzi? - Spytał, na co kotka zerknęła wymownie na patrol Klifiaków, zaraz wracając wzrokiem na pysk kocura.
- Sprawy polityczne - Rzuca na razie krótko, widocznie czekając, aż kocur zrobi coś z resztą zainteresowanych kotów. Chyba, że chce sobie razem z nimi wszystko obmawiać, wtedy już jego wola.
Srokosz uniósł brwi zaciekawiony, zaraz kiwnięciem ogona dał znak Kanii by odprowadził klan.
-Więc?
Milczała jeszcze przez moment, odprowadzając klan wzrokiem, po czym ubrała swój pysk w jeden z tych uśmieszków o niewiadomym znaczeniu.
- Zdaję sobie sprawę, że najpewniej stąpam teraz po ścieżce bez kontynuacji - zaczyna - Jednak jeśli mam być szczera, a właśnie na tym chcę oprzeć możliwą relację w przyszłości, to mam pewną wizję. I nie spełni się ona, bez udziału Klanu Klifu. - Ciekawe jak bardzo by ją teraz zabił Agrest. Srokosz ziewnął zmęczony. Zaspany wzrok wylądował na liderce Klanu Burzy.
- Możesz przejść do senda sprawy? Nie mam całej nocy.
- W skrócie, jest to propozycja na sojusz. - rzuca, nie ściągając z pyska poprzedniego wyrazu, niezbyt zrażona postawą kocura, chociaż już teraz zdaje sobie sprawę, że nie będzie pałać do niebieskiego miłością.
- Co oferujesz w ramach tego sojuszu? Skąd w ogóle chęć przymierzenia się z nami?
- Powody są dość proste, nie uważasz? Ani Klan Nocy, ani Klan Wilka nie będzie czymś stabilnym w sojuszu, a patrząc na to, iż obie liderki zdążyły się ze sobą porozumieć, stawia Klan Burzy w mało fortunnej sytuacji i jeśli mogę pozwolić sobie na wyjście poza granicę teraźniejszości, to Klan Klifu również nie wyciągnie niczego korzystnego z tego porozumienia - mówiła gładko, płynnie, zaczynając od drugiego pytania, o pierwszym jednak wcale nie zapominając - Zapobiegawczości nigdy za wiele, prawda? - dorzuca lekko, zaraz kontynuując - A co do oferty, cóż, na pewno to co zazwyczaj, czyli możliwie jak najszybsze wsparcie w niedogodnej sytuacji, oraz stabilność gwarantowana z naszej strony. Chciałabym usprawnić przepływ informacji, urozmaicenie i być może w przyszłości, doprowadzić do ewolucji szkolnictwa. Wyszłoby to na dobre dla obu stron, jeśli się nie mylę. Jednak to może nie wystarczyć. Więc tu pytanie bezpośrednio do Ciebie, Srokoszowa Gwiazdo. Czego sam byś od nas oczekiwał?
Zastrzygł uszami na informacje o sojuszu Wilczaków z Nocniakami, wyraźnie zainteresowany i… cóż, szylkretowa się nie dziwiła. W końcu potem zniknął z kamienia, a ona sobie na spokojnie obserwowała obie klejące się do siebie jak ślimaki liderki obu klanów, rzucające w jej kierunku swoje irytujące spojrzenia. Co prawda przez całe zgromadzenie zanudzała się na wszelkie możliwe sposoby, jednak końcowo mogła dojść do kilku przydatnych wniosków.
- Twoja oferta w pełni mnie zadowala. - odparł zwięźle. - Myślałem, że to z Klanem Nocy jesteście najbliżej w stosunkach.
- Niezwykle mnie to raduje - mruknęła, z nutą teatralną, zaraz jednak na teatrzykowe miejsce weszła powaga, po wzmiance o Klanie Nocy - Mglista Gwiazda nigdy nie była w moich oczach nikim wartym zaufania. Potwierdziła to tylko jej dzisiejsza rozmowa z Szakalą Gwiazdą. - tu przerwała, odetchnęła i odliczyła w głowie do trzech. To teraz jeszcze jedna sprawa. - Czyli mogę uznać, że sojusz między naszymi klanami można nazwać oficjalnym. Dobrze, zanim jednak przejdę do kolejnej części, chciałabym się upewnić, czy od waszej strony mogę oczekiwać tego samego, co zaproponuje mój klan. - Zerknęła uważnie w pysk przywódcy, chcąc jednej, konkretnej rzeczy, którą jeśli nie w słowach, chciała wyciągnąć z samego umysłu, jeśli trzeba będzie. Dokładniej zapewnienia, że żadna z informacji i wiedzy sobie przekazywanej, nie ucieknie do innych klanów, głównie do Klanu Wilka. W końcu relacja między nimi wydawała się być... dość niejasna.
- W rzeczy samej. - mruknął. - Może wybrani wojownicy spotykali się co kwartał i wymieniali informacjami?
- Tak, wydaje się być to rozsądny odstęp czasowy - stwierdziła - A skoro to mamy za sobą, jest jeszcze jedna rzecz, jak już zdążyłam wspomnieć. Chodzi o pierwotną wizję.
Chciałam nawiązać porozumienie również z Owocowym Lasem. Dzięki temu wymiana informacjami czy też technikami obejmie większy obszar. Oczywiście, jest możliwość, bym robiła za pośrednika, jednak nie ukrywając, zależało mi na tym, by wasze grupy również miały ze sobą dobre relacje, lub też przynajmniej neutralne. To, o co pytam, to twoja ewentualna opinia jak i zgoda. Czy jest możliwość, by od waszej strony mój pomysł przeszedł. - Nie wspomniała jak na razie, że sojusz z Owocówkami jest już nawiązany. Chciała się najpierw upewnić, dopiero wtedy podjąć końcowe kroki.
Niebieski zaśmiał się cicho.
- I Owocniaki nie mają nic przeciw?
- To na chwilę obecną nie jest ważne. Nawet jeśli mają, mam zamiar to zmienić. Najwyżej Klan Burzy skończy jako pośrednik - rzuciła twardo, nadal mając w głowie upartość owocowego lidera - No, więc jak będzie? - dodaje już lekko, unosząc brwi i czekając na odpowiedź, której nie uzyskała.
- W takim razie nie mam nic przeciwko. - mruknął. - Zgadzam się na twoje warunki. Omówię resztę z moim zastępcą. Spotkajmy się tutaj za dwa księżyce. Liczę wtedy na informacje odnośnie Owocowego Lasu.
Róża kiwnęła nieznacznie głową na znak zgody.
- Dziękuję za udane spotkanie - tu poruszyła uchem - A teraz, jeśli nie masz nic przeciwko - Tu schyliła głowę w geście pożegnania, powoli kierując się w stronę Burzowego obozu. Prawdą było, że Róża stawała się coraz bardziej stara i upływające księżyce odliczała z napięciem. Nie wybierała się jeszcze jednak do grobu, miała zbyt wiele do zrobienia w tym zapobieganie możliwych napaści i nawet jeśli nie przyznawała tego sama przed sobą, zaczynała czuć coraz większą presję i obawę.
<Srokosz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz