— Twoja siostra Aksamitka ciebie szukała — zaczął kocur, gdy wyłapał ją z tłumu. — Twierdzi, że cię głodzę. Mało tego, uważa, iż w ogóle jesteśmy odpowiedzialni za brutalne porwanie ciebie w pierwszej kolejności. Co ty jej takiego powiedziałaś, gdy odchodziłaś, że wyciągnęła takie wnioski? — zaśmiał się nerwowo. Daglezjowa Igła była nieco zaskoczona tym, co wyszło z jego ust. Nie jednak tym, że jej siostra jej poszukiwała, a bardziej tym, że nic z tego nie usłyszała na zgromadzeniu. Cóż, nie spoglądała za wiele na skałę liderów.
— Niewiele, jeśli nie nic — miauknęła spokojnie, wpatrując się prosto w oczy Agresta. Ciekawe co jeszcze mówiła. Podziwiała fakt, że Aksamitna Chmurka została Aksamitną Gwiazdą. Nie była osobą po której się tego spodziewała. Choć z drugiej strony nie wróżyło to dla klifiaków dobrze... Szylkretka nie wyglądała dla niej jak materiał na przywódcę. — Odeszłam w ciszy, bez zapowiedzi.
— Czy mogę zapytać dlaczego? — spytał niepewnie Agrest. — Jeżeli chcesz odpowiedzieć na to pytanie, oczywiście — dodał po krótkiej chwili. Daglezja owinęła ogon wokół swoich łap i odgoniła wzrokiem ciekawsko wyglądające na nich z drzew koty, przysłuchujące się ich rozmowie. Ich pyski zniknęły w koronach liści. Przymrużyła oczy z lekkim westchnięciem.
— Klan Klifu to nie było to — wyznała przyciszonym głosem, oczy kierując w stronę gwiaździstego nieba. — Jeżeli Klan Gwiazd kiedykolwiek istniał, zdecydowanie nie patrzył on w naszą stronę. Pod przywództwem Lamparciej Gwiazdy nie było łatwo. Tajemnicze morderstwa, zniknięcia... — wymieniała kotka, a wyraz pyska lidera wskazywał na jego głębokie zamyślenie i zainteresowanie w tym, co mówi. — A kiedy Lukrecja zaproponował mi dołączenie, zrobiłam to. Nie miałam wielu lepszych opcji. A tej zdecydowanie nie żałuję.
Brązowy sapnął. Czuła od niego zapach zmęczenia, co nie wywołało u niej żadnego zdziwienia. Kocur po długim i wyczerpującym zgromadzeniu miał do tego prawo.
— Jesteś wojowniczką Owocowego Lasu — mruknął cicho, a przez krótki moment Daglezja zastanawiała się nad tym, co próbował powiedzieć. Jego głos przypominał bardziej senną mowę niż składną wypowiedź — Z krwi i kości, mimo że się tu nie urodziłaś.
— Tak, nie musisz tego kwestionować — odpowiedziała, niezdecydowana czy słowa przywódcy idą z jego serca czy wymęczonego, nietrzeźwego umysłu. — Nie powinieneś iść już położyć się do snu, Agreście? — zasugerowała, mówiąc miękko i spoglądając w jego oczy. — Mam wrażenie, że jesteś naprawdę zmęczony. Możemy porozmawiać jutro, jeżeli wyrażasz taką chęć.
Czekoladowy nieco się rozbudził po tych słowach, jednak było widać, że odpoczynek był jedynym, czego w tej chwili pragnął.
— Cóż, obawiam się, że nie mogę się z tym kłócić. — Uśmiechnął się słabo, wzruszając ramionami.
— Odprowadzić cię do legowiska?
— Nie trzeba — odparł, kręcąc głową. Pozwoliła mu zatem odejść, rzucając jeszcze pożegnanie. Ona również marzyła o zetknięciu się jej pyska z miękkim, mszystym posłaniem. Rzuciła pojedyncze spojrzenia obecnemu strażnikowi obozu i poszła do swojego legowiska, bez dłuższych zastanowień.
***
Znowu była wolna.
Obrazy, które w jej głowie wyświetlały się jak film nie opuszczały jej ani o krok, bez względu na to jak daleko już była od obozu klifiaków. W jej uszach pulsowała jeszcze gorąca krew.
Zastygła w bezruchu. Wdech zatrzymał się w jej piersi, a całe ciało spięło, gdy tylko Srokosz rzucił się na przywódczynię Klanu Klifu. Bezlitośnie szarpał, wił się nad jej ciałem, rwąc i gryząc pozbawiając ją sił i godności. Nie zwracał uwagi, bądź w amoku nie słyszał jej głośnego łkania i błagań.
"Walcz!", prosiła w myślach Daglezja, nie odrywając ani na chwilę wzroku. Nie wierzyła, że Aksamitkowa Gwiazdeczka nie potrafiła zrobić nic we własnej obronie. Porwała ją, ogłuszyła, siłą przycisnęła do zostania w słodkim, wyidealizowanym świecie, ale nadal była tą siostrą z jednego miotu, której piski nie zmieniły się od pierwszego żałosnego skomlenia o mleko. Futro szylkretki nie lśniło blaskiem, a brudem i krwią, której ciemna barwa odcinała się od jasnej i radosnej jak jej dusza sierści. Ślepia Aksamitki błagały o pomoc każdego wojownika w klanie, jednak nikt nie przerywał dzieła Srokosza. W końcu i na niej wylądował ten wzrok, ostatniego błagania o pomoc. Ruda odwróciła jedynie głowę. "Zasłużyła", przekonywała samą siebie.
— Daglezjowa Igło, zostajesz puszczona wolno – odejdź i wróć do swoich. — Szary patrzył prosto na nią, prosto w patrzące z dołu turkusowe oczy, nie mówiące po sobie nic. — Po wschodzie słońca będziesz już dla nas intruzem i tak również traktowana. Miej na uwadze, że żaden wojownik nie ośmieli się sprzeciwić temu rozkazowi. — Zaznaczył twardym głosem, wypychając te słowa przez zęby. Nie potrzebowała, by Srokoszowa Gwiazda powtarzał to raz jeszcze. Miała tylko nadzieję, że nadal pamięta drogę.
Musiała wrócić do Owocowego Lasu, jak najszybciej. Zawiadomić współklanowiczów. Opowiedzieć wszystko Agrestowi. Po prostu wrócić do domu.
***
Ciągnęła za sobą ślady Klanu Klifu, Wilka i Burzy, niepewna, czy w ogóle jeszcze coś zostało z tego należącego do Owocowego Lasu. Była już wygłodniała i spragniona, jednak ignorowała rosnącą suchość w gardle i pustkę w żołądku. Nie chciała się zatrzymywać, pomimo tego, że jej łapy powoli odmawiały posłuszeństwa. Przedzierała się przez zgęściały świerkowy las, przykuwając uwagę, by nie zboczyć z granicy zapachowej, co mogłoby skończyć się niezbyt kolorowo. Nawet drzewa nie osłaniały jej od wszechobecnego gorąca i duchoty, choć przynajmniej słońce nie paliło jej skóry i oczu. Ono samo chowało się powoli za zachodem, kończąc ten popaprany dzień.
— Ile jeszcze? — wycharczała pod nosem sama do siebie. Wizja szybszego, ciepłego przyjęcia w obozie była jednak bardziej zachęcająca niż postój na polowanie, który by wszystko tylko przedłużył. Chłodnawy wiatr powiał z zarośli, przynosząc kotce nieco ulgi w wędrówce. Czy to tak czuli się włóczędzy?
Zadrżała, lecz nie z zimna, a przerażającego kociego wrzasku, który rozległ się gdzieś za nią. Nie była pewna z której strony, jej uszy nie potrafiły dobrze zlokalizować dźwięku. Nie zamierzała się także odwracać, a co dopiero szukać. Pognała spanikowana przed siebie. Tupot łap i trzask łamanych gałązek i ściółki sugerował, że napastnik rzucił się za nią w pogoń. Czy nawet... napastnicy. Wszystko, co jeszcze zostało z jej sił wpuściła w łapy, które z prędkością błyskawicy pchnęły jej zmęczone ciało do przodu. Nic nie dodawało motywacji tak, jak strach.
Drzewa ustąpiły miejsca równinie, w oddali pojawiła się droga grzmotu. Odgłosy za nią powoli się oddalały, aż w końcu całkiem ustały. Przebiegła przez łąkę, twardą, pustą drogę i niemal od razu rzuciła się w trawę po drugiej stronie, dysząc głośno. Z trudem łapała oddechy. Ciemność nastała i przykryła tereny wszystkich klanów granatową płachtą. Leżała niemal w bezruchu na chłodnej ziemi, czując na sobie kurz, piasek i błoto przez przynajmniej parę minut. Miała wrażenie, że brakuje jej miejsca i w płucach, i w żyłach.
Nadal czuła ból. Mimo tego przeciągnęła się i wypięła, by zmyć z siebie brud, pomimo wyczerpania. Nie chciała, by ktokolwiek ją zobaczył w gorszym stanie, nawet jeżeli niedbałe mycie się przynosiło jej jeszcze więcej zmęczenia.
— Daglezjowa Igło? — Sierść na grzbiecie najeżyła się, ale po chwili na powrót wygładziła, gdy rozpoznała głos i zapach... przyjaciela.
Ślimak niepewnie zbliżył się do miejsca, w którym leżała kotka. Ruda podniosła się i stanęła, próbując wyglądać jak najpewniej przy współklanowiczach pomimo trudności. Po jego stronach stali Gęgawa i Fretka, wyglądając na zaskoczonych jej obecnością.
— Wróciłaś! — krzyknął point, podbiegając do Daglezjowej Igły, która patrzyła na niego z łagodnym uśmiechem, ale jednocześnie ogromną radością w oczach, że nareszcie powróciła do siebie. Oparła się o jego ramię. Ślimak wyglądał, jakby chciał powiedzieć jeszcze tysiąc innych rzeczy, ale przerwała mu Fretka, która wysunęła się przed niego, stając pyskiem w pysk z zaginioną.
— Jak się tu znalazłaś? — zapytała, patrząc na kotkę z chłodem w oczach.
— Puszczono mnie wolno. Przeszłam od terenów klifiaków, przez granicę Klanu Burzy z Klanem Wilka. Dopiero przed chwilą doszłam tutaj. Mam tobie, Agrestowi i Ważce wiele do powiedzenia.
Zastępczyni przez chwilę myślała, po czym westchnęła.
— Wracajmy. Chętnie to wszystko usłyszę.
***
Oczywiście, że tylko widząc zmęczone, lecz szczęśliwe oblicze Daglezjowej Igły sporo owocniaków wpadło w ekstazę. Przyjaciółki podbiegały, zadając tysiące pytań i dusząc wojowniczkę w ciepłym uścisku. Ona jednak jeszcze miała do opowiedzenia tym na górze o tym, co ją zdążyło spotkać, zanim mogła to wszystko przekazać zwykłym szarakom.
Usiadła na gałęzi legowiska lidera dokładnie naprzeciwko Agresta, a po bokach zasiadły jego zastępczynie, czekające na raport.
— Więc jak to się stało? — zaczęła Fretka, świdrując ją wzrokiem.
— Dzień po zgromadzeniu wyszłam na zwykły patrol, przynajmniej tak się zdawało wszystkim. To, co wiecie to fakt, że pozostali zostali zaatakowani i odciągnięci. Mnie natomiast... spotkał pewien wojownik Klanu Klifu — mruknęła, krzywiąc się nieco na pysku na samą myśl o tym, jak ją wrobił. Nie mogła się ośmieszyć przed autorytetami mówiąc, że chciała porozmawiać z siostrą. Nie chciała ukazać się przed nimi w takim złym świetle. — Niedźwiedzia Siła. Próbował mnie omamić, mówiąc że Aksamitna Gwiazdeczka jest ciężko chora i potrzebuje ze mną rozmowy. Nie godziłam się, a później pamiętam tylko ból głowy i utratę przytomności. Obudziłam się, już w ich legowisku medyka. — Na wspominki tego piekielnego, rozrywającego mózg bólu aż sama go po raz kolejny odczuła. Koty przyglądały się jej, z zaciekawieniem i oburzeniem słuchając historii.
— Dalej?
— Rozmawiałam z Aksamitką. Zostałam wywołana i mianowana na wojowniczkę, ze zmienionym, "słodkim" imieniem. Pozwólcie, że zachowam je dla siebie. — Fretka i Ważka wolno przytaknęły. — Byłam wolna, ku mojemu zdziwieniu, choć również nie tak jak bym tego chciała. Niedźwiedzia Siła nie odstępował ode mnie ani na krok. Każdy patrol, każde polowanie, on był za mną. Próbowałam uciekać, jednak za każdym razem siłą przyprowadzał mnie z powrotem.
— Bezczelne... — słyszała mamrotanie pod nosem przywódcy. — Nasza wizyta sprawiła, że zostałaś wypuszczona?
— Nie, przynajmniej nie przez Aksamitkę — miauknęła, na co wszystkich uszy się uniosły, a oczy zalśniły ciekawsko. — Oczywiście bardzo ją doceniam nadal i dziękuję ci za nią, Agreście. Jednak dziś Srokoszowa Gwiazda wzniecił bunt. Walczył z Aksamitką, która przegrała, w ciężkim stanie i objął rządy. Jest nowym przywódcą Klanu Klifu. Nie wiem, co się stało po moim odejściu z Aksamitną Chmurką.
Daglezjowa Igła nie mogła powiedzieć, że rada była zszokowana tym, co usłyszała, jednak z pewnością po ich twarzach mogła stwierdzić choćby lekkie zaskoczenie.
— Jak byłaś traktowana? — zadał pytanie Agrest, podrygując ogonem.
— Trudno mi określić. Oczywiście, że miano zdrajcy przewinęło się wielokrotnie, jednak w większości klifiaki były zadowolone z mojego przybycia. Starzy znajomi i inni. Dodatkowo wszyscy wiedzieli, że jestem siostrą Aksamitki, więc to być może ich powstrzymywało od gorszych czynów.
Czekoladowy głęboko westchnął.
— Tobie już dziękujemy. Cieszymy się niezmiernie, że powróciłaś i sam jestem pewny, że jesteś wyczerpana tym dniem. Możesz wrócić do legowiska wojowników — pochylił głowę Agrest, spoglądając raz w górę na całkiem czarne niebo. Faktycznie, godzina była już późna. Chciała załatwić jednak jeszcze jedną sprawę.
— Chciałabym jeszcze poprosić o jedną rzecz, zanim pójdę — miauknęła, gdy Agrest już próbował coś powiedzieć do siedzącej obok niego szylkretki, co jednak przykuło ich uwagę. Wyprostowali się i zwrócili twarze w jej stronę.
— Zamieniam się w słuch.
— Chciałabym przyjąć oznaczenia na uchu. Chcę podkreślić przed wszystkimi moją przynależność do Owocowego Lasu.
<Agrest?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz