— Słoneczna Łapo, czy znowu muszę ci przypominać, że ja mam na imię Lwia Łapa? Lwia Łapa, nie Lwia Łapka — cmoknęła, cudem powstrzymujące się by nie wbić w oko niepełnosprawnej pazurów, na wzmiankę o tym, że starsza by chciała ją adoptować — Jesteś bardzo zapominalska. Może nie powinnaś być medykiem? Jeszcze komuś krzywdę zrobisz przez to swoje zapominalstwo... Źle zdiagnozujesz, albo źle zioła dobierzesz... Wtedy klan cię znienawidzi, a tego lepiej by było uniknąć w twoim przypadku. — miauknęła, chcąc brzmieć miło i jak najbardziej troskliwe, zarówno o klan i jak o czarno-biała medyczkę
— Oh, Lwia Łapko — powtórzyła by dodatkowo zirytować kotke. — To takie urocze, że się o mnie martwisz, ale z moją pamięcią wszystko w porządku. Po prostu uwielbiam te twoje zmarszczeczki jak się denerwujesz. — tyknęła łapą łebka uczennicy.
Podirytowna zmarszczyła brwi, na co na pysku uczennicy medyka pojawił się drwiący uśmiech. Lew zignorowała to co kotka uczyniła, przetarła łapką swą sierść w miejscu, w którym została dotknięta biała łapą. Była zła, że przez te zmartwienie i nerwy czy to na brata, że jej nie słuchał, czy na otaczające ją paskudne koty często marszczyła swój pysk. A chciała zachować jak najdłużej młodość, na marszczki miała w końcu czasu, a czasu. Najlepiej jakby dopiero, gdy skończy sto dwadzieścia księżyców zyskała je na stałe. Albo wcale.
— Naprawdę? Ja za nimi nie przepadam. Jestem za młoda, by zmarszczki zdobiły mój pyszczek — stwierdziła unosząc pysk do góry, mając nadzieję że utrudni tym samym niepełnosprawnej kotce ponownego jej dotknięcia, gdyby ta ponownie zechciała to uczynić
— Oh spokojnie. Pewnie i na to są ziółka.
— Obyś miała rację. Podpytaj może Wiśniowej Iskry, może ona zna takie zioła. Wtedy nie jednej kotce pomożesz, która by chciała zachować wieczną młodość. — poleciła, była ciekawa czy faktycznie istniały takie magiczne ziółka
Może jej matka znała taki specyfik? W końcu Zięba prezentowała się każdego dnia przepięknie, tak jakby upływ księżyców nie miał na nią wpływu. Matka wciąż prezentowała się pięknie, tak jakby miała co najwyżej dwadzieścia księżyców. A Lwia Łapa wiedziała, że niestety tak nie było.
—Jesteś genialna, Lewku. Nasza medycyna skupia się głównie na leczeniu chorób i urazów, a gdyby tak zainwestować w zatrzymanie procesów starzenia? Wszystkie kotki z leśnych klanów biłyby się o moją wizytę.
— Lwia Łapo, a nie Lewku, Słoneczna Łapo... — upomniała starszą uczennicę wzdychając — No widzisz, dlatego na co czekasz. Pełźnij ile sił w twoich dwóch małych łapkach, odnajdź zioło młodości i zostań asystentką medyka już dziś. — podniosła się z trawy — Możesz mi przypomnieć ile masz księżyców? Trzydzieści?
Słoneczko uśmiechnęła się lekko zirytowana tym wypominaniem wieku.
— Słuchaj, nie moja wina, że Gwiezdni zwrócili nam sadzawkę i dopiero na medycznym posiedzeniu mogę być mianowana.
— No tak, racja. Mam nadzieję, że na kolejnym zostaniesz mianowana. — westchnęła — Po prostu nie chcę abyś została drugą Gepardzi Mróz, biedna, niektórzy wciąż z niej szydzą, że nie podała jako uczennicą medyka. Przynajmniej dostała drugą szansę, bo jest sprawna, a ty wojownikiem już raczej nie zostaniesz, co najwyżej resztę dni spędziłabyś w starszyźnie, gdyby ci się nie powiodło.
<Słoneczko?>
[530 słów]
[Przyznano 11%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz