*zima*
Wracała właśnie z polowania, niosąc martwą mysz w pysku. To były udane łowy. Wybrała się na nie z dwoma innymi kotami i nie pożałowała. Mimo iż zimno szczypało ją w łapy, była zadowolona.Weszła do obozu, jak przystało na taką porę nie siedziało w jego centrum za dużo kotów. Większość skryła się w legowiskach chcąc odpoczywać i grzać się z resztą pobratymców, a nie marznąć na zimnie. Miodunka jednak starała się nie narzekać, mimo, iż pora nagich drzew dawała w kość. Starała się być radosna i tak się prezentować przed innymi kotami.
Podeszła do sterty zwierzyny, chcąc odłożyć na niego swą zdobycz, jednak gdy dostrzegła ogon Witki, który mignął jej w wejściu do legowiska medyków, zmieniła zdanie.
Wstała po czym ruszyła w tamtą stronę z uśmiechem na pysku.
Weszła po nasypie do dziupli starej topoli, a gdy tylko znalazła się w środku zrobiło się nieco cieplej, mimo to było tam i tak zimniej niż na przykład w takiej kociarni, gdzie przesiadywała teraz Mrówka i jej dzieci. Miodunka aż zatęskniła nieco za ciepłem tamtego miejsca. Legowisko wojowników, jako iż na drzewie, nie było takie ciepłe. Co prawda prowizoryczne daszki z gałęzi trochę chroniły przed śniegiem, ale jeśli chodziło o mróz nie były tak efektywne. Ale cóż, była wojowniczką, nie wieczną karmicielką i zresztą taka mała niedogodność nie mogła jej ani popsuć humoru, ani sprawić że żałowałaby swych życiowych wyborów. Lubiła w końcu łowić i patrolować, ruszać się, być aktywną.
Podeszła do Witki, która zauważyła ją w trakcie sortowania ziół.
- Cześć, Witko, przyniosłam dla ciebie jedzenie – powiedziała, podsuwając mysz pod łapy młodszej kotki.
- Dziękuję – odparła z wdzięcznością niebieska szylkretka.
Wtedy właśnie Miodunka rozejrzała się po legowisku i ku jej uldze, nie było w nim jej rudej matki, której nie chciała widzieć.
Rzadko miała okazję przychodzić do tego miejsca. W końcu bytowała tu Plusk, której kotka nie chciała widzieć. Pamiętała, jak w dzieciństwie prosiła rodzicielkę, by ta pokazała jej trochę ziół. Niestety, z niewielkim skutkiem. Ruda była bowiem przewrażliwiona i nie chciała wypuszczać ich ze żłobka.
Omiotła jeszcze raz spojrzeniem legowisko, po czym klapnęła sobie.
- Co u ciebie? – spytała.
- Wszystko jest dobrze. Właśnie sortowałam zioła, gdy przyszłaś.
- Widziałam – odparła z uśmiechem Miodunka.
- Jak się mają twoje dzieci? – spytała uczennica medyka, rozpoczynając jedzenie martwego gryzonia.
- Śliwka w jak najlepszym porządku, jest energiczna i rozbrykana jak zawsze – odparła Miodunka, uśmiechając się jeszcze szerzej i szczerzej na myśl o młodej koteczce. Żbik pewnie miał z nią masę roboty… - Reszta…cóż, powiedzmy, że Gruszka nie lubi za bardzo spędzać ze mną czasu, zdecydowanie woli swojego ojca, więc tylko od niego i od jej mentora wiem, że wszystko jest w porządku. Chyba polubiła się ze Świergotem – dodała – Borówek to w ogóle nie chce z nami rozmawiać, on to tylko z Gruszką porozmawia – zakończyła.
Witka skinęła głową.
- Rozumiem – powiedziała – A jak twoje zdrowie?
- Jak widać, wszystko dobrze. Z Niktusiem też wszystko dobrze.
- Z…Niktusiem? – zdziwiła się Witka.
- Ach, tak go pieszczotliwie nazywam. Trudno trochę jest tak ciągle mówić do niego per „Nikt” – wyjaśniła– Oczywiście, wszyscy mogą go tak nazywać, to zastępnik jego imienia i przyzwyczaił się już, ale to trochę… przykre – stwierdziła.
Witka skinęła jej głową.
- Aha… - mruknęła tylko.
- Ostatnio dużo kotów w lecznicy czy raczej mało? – spytała.
- Pora nagich drzew nas nie oszczędza, choroby wtedy częściej się pojawiają – odparła uczennica medyka – Ale sądzę, że nie jest ich tak dużo… Choć to nie oznacza, że mało kotów choruje. Wiele z nich nie przychodzi z dolegliwościami od razu i potem ich stan się pogarsza – powiedziała.
- To trochę…nieodpowiedzialne z ich strony – zauważyła – Narażają nie tylko swoje zdrowie, ale jeśli to zaraźliwe to też innych.
- Właśnie. Jeśli zauważysz, że ktoś jest chory, możesz go tu przyprowadzić albo powiedzieć mi o tym?
- Oczywiście – odparła Miodunka, choć nie widziało jej się wchodzić do środka i spotykać za często matki. Mogła jednak pomóc Witce w zaganianiu tego tałatajstwa.
- Muszę posortować zioła do końca, wybacz – poinformowała cicho vanka kończąc swój posiłek.
- Pewnie. Nie ma sprawy – odparła Miodunka, już szykując się do wyjścia.
- Zaraz! – zatrzymała ją jeszcze młodsza – Możesz dać to – podała jej jakieś zioła – Żurawinie? Na stawy.
- Oczywiście – miauknęła bicolorka, po czym chwyciła zioła i wyszła z dziupli.
Dostrzegła wchodzącą do siedziby owocniaków rudą medyczkę, więc szybko zeszła z nasypu, po czym udała się do legowiska starszyzny.
Weszła pod osłonę krzewu kaliny. Na obecną chwilę w środku był tylko jeden starszy, ten którego szukała – Żurawina, reszta gdzieś wyszła.
- Witaj, przyniosłam zioła na stawy od Witki.
- Mhm – odpowiedział jej mruknięciem i skinieniem głowy.
Słyszała, iż ten wyznawca Wszechmatki nie jest zbyt rozmowny, no chyba, że chodzi o jego partnerkę i dzieci. Niestety była także świadoma, iż był jednym z popleczników Komara. Mimo to… Jakoś tak nie chciała od razu wychodzić. Musiała jeszcze o coś zapytać.
- Gdzie jest Bez? – spytała.
Jej ojciec został przeniesiony do legowiska starszych jakiś czas temu. Miał już dużo księżyców… Ile to… Policzyła szybko w głowie i wyszło jej… O rany, dziewięćdziesiąt dziewięć księżyców! Naprawdę się zestarzał…
Dziewięćdziesiąt dziewięć księżyców bez słuchu…
- Nie wiem, chyba Łuska i Dalia przyszły, aby się z nim przespacerować… - przerwał jej rozmyślania czekoladowy.
- A… Co u ciebie? Stawy cię bolą? – spytała, wskazując na kupkę ziół.
- Dzisiaj akurat nie – mruknął kocur – Ale Witka pewnie woli mieć pewność… - dodał.
- Aha.
Nastąpiła chwila ciszy, a potem Miodunka pożegnała się ze starszym kocurem. Odpowiedział jej krótkim „do widzenia”.
postaci NPC: Witka, Żurawina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz