*przed porodem i ogółem kawał czasu temu, ale wstawię, bo czemu nie*
Ciepłe promienie słońca przyjemnie grzały mu kark. Otworzył lenie oczy. Wypełniająca obóz zieleń zaskoczyła go z lekka. Już prawie zapomniał jak piękna może być Pora Nowych Liści. Chciał się podnieść, ale poczuł, że ktoś trzyma go za ogon. Zwrócił łeb w tamtą stronę i ujrzał leżącą obok niego Berberysową Bryzę. Zrelaksowana kotka posłała mu uśmiech, na który nieśmiało odpowiedział swoim.
— A ty gdzie? — zapytała go, leniwie unosząc łapy ku niebu. — Mamy chwilę spokoju, a tobie już spieszno do kociąt — mruknęła do niego.
Żywica poczuł się jakby ktoś wrzucił go do lodowatej wody. Zerwał się gwałtownie na cztery łapy, posyłając partnerce zaskoczone spojrzenie. Jak na zawołanie za nimi rozległ się odgłos tuptania małych łapek. Zdezorientowany obejrzał się za siebie i ujrzał czwórkę pędzących w jego stronę kociaków. Ich łaciate futerka na myśl przywodziło ich mamę. Jedynie sterczące na ich uszkach pędzelki mówiły, że mają też coś z niego. Miniaturowa armia rzuciła się mu na ogon. Przerażony podskoczył, próbując uratować resztkę co zostało z jego ogona. Szybkim krokiem znalazł się za Berberys, mając nadzieję, że tak zgubi to niemałe stadko żądne jego kity. Maluchy wlepiły w niego swe ślipia, czekając aż ten wróci do nich się bawić. Najodważniejszy z nich podszedł do mamy i próbował się wspiąć po jej brzuchu do spanikowanego Żywicy. Jego kremowe futerko poprzecinane ciemniejszymi pręgami nieprzyjemnie kojarzyła się liliowemu z ich przywódcą. Z przymrużeniem oka kociak zdawał się być do niego podobny.
— Maczku, nie dręcz tak Żywicznej Mordki — miauknęła Berberysowa Bryza, lekko spychając malca.
Niepocieszony kociak pokazał język mamie. Berberys posłała mu karcące spojrzenie. Maczek widząc wzrok rodzicielki pośpiesznie uciekł do rodzeństwa bawić się z nimi kulką mchu.
— A-ale z n-naszym... n-naszych k-kociąt r-rozrabiaki — wymamrotał zdziwiony.
Jeszcze nie do końca dochodziła do niego myśl posiadania potomstwa. Jego potomstwa. Nadal nie mógł w to uwierzyć.
— Waszych? — usłyszał kpiący głos.
Zaskoczony odwrócił się w jego stronę. Lisia Gwiazda stał, wpatrując się w niego lekko rozbawiony.
— Na-na-naszych — powtórzył niepewnie Żywica, zerkając ukradkiem na Berberysową Bryzę.
Kotka zdawała się jednak nie słyszeć ich rozmowy. Wpatrywała się jedynie z uśmiechem w swoje potomstwo. Perlisty śmiech lidera przypomniał Żywicy o jego obecności. Zestresowany lekko spojrzał ponownie na przywódce.
— Maczku! — zawołał rudy kociaka. — Chodź do taty — miauknął pewnie.
Kremowy kociak w podskokach podbiegł do lidera, przytulając się do jego łapy. Widząc, że rudy patrzy się na Żywicę, szturchnął Lisią Gwiazdę lekko.
— Tato o co chodzi z tym panem? — zapytał, przekręcając uroczo łebek.
Zupełnie niczym Berberysowa Bryza. Żywiczna Mordka nie mógł uwierzyć w to co widzi. Kręcąc łbem, zaczął cofać się do tyłu. To nie mogło być prawdą. Berberys nigdy by go nie zdradziła. Nigdy. Poczuł jak wpada w coś miękkiego. Białe futro otuliło go ze wszystkich stron.
— Spadaj lamerze — potężne łapko popchnęło go tak mocno, że aż uderzył o ziemię.
Podniósł łeb i ujrzał swojego brata podchodzącego do bawiących się kociąt.
— B-bluszczwy P-poranku? — miauknął zdziwiony. — C-co ty t-tu r-robisz?
Puszysty wojownik posłał bratu zaskoczone spojrzenie.
— Jak to co — warknął, otulając biało-szare kociaki ogonem. — Przyszedłem odwiedzić swoich synów
Żywica na początku myślał, że się przesłyszał.
— S-synów? — powtórzył głucho.
W zielonych ślipiach brata pojawiła się złość.
— Tak — wycedził. — Fiołka, Bratka i Tulipana — przedstawił mu łaciate kocięta.
Żywiczna Mordka poczuł jak coś w nim pęka. Łzy automatycznie zaczęły mu lecieć z oczu. Cały czas próbował to wyprzeć. W końcu to nie mogła być prawda. Przecież Berberysowa Bryza nie znosiła jego brata. To nie mogło być naprawdę. Zrozpaczony biegł przed siebie.
— Żywico — czyjś głos wypełnił jego umysł. — Żywico wstawaj! — czuł jak coś go szturcha.
Gwałtownie otworzył ślipia. Ale tak naprawdę teraz je otworzył. Światło wkradało się do legowiska wojowników. Dwie biały łapy stały przed nim. Uniósł łeb wyżej i ujrzał pysk Tęczowej Zatoczki.
— T-tak? — mruknął jeszcze lekko zaspany.
Wojowniczka uśmiechnęła się i podeszła do wyjścia z legowiska wojowników.
— Berberysowa Bryza cię woła — miauknęła kotka z tajemniczym uśmiechem.
Żywica poczuł się jakby ktoś wrzucił go do lodowatej wody. Zerwał się gwałtownie na cztery łapy, posyłając partnerce zaskoczone spojrzenie. Jak na zawołanie za nimi rozległ się odgłos tuptania małych łapek. Zdezorientowany obejrzał się za siebie i ujrzał czwórkę pędzących w jego stronę kociaków. Ich łaciate futerka na myśl przywodziło ich mamę. Jedynie sterczące na ich uszkach pędzelki mówiły, że mają też coś z niego. Miniaturowa armia rzuciła się mu na ogon. Przerażony podskoczył, próbując uratować resztkę co zostało z jego ogona. Szybkim krokiem znalazł się za Berberys, mając nadzieję, że tak zgubi to niemałe stadko żądne jego kity. Maluchy wlepiły w niego swe ślipia, czekając aż ten wróci do nich się bawić. Najodważniejszy z nich podszedł do mamy i próbował się wspiąć po jej brzuchu do spanikowanego Żywicy. Jego kremowe futerko poprzecinane ciemniejszymi pręgami nieprzyjemnie kojarzyła się liliowemu z ich przywódcą. Z przymrużeniem oka kociak zdawał się być do niego podobny.
— Maczku, nie dręcz tak Żywicznej Mordki — miauknęła Berberysowa Bryza, lekko spychając malca.
Niepocieszony kociak pokazał język mamie. Berberys posłała mu karcące spojrzenie. Maczek widząc wzrok rodzicielki pośpiesznie uciekł do rodzeństwa bawić się z nimi kulką mchu.
— A-ale z n-naszym... n-naszych k-kociąt r-rozrabiaki — wymamrotał zdziwiony.
Jeszcze nie do końca dochodziła do niego myśl posiadania potomstwa. Jego potomstwa. Nadal nie mógł w to uwierzyć.
— Waszych? — usłyszał kpiący głos.
Zaskoczony odwrócił się w jego stronę. Lisia Gwiazda stał, wpatrując się w niego lekko rozbawiony.
— Na-na-naszych — powtórzył niepewnie Żywica, zerkając ukradkiem na Berberysową Bryzę.
Kotka zdawała się jednak nie słyszeć ich rozmowy. Wpatrywała się jedynie z uśmiechem w swoje potomstwo. Perlisty śmiech lidera przypomniał Żywicy o jego obecności. Zestresowany lekko spojrzał ponownie na przywódce.
— Maczku! — zawołał rudy kociaka. — Chodź do taty — miauknął pewnie.
Kremowy kociak w podskokach podbiegł do lidera, przytulając się do jego łapy. Widząc, że rudy patrzy się na Żywicę, szturchnął Lisią Gwiazdę lekko.
— Tato o co chodzi z tym panem? — zapytał, przekręcając uroczo łebek.
Zupełnie niczym Berberysowa Bryza. Żywiczna Mordka nie mógł uwierzyć w to co widzi. Kręcąc łbem, zaczął cofać się do tyłu. To nie mogło być prawdą. Berberys nigdy by go nie zdradziła. Nigdy. Poczuł jak wpada w coś miękkiego. Białe futro otuliło go ze wszystkich stron.
— Spadaj lamerze — potężne łapko popchnęło go tak mocno, że aż uderzył o ziemię.
Podniósł łeb i ujrzał swojego brata podchodzącego do bawiących się kociąt.
— B-bluszczwy P-poranku? — miauknął zdziwiony. — C-co ty t-tu r-robisz?
Puszysty wojownik posłał bratu zaskoczone spojrzenie.
— Jak to co — warknął, otulając biało-szare kociaki ogonem. — Przyszedłem odwiedzić swoich synów
Żywica na początku myślał, że się przesłyszał.
— S-synów? — powtórzył głucho.
W zielonych ślipiach brata pojawiła się złość.
— Tak — wycedził. — Fiołka, Bratka i Tulipana — przedstawił mu łaciate kocięta.
Żywiczna Mordka poczuł jak coś w nim pęka. Łzy automatycznie zaczęły mu lecieć z oczu. Cały czas próbował to wyprzeć. W końcu to nie mogła być prawda. Przecież Berberysowa Bryza nie znosiła jego brata. To nie mogło być naprawdę. Zrozpaczony biegł przed siebie.
— Żywico — czyjś głos wypełnił jego umysł. — Żywico wstawaj! — czuł jak coś go szturcha.
Gwałtownie otworzył ślipia. Ale tak naprawdę teraz je otworzył. Światło wkradało się do legowiska wojowników. Dwie biały łapy stały przed nim. Uniósł łeb wyżej i ujrzał pysk Tęczowej Zatoczki.
— T-tak? — mruknął jeszcze lekko zaspany.
Wojowniczka uśmiechnęła się i podeszła do wyjścia z legowiska wojowników.
— Berberysowa Bryza cię woła — miauknęła kotka z tajemniczym uśmiechem.
Biedny :'
OdpowiedzUsuńUuu, jak dobrze widzieć je z powrotem 8)
OdpowiedzUsuń