Ziewnął szeroko, ukazując przy tym różowy języczek, zanim jego uszy wychwyciły znajomy odgłos szurania. Znudzony odwrócił pyszczek w stronę brata, wesoło tuptającego w jego kierunku.
- Bocian, widziałeś już kociaki Puchu? - miauknął z iskierkami radości w ślipiach Wschód, zatrzymując się zaraz koło brata.
- Tsaa, coś tam widziałem. - mruknął.
Wbił oczekujący wzrok w syna Pszczółki. Kocurek zapewne czegoś od niego chciał. W sumie mógłby się nim trochę wysłużyć, znajdując coś dla siebie. Otworzył już pysk, chcąc wydać pierwszy rozkaz, kiedy nieposłuszny brat odwrócił się i pomknął w stronę żłobka.
- Kto ostatni w kociarni, ten rybi ogon! - krzyknął jeszcze przez ramię.
Biały pokręcił zrezygnowany łbem. Wstał na równe łapki, obierając zupełnie inny kierunek. Nie zamierzał oglądać żadnych małych smrodów i się nad nimi rozczulać. Ruszył zamiast tego w stronę wyjścia. Mógłby złapać jakąś zwierzynę. Przyjemne z pożytecznym.
Jego uwagę przykuła Gąska, przekraczająca wejście do obozu, niosąc w pyszczku dwa wróble. Zainteresowany poruszył wąsami. Podszedł do wojowniczki, gdy już odłożyła swoje zdobycze na stertę ze zwierzyną.
- O, witaj Bocianie. - miauknęła, zauważając pojawienie się młodszego. - Potrzebujesz czegoś?
Kocurek zmrużył oczy.
- Musiałbym się zastanowić. - mruknął pod nosem, bacznie spoglądając na dość ładną kotkę. - A czego mógłbym chcieć, lisi bobku?
- Posiłku? - ogonem wskazała na złapaną zdobycz. - Jeśli nie masz nic ciekawego do roboty, możesz zanieść coś medyczką.
Bocian na kilka uderzeń serca, spojrzał na zwierzynę, zanim znów zwrócił uwagę na Gąskę. Córka Płomykówki najwyraźniej się gdzieś spieszyła.
- Nie rozkazuj mi, wronia strawo. - mruknął głosem bez emocji.
Postanowił skierować się tak czy siak do medyczek, jednak na pewno nie przyniesie im żadnego pożywienia. Jeszcze pomyślą, że słucha się kotek. Że kogokolwiek się słucha. To byłaby czysta obraza dla jego honoru.
Skierował się w tamtą stronę. Może zastanie matkę? Bardzo na to liczył. W końcu zadowolony ze swojej myśli, wszedł do legowiska, pachnącego mieszaniną wielu ziół. Większość z tych woni z łatwością rozpoznał. Powąchał skrzyp, musiał być świeżo urwany, zanim uniósł pyszczek, rozglądając się wokół. Na widok Bazylii, niechętnie podszedł bliżej.
- Gdzie mama? - spytał krótko matki jego koleżanek.
<Bazylio?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz