- Nie no to jest zwyczajnie niesmaczne - wymsknęło mu się podczas walki ze swoim własnym żołądkiem.
- Absolutnie się z tobą zgadzam, Wieczorniku! - miauknęła wciąż rozeźlona koteczka, która najwyraźniej musiała go usłyszeć - co to ma być?! - tu wskazała ogonem na wyplute żarcie - myślisz, że to wystarczy? Masz mi tu do zachodu słońca przynieść nową, świeżutką rybę, albo nie wiem co zrobię z tym twoim tłustym zadem! - zażądała, tupiąc przy tym wściekle nóżką.
Wieczornik odruchowo kiwnął rudym łbem, jakby chciał powiedzieć, że zgadza się z bengalką.
- My już sobie z nim pogadamy - miauknął Szakłak, nie zważając na mordercze spojrzenie posyłane mu przez sprawcę całego tego zamieszania.
Grupka bezpośrednich świadków nieprzyjemnego zajścia oddaliła się razem z Bobrzą Kłodą, ostatni raz wytykającym pogryziony język w stronę Zboża.
- Ale mu powiedziałaś! - miauknął syn Oszronionego Płatka, podeksycowany machając ogonem.
*jeszcze przed śmiercią Deszcza*
Skończyły się beztroskie księżyce w kociarni, a rozpoczął się wyczerpujący trening na wojownika. Tak moi drodzy, nasz mały Wieczornik został Wieczornikową Łapą, jednym z najmłodszych uczniów Klanu Nocy. Z początku bardzo się cieszył z mianowania i wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że jego ojciec, Deszczowa Gwiazda, wyznaczył mu na mentorkę Muszy Bzyk. Co prawda młodzik nie znał pointki zbyt dobrze, ale już wiedział, że się nie dogadają. Jak tatuś mógł tak się pomylić? Jaskier dostał na nauczyciela Jesionowy Wicher. Kocurek uważał, że to właśnie on byłby idealny, a nie jakaś tam Mucha. Niewatpliwie, lider stracił nieco w jego oczach. No przecież, on się z nią w życiu nie dogada! Wiele razy widział, jak ta z premedytacją dokucza innym klanowiczom, a potem bezczelnie śmieje im się w twarz. No przecież tak nie można! Wiedział jednak jedno - za wszelką cenę nie może dać sobą pomiatać.
Nawet pierwszy trening, czyli oprowadzanie po terenach, nie poszedł zbyt dobrze. Nurt rzeki był już tak silny, a linia wody na tyle blisko brzegu, że Muszy Bzyk nawet nie próbowała wrzucać tam swojego ucznia. Musieli więc zadowolić się spacerkiem po wyspie. Pointka oczywiście mogłaby jakoś lepiej spożytkować zaoszczędzony czas, ale po co? Lepiej naśmiewać się z zawijasów na ciele Wieczornika i nierównych skarpetek! Świeżo upieczony uczeń z pozoru ignorował te uwagi, jednak w środku wręcz gotował się ze złości, gdyż on uważał że jest piękny, i nic by w sobie nie zmienił.
Wreszcie, wrócili do obozu. Rudzielec niemalże od razu zaczął rozmyślać, jak pokazać mentorce, że nie da sobą pomiatać. Szybko przyszła mu do głowy Zboże. Ta koteczka wydawała mu się pozytywnie zwariowana i bez hamulców, ona na pewno mu pomoże. Skierował więc swe białe łapy do kociarni, w której, jeszcze kilka wschodów słońca temu, sam mieszkał. Na szczęście zastał ją na miejscu, podczas jednej ze swoich brutalnych zabaw (sam w niektórych uczestniczył, czy tego chciał czy nie).
- Hej, Zboże? Pozwolisz na chwilę? - rzucił niby zwyczajnie do kotki.
Kiedy zaciekawiona podeszła do niego, miauknął:
- Chciałabyś mi pomóc zrobić jakiś kawał Muszemu Bzykowi? Muszę pokazać jej, kto ku rządzi, a ty wydajesz mi się do tego idealna.
Jego wąsy drgnęły, w zniecierpliwieniu czekając na odpowiedź.
<Zboże? Mam nadzieję że nie popsułam charakteru>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz