Krzyk i seria niewygodnych szturchnięć sprawiły, że Jaskier został zmuszony do otworzenia ślepi… i nie był z tego ani trochę zadowolony. Przez dłuższą chwilę mierzył brata nieobecnym wzrokiem, próbując przyswoić sobie obrazy i dźwięki. Wieczornik za to, widząc, że ten się obudził, wyszczerzył zęby w wielkim uśmiechu i spojrzał braciszkowi prosto w oczy.
— O, wstałeś Jaskierrr! — zawołał uradowany.
Arlekin ziewnął zamiast mu odpowiedzieć. Z zamglonego pola widzenia zaczęły wyróżniać i wyostrzać się poszczególne kształty. Kociak jednak wciąż czuł ogromną potrzebę snu i z wielką chęcią położyłby się jeszcze raz. Jednego był pewien, nie miał teraz za bardzo ochoty ani sił na wstawanie… choć już przeczuwał, że brat ma co do niego inne plany i cętkowany prawdopodobnie tak czy tak na nie przystanie.
— Jaskierr, przeprrraszam, że cię obudziłem… nie chciałem zrrobić ci na złość… ale jak już wstałeś, to może się pobawimy, co? — miauknął zachęcająco srebrny, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy ze stanu niezadowolenia brata.
Jaskier przekręcił się na grzbiet, przez chwilę gapiąc się w sklepienie, potem padł z powrotem na brzuch, a z tej pozycji powolutku dźwignął się na łapy, jakby nie był zdecydowany, co w sumie ma uczynić. Przez chwilę w łebku pojawiła się chęć nakrzyczenia na Wieczornika, ale została odrzucona tak szybko, jak się pojawiła. Przecież nie mógł zrobić tego kotu, który naprawdę go lubił i szanował. Nie nie, nie mógł się na niego gniewać.
— Możemy… — odpowiedział w końcu. — Ale najpierw chciałbym coś zjeść — dodał, już znacznie ciszej i nieśmialej. Nie lubił niczego wymagać od bliskich. Paskudne napataczające mu się stworzenia to inna sprawa.
— O-Oczywiście J-Jaskrze. N-nigdzie s-się n-nie ru-ruszajcie s-słoneczka, z-zaraz wra-wracam — zamruczała Oszroniony Płatek, wstając i podążając na swych krótkich łapkach do wyjścia.
Od ich pierwszego spróbowania, jak to mama nazywała, pokarmu stałego, zaczęto im podawać tego coraz więcej, aż w końcu ryby prawie wyparły matczyne mleko. Z czasem kociak przyzwyczaił się do ich smaku i ten stał się całkiem przyzwoity.
— Hej, brracie, to w co się potem pobawimy? — zapytał Wieczornik, wciąż uśmiechnięty od ucha do ucha.
Karzełek czasami odnosił wrażenie, że nic go nie rusza i nie ma opcji, by zasmucić go na tyle, żeby przestał pokazywać swoje szczęście całym sobą. Ten to miał zresztą dobrze. Posiadał nieskończoną energię do działania i ogólnie do życia, zapał, potrafił cieszyć się wszystkim, nawet największymi drobiazgami, do tego miał kończyny normalnej długości. Jaskier też chciałby taki być. Taki… normalny.
— W coś, na co ty masz ochotę — stwierdził cichutko, wypowiadając te słowa z dozą niechęci. To nie tak, że nie chciał rozmawiać z kocurkiem. Po prostu nie chciał rozmawiać w ogóle. Mowa była zbędna.
Rudzielec otworzył pysk, jakby chcąc odpowiedzieć, ale wtem do żłobka wróciła szylkretowa karmicielka ze śniadaniem w pysku, skutecznie odwracając uwagę braci od dyskusji na temat zabaw.
***
Nie, to nie może być prawda. Pstrągowy Pysk kłamie. Deszczowa Gwiazda nie mógł zostać porwanym przez Dwunożnych, był przecież taki mężny, odważny, mądry i doświadczony… niemożliwe, żeby został pokonany przez te bezwłose istoty. Nie. Po prostu nie. Tej nocy Jaskier, a raczej już Jaskrowa Łapa, po raz pierwszy w życiu szlochał z powodu nieszczęścia drugiego kota.
— Ej, Jaskier…
Nie zareagował. Nawet nie raczył się odwrócić z stronę wołającego. Był wściekły, zrozpaczony i wstrząśnięty jednocześnie. Kontakt z drugą osoba był ostatnią rzeczą, jakiej sobie teraz życzył.
— Jaskier… pomożemy w poszukiwaniach, prawda? Nie martw się, na pewno znajdziemy tatę. — Wołający ponowił próbę.
Tym razem arlekin odwrócił się w stronę brata i z wolna przytaknął ruchem głowy. Ten po raz kolejny wyparł jego założenia o braku chęci na kontakt z kimkolwiek. Jak on to robił? Ale, co było ważne, z tych wszystkich paskudztw krążących wokół ucznia chociaż jedna rzecz była dobra — miał przy sobie Wieczornika. Chociaż momentami, przez jego ognisty temperament, jego zbawienna obecność zamieniała się w przekleństwo.
— Słyszałem, że zaraz ruszają dwie grupy poszukiwawcze, więc może… — kontynuował ostrożnie.
Jaskier ponownie pokiwał głową, nie użył słów. Niechętnie, ale wstał ze swojego posłania, obracając się za srebrnym. On miał rację, prędzej czy później natrafią na odpowiedni trop i znajdą Deszczową Gwiazdę. Muszą.
<Wieczorniku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz