- Nauczyć cię polować, malutki? - zapytała się Szyszka, z dozą czułości. Spojrzała z wyczekiwaniem na kocię, którym musiała się zająć, z polecenia Bursztyna.
- Polowanie? Takie prawdziwe? - dopytał się, zwyczajnie zaintrygowany. Żadnej zabawy? Żadnego czułego monologu?
- Nie pokażę ci od razu, jak zapolować na żywe zwierzęta, ale... na biedronki lub motylki tak. Są wolne i z łatwością je złapiesz - wyjaśniła Szyszka. Polizała rudego kociaka po łepku, na co Szkarłat skrzywił się. Kolejny sztywny język przejechał mu po ciele, jego ciele! Przemilczał to upokorzenie, myśląc o prawdziwym polowaniu.
Szli obok siebie. Szkarłat sie ucieszył. Odetchnął, ciesząc się, iż znajduje się daleko od Muszelki, Czermienia i Błysk. Powietrze, niezkażone ich fetorem, wydawało się czystsze i bardziej rzeźkie.
Szyszka szła wolno, aby nie zostawiać malca w tyle. Uśmiechnęła się, widząc cień większego zainteresowania na pyszczku rudego. Znaleźli motyla o dużych, żółtych skrzydłach.
- Stój. - Czana zagrodziła drogę niebieskookiemu ogonem. - Nie możemy podejść bliżej, bo motylek nam ucieknie. Pokażę ci, jak się podkraść. Zobacz - Szyszka ugięła łapy, napięła ciało, prawie w ogóle nie ruszała ogonem. - Idziesz cicho, bardzo cicho. Patrz na kroki... Nie nadeptuj na żadną gałązkę. Nasłuchuj, czy nikt nie podchodzi... - Kotka zaczęła się skradać w kierunku owada. Źrenice zwężyły się. Szkarłat patrzył na jej ruchy. Wydawała się dobrą wojowniczką. Gdyby tylko przytemperować jej charakter, od razu stałaby się godna, by walczyć w imieniu całego klanu. Wprawdzie już to robiła, lecz, w przypadku wojny, szybko mogłaby nie wytrzymać przez swoją energię.
Czarna kotka skoczyła, przygniatając łapami motyla.
- Udało się! Chodź zobacz. Tylko szybko, bo umrze - powiedziała Szyszka do kocurka. Szkarłat przytuptał do wojowniczki. Miał przejmować się śmiercią tego małego czegoś, podczas gdy rani brata do krwi? Mimo wszytko spojrzał na lekko przygniecione stworzenie. Dotknął pazurkiem skrzydeł motyla, w wyniku czego, przez delikatną strukturę tej części ciała stworzonka, zrobiła się mała dziura.
- Ups... Nie chciałem - udawał smutnego kociaka Szkarłat. W duchu cieszył się, że wykonał taki eksperyment. Robiąc to samo Czermieniowi, zrobi mu głębsze rany. Wystarczy tylko przycisnąć mocniej pazury...
- Nie bądź smutny. - Szyszka wypuściła motyla, który mimo nabytej dziury wzleciał ku niebu. - Mogłeś nie wiedzieć, że to delikatne zwierzątko. Pewnie nawet nie poczuło. - Na futro Muszelki, dlaczego ona mówi takim przesłodzonym tonem? - Zobacz! Tam jest drugi motylek. Spróbuj na niego zapolować.
Szkarłat postąpił tak samo jak wcześniej wojowniczka. Przynajmniej się starał. Ugiął łapy, zbliżając się powoli do ofiary. Ciągle ją obserwował, mając gdzieś otoczenie. Nasłuchiwał, czy nie zbliża się obcy kot, lecz reszta klanu była zajęta swoimi sprawami. Skoczył, gdy dystans między nimi okazał się bardzo krótki. Motyl wykazał większą spostrzgawczością, gdyż wzbił się do lotu. Rudy upadł na ziemię, lecz nie zamierzał odpuścić.
- Wracaj! Złapię cię - miauknął zaciekle, goniąc owada. Biegł tak szybko, na ile pozwalały krótkie kończyny. W umyśle knuł, jak urządzić temu małemu skurczybykowi jesień średniowiecza.
Skoczył ponownie. Finał całej gonitwy okazał się... całkowicie inny od wyobrażeń Szkarłatu. Motyl znalazl się tuż przy nosie rudego. Nie chcąc pozwolić ofierze na ucieczkę, niebieskooki otworzył pysk i chapnął owada zębami. Skrzydła stworzenia poruszały się w istnym szale. Potomek Muszelki szybko połknął istotę, czując gorzki smak w jamie ustnej. Skrzywił się, motyl okazał się znacznie gorszym pożywieniem niż nijakie mleko karmicielki.
Szyszka w ułamku chwili znalazła się przy Szkarłacie.
- Wszytko dobrze, maluchu? Pędziłeś jak spadająca gwiazda! - powiedziała z niemałym zdziwieniem czarna.
- Ja... Zjadłem motyla! Fuj! Ochyda! - Skrzywił się rudy, by pokazać jej swoje obrzydzenie. - Pokaż mi lepiej, jak poluje się na biedronki.
<Szyszko?>
- Polowanie? Takie prawdziwe? - dopytał się, zwyczajnie zaintrygowany. Żadnej zabawy? Żadnego czułego monologu?
- Nie pokażę ci od razu, jak zapolować na żywe zwierzęta, ale... na biedronki lub motylki tak. Są wolne i z łatwością je złapiesz - wyjaśniła Szyszka. Polizała rudego kociaka po łepku, na co Szkarłat skrzywił się. Kolejny sztywny język przejechał mu po ciele, jego ciele! Przemilczał to upokorzenie, myśląc o prawdziwym polowaniu.
Szli obok siebie. Szkarłat sie ucieszył. Odetchnął, ciesząc się, iż znajduje się daleko od Muszelki, Czermienia i Błysk. Powietrze, niezkażone ich fetorem, wydawało się czystsze i bardziej rzeźkie.
Szyszka szła wolno, aby nie zostawiać malca w tyle. Uśmiechnęła się, widząc cień większego zainteresowania na pyszczku rudego. Znaleźli motyla o dużych, żółtych skrzydłach.
- Stój. - Czana zagrodziła drogę niebieskookiemu ogonem. - Nie możemy podejść bliżej, bo motylek nam ucieknie. Pokażę ci, jak się podkraść. Zobacz - Szyszka ugięła łapy, napięła ciało, prawie w ogóle nie ruszała ogonem. - Idziesz cicho, bardzo cicho. Patrz na kroki... Nie nadeptuj na żadną gałązkę. Nasłuchuj, czy nikt nie podchodzi... - Kotka zaczęła się skradać w kierunku owada. Źrenice zwężyły się. Szkarłat patrzył na jej ruchy. Wydawała się dobrą wojowniczką. Gdyby tylko przytemperować jej charakter, od razu stałaby się godna, by walczyć w imieniu całego klanu. Wprawdzie już to robiła, lecz, w przypadku wojny, szybko mogłaby nie wytrzymać przez swoją energię.
Czarna kotka skoczyła, przygniatając łapami motyla.
- Udało się! Chodź zobacz. Tylko szybko, bo umrze - powiedziała Szyszka do kocurka. Szkarłat przytuptał do wojowniczki. Miał przejmować się śmiercią tego małego czegoś, podczas gdy rani brata do krwi? Mimo wszytko spojrzał na lekko przygniecione stworzenie. Dotknął pazurkiem skrzydeł motyla, w wyniku czego, przez delikatną strukturę tej części ciała stworzonka, zrobiła się mała dziura.
- Ups... Nie chciałem - udawał smutnego kociaka Szkarłat. W duchu cieszył się, że wykonał taki eksperyment. Robiąc to samo Czermieniowi, zrobi mu głębsze rany. Wystarczy tylko przycisnąć mocniej pazury...
- Nie bądź smutny. - Szyszka wypuściła motyla, który mimo nabytej dziury wzleciał ku niebu. - Mogłeś nie wiedzieć, że to delikatne zwierzątko. Pewnie nawet nie poczuło. - Na futro Muszelki, dlaczego ona mówi takim przesłodzonym tonem? - Zobacz! Tam jest drugi motylek. Spróbuj na niego zapolować.
Szkarłat postąpił tak samo jak wcześniej wojowniczka. Przynajmniej się starał. Ugiął łapy, zbliżając się powoli do ofiary. Ciągle ją obserwował, mając gdzieś otoczenie. Nasłuchiwał, czy nie zbliża się obcy kot, lecz reszta klanu była zajęta swoimi sprawami. Skoczył, gdy dystans między nimi okazał się bardzo krótki. Motyl wykazał większą spostrzgawczością, gdyż wzbił się do lotu. Rudy upadł na ziemię, lecz nie zamierzał odpuścić.
- Wracaj! Złapię cię - miauknął zaciekle, goniąc owada. Biegł tak szybko, na ile pozwalały krótkie kończyny. W umyśle knuł, jak urządzić temu małemu skurczybykowi jesień średniowiecza.
Skoczył ponownie. Finał całej gonitwy okazał się... całkowicie inny od wyobrażeń Szkarłatu. Motyl znalazl się tuż przy nosie rudego. Nie chcąc pozwolić ofierze na ucieczkę, niebieskooki otworzył pysk i chapnął owada zębami. Skrzydła stworzenia poruszały się w istnym szale. Potomek Muszelki szybko połknął istotę, czując gorzki smak w jamie ustnej. Skrzywił się, motyl okazał się znacznie gorszym pożywieniem niż nijakie mleko karmicielki.
Szyszka w ułamku chwili znalazła się przy Szkarłacie.
- Wszytko dobrze, maluchu? Pędziłeś jak spadająca gwiazda! - powiedziała z niemałym zdziwieniem czarna.
- Ja... Zjadłem motyla! Fuj! Ochyda! - Skrzywił się rudy, by pokazać jej swoje obrzydzenie. - Pokaż mi lepiej, jak poluje się na biedronki.
<Szyszko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz