Stał na granicy lasu i polany. Nie był sam, po jego lewej stronie stała kuzynka Biegnąca Łapa, a po prawej Sumowa Łapa i Płotkowa Łapa. Dołączyli do klanu niedawno i o ile Sum zdawał się być sympatycznym osobnikiem tak szylkretowa kotka podłożyła mu już dwa razy łapę, sprawiając, że Pigwa upokorzył się podczas dnia próbnego egzaminu. Bobrzej Kłody nie było wśród mentorów. Prawdopodobnie nie chciało mu się wstać tak wcześnie, ale to i tak lepiej. Kocur był nadal zły na niego za akcję z rzecznym wężem i arlekin wolał nie ryzykować bliższym spotkaniem.
— Gotowi? — zapytał Niedźwiedzie Futro.
Pigwowa Łapa pamiętał go tylko z krzyków Oblodzonej Sadzawki na niego i ojca Jesionka i paczki. Podobno byli "gejami", a mama tej czwóreczki, podobnie jak babcia i tata Pigwy, bardzo ich nie lubili.
— Oczywiście! — odpowiedziała cała podekscytowana Biegnącą Łapa.
Z niej jedynej bił entuzjazm spowodowany egzaminem próbnym. Sumowa Łapa zdawał się być lekko podenerwowany, wbił poważne spojrzenie w las, jakby już planował całą trasę. Płotka siedziała z uniesionym wysoko łbem i spoglądała z rozbawieniem na pozostałych. Pigwa widząc jej spojrzenie, stwierdził, że woli nie wchodzić jej w drogę.
— No ruszajcie już — mruknął Żółwi Brzask, poganiając swojego ucznia ruchem łapy.
Cała trójka ruszyła szybkim krokiem w stronę lasu. Pigwowa Łapa jako ostatni zerwał się.
— Pigfofa Lapo ciekaj — zawołał Biały Kieł.
Kocurek spojrzał za siebie zdziwiony.
— Moge kie doglondać jak khciesz — zaproponował strasznie sepleniąc.
Pigwowa Łapa czuł, że jeśli płowy za bardzo skupi się na przyglądaniu się mu nie ma co liczyć na skończenie treningu.
— N-nie trzeba — odrzucił propozycję kocura. — B-bardzo się s-stresuję obserwowany — dodał, żeby tamtemu nie było smutno.
Niezbyt pocieszony z tej odpowiedzi Biały Kieł kiwnął łbem ze spuszczonymi uszami. Arlekin szybkim krokiem skierował łapy w stronę gąszczy. Musiał chociaż trochę poudawać i uważać, by nie spotkać się w zasięgu wzroku żadnego wojownika. Wtedy nie miał co liczyć na zdanie próbnego testu. Szybkim krokiem przemierzał leśne ścieżki wydeptane przez mieszkańców lasu. Liczył, że może któraś z nich zaprowadzi go do jakieś zwierzyny. Najlepiej tak schorowanej, głuchej i ślepej, że sama mu wskoczy w łapy. Westchnął, przyglądając się koronom drzew. Może gdyby Bobrza Kłoda nauczył wspinać na drzewa to mógłby ściągnąć jakąś siedzącą na jajach młodą ptasią matkę. Ku odrobinie szczęścia i jej pisklęta. Niespodziewanie potknął się o coś. Zaskoczony rozejrzał się po okolicy. Na jego drodze nie było żadnych kamieni, ani korzeni. Ujrzawszy wystającą martwą mysz, na jego pyszczku pojawił się słaby uśmiech. W końcu Gwiezdni się do niego uśmiechnęli. Podniósł się i rozejrzawszy się uważnie, zgarnął mysz. Szybkim krokiem oddalił się od miejsca zbrodni, by następnie zakopać ją dalej. Dla pewności zrobił parę okrążeń i otarł się o różne rzeczy, by wyśledzenie łowcy swojej zdobyczy nie przyszło zbyt łatwo. Zadowolony udał się w głąb lasu. Może jeszcze czyjś łup wpadnie mu pod łapę. Z dumnie po raz pierwszy od dawna ogonem czuł, że w końcu ma szansę. Szansę, może niezbyt honorową, się wykazać. Nie mógł jej zmarnować.
Z niej jedynej bił entuzjazm spowodowany egzaminem próbnym. Sumowa Łapa zdawał się być lekko podenerwowany, wbił poważne spojrzenie w las, jakby już planował całą trasę. Płotka siedziała z uniesionym wysoko łbem i spoglądała z rozbawieniem na pozostałych. Pigwa widząc jej spojrzenie, stwierdził, że woli nie wchodzić jej w drogę.
— No ruszajcie już — mruknął Żółwi Brzask, poganiając swojego ucznia ruchem łapy.
Cała trójka ruszyła szybkim krokiem w stronę lasu. Pigwowa Łapa jako ostatni zerwał się.
— Pigfofa Lapo ciekaj — zawołał Biały Kieł.
Kocurek spojrzał za siebie zdziwiony.
— Moge kie doglondać jak khciesz — zaproponował strasznie sepleniąc.
Pigwowa Łapa czuł, że jeśli płowy za bardzo skupi się na przyglądaniu się mu nie ma co liczyć na skończenie treningu.
— N-nie trzeba — odrzucił propozycję kocura. — B-bardzo się s-stresuję obserwowany — dodał, żeby tamtemu nie było smutno.
Niezbyt pocieszony z tej odpowiedzi Biały Kieł kiwnął łbem ze spuszczonymi uszami. Arlekin szybkim krokiem skierował łapy w stronę gąszczy. Musiał chociaż trochę poudawać i uważać, by nie spotkać się w zasięgu wzroku żadnego wojownika. Wtedy nie miał co liczyć na zdanie próbnego testu. Szybkim krokiem przemierzał leśne ścieżki wydeptane przez mieszkańców lasu. Liczył, że może któraś z nich zaprowadzi go do jakieś zwierzyny. Najlepiej tak schorowanej, głuchej i ślepej, że sama mu wskoczy w łapy. Westchnął, przyglądając się koronom drzew. Może gdyby Bobrza Kłoda nauczył wspinać na drzewa to mógłby ściągnąć jakąś siedzącą na jajach młodą ptasią matkę. Ku odrobinie szczęścia i jej pisklęta. Niespodziewanie potknął się o coś. Zaskoczony rozejrzał się po okolicy. Na jego drodze nie było żadnych kamieni, ani korzeni. Ujrzawszy wystającą martwą mysz, na jego pyszczku pojawił się słaby uśmiech. W końcu Gwiezdni się do niego uśmiechnęli. Podniósł się i rozejrzawszy się uważnie, zgarnął mysz. Szybkim krokiem oddalił się od miejsca zbrodni, by następnie zakopać ją dalej. Dla pewności zrobił parę okrążeń i otarł się o różne rzeczy, by wyśledzenie łowcy swojej zdobyczy nie przyszło zbyt łatwo. Zadowolony udał się w głąb lasu. Może jeszcze czyjś łup wpadnie mu pod łapę. Z dumnie po raz pierwszy od dawna ogonem czuł, że w końcu ma szansę. Szansę, może niezbyt honorową, się wykazać. Nie mógł jej zmarnować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz