- Co jest?
- Masz mi coś do powiedzenia, lisie łajno? - mruknął, mrużąc zirytowane ślipia.
Oba kocury poruszały teraz ogonami po bokach, zdradzając narastające z każdym uderzeniem serca napięcie. Podobni do siebie, a jednak zupełnie różni, mogli w każdej chwili stoczyć ze sobą poważną kłótnię, co tylko dodawało goryczy sytuacji.
- Chyba nie rozumiem. - mruknął Chmurka. - Znowu wstałeś lewą łapą, Bocianie?
- Co robiłeś w żłobku? - ogonem wskazał wejście do kociarni.
Żłobek budził w nim przyjemne wspomnienia. Wieczory, gdy był zwinięty przy brzuchu matki, powoli zasypiając w sen, słuchając jej niesamowitych opowieści, oraz poranki, kiedy to czyściła jego sierść, lub przynosiła zabawki. Wszystkie zachował, chowając je pod swoim mchem w legowisku uczniów. Bocian wiedział doskonale, że nie pozwoli nikomu skrzywdzić matki, jedynej istoty dającej mu bezpieczeństwo i do której miał szacunek.
- Od kiedy muszę ci się tłumaczyć, synu? - zmrużył oczy w nieprzychylnym geście. - Odwiedzałem karmicielki. Dostarczyłem im pożywienia. Wolę nie mieć na pieńku z zastępczynią.
Zielonooki wysunął pazury, które od razu wbił w ziemię.
- A może przyszedłeś odwiedzić kochankę? - parsknął z kpiną. Zdziwione oczy ojca, tylko utwierdziły go w przekonaniu, że coś musiało być na rzeczy. - Jeden z bachorów jest do ciebie za bardzo podobny.
Chmurka zacisnął zęby.
- Jedynymi grzdylami, które są moje, jesteś ty i twoi bracia.
- Akurat. - wywrócił oczami. - Kłamiesz jak z nut, ojciec. To, że nie jesteś już z matką, nie oznacza, że od razu możesz się miziać w krzakach z inną.
Wojownik syknął pod nosem, widocznie zirytowany rozmową. Bocian nawet nie cofnął się o krok, pod jego twardym spojrzeniem, dalej pozostając w swojej pewnej pozycji.
- Dyskusja zakończona. - fuknął Chmurka, wymijając syna, by skierować się do wyjścia z obozu, widocznie mając w zamiaru ochłonąć.
Bocian wziął kilka głębokich wdechów, próbując się uspokoić, po tej całej nieprzyjemnej rozmowie ze staruszkiem. Trzepnął ogonem. Wstrętny kłamca!
Wkroczył do żłobka, dalej mając okropny humor. Czujnym spojrzeniem przyjrzał się królowym, oraz ich kociętom. Dzieciaki Muszelki rozpoznał od razu i pokusił się nawet o powitalne machnięcie ogonem. Bachorów Puch nie miał jeszcze okazji poznać, jedynie zobaczyć, gdy Nostalgia kazała mu przynieść im jakąś złapaną wiewiórkę. Nie obchodziły go specjalnie. Ze zjeżoną dalej sierścią, skierował swe kroki w stronę Myszki. Czarna uniosła głowę, kiedy się koło niej zatrzymał i posłała mu spojrzenie, jasno dające do zrozumienia, że ma dać jej spokój.
- Słucham. - mruknęła.
Bocian wolał nie wdawać się w kolejną trudną rozmowę. Zamiast tego przyjrzał się dwójce kociąt, krzątających się przy brzuchu matki, w poszukiwaniu jak najlepszego miejsca, by zaczerpnąć posiłku. Podobna do Myszki samica, nawet go nie zaskoczyła, gorzej z białym wypierdkiem, który wręcz przywodził mu na myśl Chmurkę. Dokładnie tak, jak opisywał go Żuraw.
- Lepiej ich pilnuj, Myszko. - mruknął, odpowiedz przeznaczoną jedynie do uszu karmicielki. - Nigdy nie wiadomo, gdzie czai się niebezpieczeństwo.
Ostatni raz przyjrzał się mysim bobkom, gotowy już wracać do siebie. Nie zwrócił uwagi, na leżącą gdzieś koło posłania nowej matki pożywienia. Dla niego był to w tej sytuacji nieistotny szczegół. Dalej nie lubił ojca, natomiast nowym maluchom zamierzał dać ostro popalić.
Ostatni raz przyjrzał się mysim bobkom, gotowy już wracać do siebie. Nie zwrócił uwagi, na leżącą gdzieś koło posłania nowej matki pożywienia. Dla niego był to w tej sytuacji nieistotny szczegół. Dalej nie lubił ojca, natomiast nowym maluchom zamierzał dać ostro popalić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz