Najwidoczniej Bobrzej Kłodzie było za gorąco w legowisku wojowników, gdyż znów zaszczycił go obecnością podczas treningu. Co prawda Pigwowa Łapa musiał czekać aż do szczytowania słońca na mentora, lecz najważniejsze było, że ten się w końcu zjawił. Dziś mieli opanować kolejną zupełnie nieznaną mu dziedzinę. Pływanie. W tym celu udali się do niestromego brzegu rzeki otaczającej ich wyspę. Pigwowa Łapa obserwował z niewielkiego wzniesienia ciesz. Podobno przez nią zginęła jego ciocia Porzeczkowa Łapa. To jedyne co się dowiedział od matki o niej. Taty nawet nie miał co pytać. Nie był pewny, czy Aroniowy Podmuch nawet pamięta jak ma na imię. Spojrzał na spoglądającego na niego ze zirytowaniem mentora.
— Dobra, czas na naukę pływania — ogłosił Bobrza Kłoda, wrzucając brutalnie ucznia do wody.
Pigwowa Łapa uderzył o taflę wody, powodując lekki rozprysk. Woda zaskwierczała w kontakcie z nagrzanymi kamieniami. Łapczywie próbując się utrzymać na powierzchni, przebierał niezdarnie łapami. Tym czasem srebrny kocur podszedł do brzegu i umoczył w nim łapy. Położył się w miejscu gdzie woda sięgała zaledwie jego fałdek i zrelaksowany cieszył się przyjemnym chłodem. Zachowywał się zupełnie jakby jego uczeń nie był bliski zatonięcia.
— B-bobrza Kłodo, p-pomóż — błagał Pigwa, mający coraz większe trudności z utrzymaniem łba nad powierzchnią wody.
Wojownik westchnął ciężko, jakby samo udzielenie mu porady było już zbyt dużym wysiłkiem.
— Musisz przebierać łapami jakbyś chodził — wyjaśnił jedynie. — Jak ogarniesz to masz opłynąć wyspę i tu wrócić — zarządził.
Pigwa próbując się zastosować do porady mentora, obiecał sobie, że jeszcze jeden taki trening, a przyturla Bobrzą Kłodę bestii pod sam pysk. Widok rozrywanego na kawałeczki kocura był jedyną motywacją, by utrzymać się nad powierzchnią. Jednakże zaprzestanie pracy łapami było niebezpiecznie kuszące. W końcu jego babcia była liderem, a na pewno nie ucieszyłaby się, że Bobrza Kłoda go utopił. Może chociaż po śmierci Pigwy zrobiłaby z tą kupą tłuszczu porządek.
— No i widzisz jakoś ci idzie — mruknął kocur, mrużąc oczy.
Pigwowa Łapa miał ochotę jakoś zepsuć tą chwilę relaksu mentorowi. Jakoś odwdzięczyć się za te samotne poranki i popołudnia każdego dnia. Dlatego odpływając nieco niezdarnie od mentora, wziął głębszy oddech i krzyknął.
— U-uważaj, Bobrza Kłodo! W-wąż rzeczny płynie w twoją stronę! — wydarł się tak głośno jak potrafił.
Pigwa nawet nie wiedział, czy takie coś istnieje, ale od Owczego Futerka dowiedział się, że wężowate zawsze powodowały niepokój u tego spaślaka. Nie trzeba było czekać długo na reakcję mentora. Arlekin jeszcze nigdy nie widział go takiego energicznego. Bobrza Kłoda pospiesznie wyskoczył z wody i zaczął rozglądać się spanikowany. Jednakże szybko się spostrzegł, że rzekome zagrożenie nie istnieje.
— Ty mała gnido — zawołał wściekły na ucznia, który niewinnie mu się przyglądał. — Wracaj tu! — syknął na biało-czarnego.
Pigwowa Łapa pokręcił łbem. Nie był taki głupi i nie zamierzał od tak przyjąć kary. Przebierając łapkami w wodzie, czekał aż mentor zgłodnieje i wróci do obozu. Wściekłe spojrzenie żółtych ślip jednak nie zapowiadało niczego dobrego.
— Teraz musisz przepłynąć wokół wyspy dwa razy albo zapomnij o suchym lądzie — zagroził kocur, pusząc się.
Zarówno on jak i Pigwa wiedzieli, że przez silnie prądy w rzece oddalenie się od brzegu było jednostronną wycieczką do obozu Lisiaków. A Pigwowa Łapa po tym jak usłyszał od Malinowej łapy, że Aroniowy Podmuch "dał im nauczkę" ostatnie czego chciał to się tam wybierać. Więc gdy zmęczony tym wszystkim mentor uciął sobie drzemkę, Pigwowa Łapa ośmielił się po cichu wrócić do obozu mając nadzieję, że następnego dnia nie będzie go czekać kolejna super lekcja z ukochanym mentorem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz