Czapla Gwiazda zrezygnował ze swojego stanowiska. Czekoladowy kocur, z widocznymi kępkami siwiejącej sierści, przejawiał coraz więcej problemów, związanych ze starością. Trzeba było to powiedzieć, czekoladowego dopadł czas, który odbierał mu siły witalne. I prędzej czy później miała nadejść jego rezygnacja z dotychczas obejmowanego urzędu. W miejsce Czapli wskoczyłby Mokra Blizna.
I ta chwila nadeszła, wkrótce po zgromadzeniu, niemalże od razu. Lider już ledwo wchodził na kamień, do innych przywódców pozostałych klanów. Samo schodzenie przyprawiało mu sporo bólu, Mokry pomagał stawiać kroki czekoladowemu, aby ten nie zaliczył poważnego upadku.
Biały udał się do Koniczynki, którą napotkał na pielęgnowaniu sierści.
- Mamo? - miauknął, nie chcąc przestraszyć ukochanej rodzicielki.
Cynamonka spojrzała czule na najmłodszego (żywego) potomka, a na jej pysku pojawiła się niezmącona radość.
- Orliku, miło mi cię widzieć - odpowiedziała.
Orlikowy Szept podszedł do kotki i usiadł przy niej. Otarł się troskliwie o zadbaną sierść mamy, wdychając jej zapach. Cieszył się z tego spotkania. Mógł odpocząć, uspokoić się. Zmysły na chwilę odsapnęły, gdyż nie musiały wspomagać ciała wojownika w patrolu czy polowaniu.
- Mokra Blizna został liderem. Jestem ciekaw, czy da sobie radę z nowym stanowiskiem. Na dodatek Mniszek została mianowana. Tyle rzeczy się dzieje, że to aż szok! - Ogon niebieskookiego zadrżał. Widząc troskę i cień tęsknoty za Ostrzeniem, zmarłym wybrankiem, zerwał najbliżej rosnący kwiat i wplątał go delikatnie w ucho cynamonki. Kotka zamruczała, a serce Orlikowego Szeptu zadrżało radośnie. Kochana Koniczynka, najdroższa istota na tym świecie. Nie powinna cierpieć, ani się zamartwiać. Ma tyle księżyców za sobą, a nadal w jej drobnej główce kotłują się myśli na temat białego kocura, który zdołał na dobre zamieszkać w obozie Klanu Gwiazd.
- Coraz lepiej wplątujesz kwiaty w futro, najdroższy - rzekła Koniczynka, liżąc ucho syna. - Martwię się o ciebie... Nadchodzą gorące dni, a ty masz tak gęste futro. Zgrzejesz się i możesz zemdleć na patrolu.
- Mamo, przecież żyję. Zajmij się swoim treningiem. Przeżyłem wrzucenie do rzeki, odpały Narcyzowego Pyłu i wiele biegów w deszczu oraz przez śnieżne zaspy. Czym jest dla mnie upał, jak nie kolejnym testem na... - zawahał się Orlikowy Szept, nie wiedząc, co dokładniej chce powiedzieć.
-... wytrzymałość? - dokończyła cynamonka, z serdecznym uśmiechem.
- Otóż to.
Leżeli razem, wtuleni w siebie, wśród gęstej trawy. Zieloń zakrywała dwa kocie ciała, cicha rozmowa na błahe tematy nie docierała do obcych uszu. Cieszyli się sobą, póki nie goniły ich obowiązki klanowe. Jak za dawnych lat.
Do nozdrzy Orlikowego Szeptu dotarł czyiś zapach, znajomy.
- Ktoś mnie szuka. Tylko... Nie jestem pewien, kto. - Wstał, kładąc ogon na ciele Koniczynki. Kiedyś to matka stanowiła obronę przed otaczającym światem, teraz to potomek musiał czuwać nad tą, która zdołała go wychować.
- Idź. I tak miałam lada moment udać się do Pląsającej Sójki. Kwiat zatrzymam, żeby pamiętać o tobie - Cynamonka zrównała się ze swoim synem i polizała go po nosie.
- Też cię kocham - szepnął biały, przystawiając głowę do czoła matki. W tym samym momencie zaczęli mruczeć, a ich wibrysy na moment zlały się w jedno, drżąc delikatnie.
Udali się w dwie różne strony, aby wrócić do normalnego funkcjonowania.
Orlikowy Szept podążał za tajemniczym zapachem. Zakradał się cicho, jakby polował. Nie miał pewności, czy szuka go zatroskana Bluszczowa Łapa, zawistna Mniszkowy Kwiat czy teatralnie smutny Narcyzowy Pył. Stawiał ostrożnie kroki, łapa za łapą. Czuł ostrość pazurów, które ogłaszały gotowość do ewentualnej bójki.
- Orlikowy Szepcie? - usłyszał głos Mokrej Gwiazdy. Ufff... To tylko lider. Momentalnie biały usiadł. Rozluźnił napięte ciało, ciesząc się na widok niebieskiego. Wspaniale widzieć się z głową klanu.
- Tak, to ja. We własnej osobie. - Biały zbliżył się i załapał kontakt wzrokowy z Mokrym.
- Jak było na pierwszym zgromadzeniu? Nie widziałem cię prawie. Nudziłeś się? Wystraszyłeś? A może wróciłeś do obozu, bez wiedzy Czaplego Potoku, aby pilnować brata? - dopytywał się zainteresowany Mokra Gwiazda.
Czapli Potok. To imię tak dziwnie brzmi bez członu Gwiazda, lecz cóż... Z wiadomych względów przyszły teść musiał zrezygnować piastowanego urzędu.
- Rozmawiałem głównie z Cętkowaną Łapą. Siedziała sama z boku, a nie chciała podchodzić do medyków, bo czaił się przy nich Chuderlawy Skowyt. Wszczął dyskusję z liliowym trójnogiem z Klanu Wilka. A Konwaliowe Serce... była zajęta rozmową o ziołach i dziwnych przypadłościach - streścił Orlikowy Szept. Nie wspomniał o złym stanie czarnej medyczki, żeby nie zaprzątać głowy przywódcy. Niebieski kocur już i tak miał strasznie dużo obowiązków jako lider.
- Rozumiem... Spędzasz z nią dużo czasu... Co ia chciałem rzecz... - zamyślił się Mokra Gwiazda. - A tak! Wspólny patrol. Z tego, co wiem, ostatni raz byłeś poza obozem kilka dni temu.
Jak dawno nie byli razem na wspólnym patrolu.
- Pójdę z wielką chęcią. I tak nie miałem nic konkretnego do robienia w ciągu najbliższych godzin, więc pójście na patrol z tobą to będzie istna przyjemność - powiedział biały.
Ruszyli poza granice obozu. Słońce grzało niemiłosiernie, przez co Orlikowy Szept musiał całą wolną wolą skupiać się na utrzymaniu koncentracji. Gęsta sierść nie pomagała w termoregulacji. Mimo wszystko względnie szybko poszła im kontrola granic z Klanem Wilka i Nocy.
W którymś momencie Orlikowy Szept usiadł zdyszany. Serce biło mu niemiłosiernie szybko, a przed oczami migały w szale różnorakie barwy.
- Wszytko dobrze? - zapytał się Mokra Gwiazda, przyglądając się wojownikowi.
- Błagam, zróbmy przerwę nad rzeką. Muszę się napić. Ten upał jest okropny - powiedział Orlikowy Szept.
<Mokra Gwiazdo? Kochany liderze>
I ta chwila nadeszła, wkrótce po zgromadzeniu, niemalże od razu. Lider już ledwo wchodził na kamień, do innych przywódców pozostałych klanów. Samo schodzenie przyprawiało mu sporo bólu, Mokry pomagał stawiać kroki czekoladowemu, aby ten nie zaliczył poważnego upadku.
Biały udał się do Koniczynki, którą napotkał na pielęgnowaniu sierści.
- Mamo? - miauknął, nie chcąc przestraszyć ukochanej rodzicielki.
Cynamonka spojrzała czule na najmłodszego (żywego) potomka, a na jej pysku pojawiła się niezmącona radość.
- Orliku, miło mi cię widzieć - odpowiedziała.
Orlikowy Szept podszedł do kotki i usiadł przy niej. Otarł się troskliwie o zadbaną sierść mamy, wdychając jej zapach. Cieszył się z tego spotkania. Mógł odpocząć, uspokoić się. Zmysły na chwilę odsapnęły, gdyż nie musiały wspomagać ciała wojownika w patrolu czy polowaniu.
- Mokra Blizna został liderem. Jestem ciekaw, czy da sobie radę z nowym stanowiskiem. Na dodatek Mniszek została mianowana. Tyle rzeczy się dzieje, że to aż szok! - Ogon niebieskookiego zadrżał. Widząc troskę i cień tęsknoty za Ostrzeniem, zmarłym wybrankiem, zerwał najbliżej rosnący kwiat i wplątał go delikatnie w ucho cynamonki. Kotka zamruczała, a serce Orlikowego Szeptu zadrżało radośnie. Kochana Koniczynka, najdroższa istota na tym świecie. Nie powinna cierpieć, ani się zamartwiać. Ma tyle księżyców za sobą, a nadal w jej drobnej główce kotłują się myśli na temat białego kocura, który zdołał na dobre zamieszkać w obozie Klanu Gwiazd.
- Coraz lepiej wplątujesz kwiaty w futro, najdroższy - rzekła Koniczynka, liżąc ucho syna. - Martwię się o ciebie... Nadchodzą gorące dni, a ty masz tak gęste futro. Zgrzejesz się i możesz zemdleć na patrolu.
- Mamo, przecież żyję. Zajmij się swoim treningiem. Przeżyłem wrzucenie do rzeki, odpały Narcyzowego Pyłu i wiele biegów w deszczu oraz przez śnieżne zaspy. Czym jest dla mnie upał, jak nie kolejnym testem na... - zawahał się Orlikowy Szept, nie wiedząc, co dokładniej chce powiedzieć.
-... wytrzymałość? - dokończyła cynamonka, z serdecznym uśmiechem.
- Otóż to.
Leżeli razem, wtuleni w siebie, wśród gęstej trawy. Zieloń zakrywała dwa kocie ciała, cicha rozmowa na błahe tematy nie docierała do obcych uszu. Cieszyli się sobą, póki nie goniły ich obowiązki klanowe. Jak za dawnych lat.
Do nozdrzy Orlikowego Szeptu dotarł czyiś zapach, znajomy.
- Ktoś mnie szuka. Tylko... Nie jestem pewien, kto. - Wstał, kładąc ogon na ciele Koniczynki. Kiedyś to matka stanowiła obronę przed otaczającym światem, teraz to potomek musiał czuwać nad tą, która zdołała go wychować.
- Idź. I tak miałam lada moment udać się do Pląsającej Sójki. Kwiat zatrzymam, żeby pamiętać o tobie - Cynamonka zrównała się ze swoim synem i polizała go po nosie.
- Też cię kocham - szepnął biały, przystawiając głowę do czoła matki. W tym samym momencie zaczęli mruczeć, a ich wibrysy na moment zlały się w jedno, drżąc delikatnie.
Udali się w dwie różne strony, aby wrócić do normalnego funkcjonowania.
Orlikowy Szept podążał za tajemniczym zapachem. Zakradał się cicho, jakby polował. Nie miał pewności, czy szuka go zatroskana Bluszczowa Łapa, zawistna Mniszkowy Kwiat czy teatralnie smutny Narcyzowy Pył. Stawiał ostrożnie kroki, łapa za łapą. Czuł ostrość pazurów, które ogłaszały gotowość do ewentualnej bójki.
- Orlikowy Szepcie? - usłyszał głos Mokrej Gwiazdy. Ufff... To tylko lider. Momentalnie biały usiadł. Rozluźnił napięte ciało, ciesząc się na widok niebieskiego. Wspaniale widzieć się z głową klanu.
- Tak, to ja. We własnej osobie. - Biały zbliżył się i załapał kontakt wzrokowy z Mokrym.
- Jak było na pierwszym zgromadzeniu? Nie widziałem cię prawie. Nudziłeś się? Wystraszyłeś? A może wróciłeś do obozu, bez wiedzy Czaplego Potoku, aby pilnować brata? - dopytywał się zainteresowany Mokra Gwiazda.
Czapli Potok. To imię tak dziwnie brzmi bez członu Gwiazda, lecz cóż... Z wiadomych względów przyszły teść musiał zrezygnować piastowanego urzędu.
- Rozmawiałem głównie z Cętkowaną Łapą. Siedziała sama z boku, a nie chciała podchodzić do medyków, bo czaił się przy nich Chuderlawy Skowyt. Wszczął dyskusję z liliowym trójnogiem z Klanu Wilka. A Konwaliowe Serce... była zajęta rozmową o ziołach i dziwnych przypadłościach - streścił Orlikowy Szept. Nie wspomniał o złym stanie czarnej medyczki, żeby nie zaprzątać głowy przywódcy. Niebieski kocur już i tak miał strasznie dużo obowiązków jako lider.
- Rozumiem... Spędzasz z nią dużo czasu... Co ia chciałem rzecz... - zamyślił się Mokra Gwiazda. - A tak! Wspólny patrol. Z tego, co wiem, ostatni raz byłeś poza obozem kilka dni temu.
Jak dawno nie byli razem na wspólnym patrolu.
- Pójdę z wielką chęcią. I tak nie miałem nic konkretnego do robienia w ciągu najbliższych godzin, więc pójście na patrol z tobą to będzie istna przyjemność - powiedział biały.
Ruszyli poza granice obozu. Słońce grzało niemiłosiernie, przez co Orlikowy Szept musiał całą wolną wolą skupiać się na utrzymaniu koncentracji. Gęsta sierść nie pomagała w termoregulacji. Mimo wszystko względnie szybko poszła im kontrola granic z Klanem Wilka i Nocy.
W którymś momencie Orlikowy Szept usiadł zdyszany. Serce biło mu niemiłosiernie szybko, a przed oczami migały w szale różnorakie barwy.
- Wszytko dobrze? - zapytał się Mokra Gwiazda, przyglądając się wojownikowi.
- Błagam, zróbmy przerwę nad rzeką. Muszę się napić. Ten upał jest okropny - powiedział Orlikowy Szept.
<Mokra Gwiazdo? Kochany liderze>
To takie miłe opowiadanie uwu
OdpowiedzUsuńPodziwiam miłość między Orlikiem a Koniczynką jejku, szkoda, że Mokry tak nie miał xD
Usuń