BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
11 maja 2020
Od Mokrej Gwiazdy
2/2 część opowiadania z odbierania żyć przez Mokrego~ wyszły mi 2684 słowa, więc możecie sobie z dwiema herbatkami usiąść i przeczytać! ❤️
Przez całą noc spałem jak na szpilkach. Czułem, że czuwam, będąc wyczulonym na każdy dźwięk. Świerszcze, które jak na złość odzywały się tuż przy legowisku, w którym zamieszkałem nie pozwalały mi spać.
Otworzyłem leniwie jedno oko, by dostrzec kiwającą się trawę przez nocne powietrze.
Mój umysł był zamglony przez chęć snu, jednak chciałem przez chwilę popatrzeć na ogarnięty ciszą obóz.
Ziewnąłem cicho. Lekkie światło księżyca oświetlało trawę oraz część obozu, którą mogłem zobaczyć ze swojego miejsca.
Po kilku uderzeniach serca znów zmożył mnie sen.
**
Poczułem szturchnięcie. Otworzyłem spanikowany oczy, siadając szybko. Zakręciło mi się w głowie, więc zamknąłem na moment oczy.
- W porządku? - Usłyszałem miły głos przyjaciela. No tak, dziś jest ten dzień.
- Tak. Dobry, Jeżowa Ścieżko. - Przywitałem się, ocierając łapą pysk.
Zobaczyłem przy nim dwa liście z zestawem dziwnych ziół, których zapach wypełnił moje legowisko.
- Wzmacniające, na podróż. - Wyjaśnił. - Zjedz je szybko, to nie poczujesz nawet.
Jak polecił, tak zrobiłem zlizując jednym ruchem nasionka. Pogryzłem i przełknąłem, jednak gorzki posmak pozostał. Ponoć dzieci temu nie będziemy się tak szybko męczyć, oraz wytrzymamy dłużej bez posiłku.
- Gotowy? - Zapytał.
- Tak, czy Chabrowa Bryza już wstała? - Mruknąłem, wychodząc na rześkie powietrze.
Doskonale wiedziałem, że teraz jest przyjemnie, ale po południu czeka nas prawdziwy upał. W takich chwilach żałowałem, że na naszych terenach rośnie tak mało drzew.
Nie znalazłem wzrokiem kotki, która widocznie jeszcze spała. Dostrzegłem za to Lamparci Skok, który rozciągał się przed legowiskiem wojowników. Przez chwilę poczułem ukłucie w sercu, ponieważ tam nie wrócę.
- Lamparci Skoku! - Zaczepiłem go, powstrzymując ziewnięcie.
- Słucham, Mokra Gwiazdo? - Kocur przeniósł na mnie spojrzenie.
- Chciałbym, żebyś przekazał Chabrowej Bryzie wiadomość. - Poprosiłem. - Powiedz jej, że życzę powodzenia w zajmowaniu się klanem.
Pozwoliłem sobie na rozbawiony ton, samemu przecież wiedząc jaki to obowiązek ogarnianie klanu. Ostatnimi czasy miałem dużo obowiązków przez wiek Czaplego Potoku, a teraz mogłem się nimi z kimś podzielić.
Nie ukrywam, cieszyłem się, że przez tę podróż będę miał chwilę wytchnienia, nawet jeśli okaże się trudna i długa.
- Powinniśmy wrócić za trzy lub cztery dni. - Dopowiedziałem, by kocur mógł przekazać informację reszcie kotów.
Pożegnaliśmy go, wyruszając.
Na początku wszystko szło świetnie, słońce nie grzało zbyt mocno, dzięki czemu Jeżowa Ścieżka nie męczył się aż tak. Moje futro było sporo jaśniejsze niż jego, więc nie dyszałem aż tak. Gdy słońce weszło na najwyższy punkt nieba, byliśmy niedaleko miejsca zgromadzeń. Polanę można było dostrzec gołym okiem, gdy schodziliśmy z niedużej górki, na której zające kicały w najlepsze.
- Jeżowa Ścieżko, jak się czujesz? Chcesz odpocząć? - Zapytałem troskliwie, samemu dysząc od długiego marszu w słońcu.
- No dobrze - odparł, kładąc się z ulgą w trawie.
Od dawna nie było deszczu, więc zazwyczaj zielona pokrywa stawała się szorstka i żółta. Usiadłem z westchnieniem. Nadal była przed nami daleka droga, jednak dzięki ziołom wciąż nie czułem głodu.
- Pójdziemy na Polanę - zaczął Jeżyk. - Z niej prowadzi Wysoka Ścieżka aż do Księżycowej Groty.
- Tereny niczyje? - Zapytałem, patrząc w dal.
- Tak, ale i tak powinniśmy uważać na patrole Klanu Wilka i Klifu. - Odparł.
- Damy radę - zapewniłem go, samemu nie będąc tego do końca pewien.
Nad naszymi terenami wciąż unosił się zapach śmierci. Na zgromadzeniu słyszałem plotki o tragicznej śmierci samotniczki. Podobno jakaś bestia zaatakowała ją i rozszarpała. Na myśl o tym niebezpieczeństwie zjeżyłem sierść.
- Coś nie tak? - Zapytał z troską młodszy.
- Po prostu...myślę o tych plotkach ze zgromadzenia. - Odparłem szczerze.
- O tym dziwnym stworzeniu? - Spojrzał na mnie z lekkim niepokojem.
Może nie powinienem się z nim tym dzielić? Teraz moje obawy przeszły na czekoladowego, a wciąż większość drogi pozostawała przed nami.
Po kilku chwilach wznowiliśmy marsz, późnym wieczorem docierając na miejsce zgromadzeń.
Postanowiliśmy skorzystać z faktu, iż jest to ziemia niczyja, by ułożyć się tu do snu. Wtuliłem się w futro czekoladowego, znów odpływając w niespokojny sen.
Otworzyłem oczy, ale nie byłem na Polanie. Obok nie spał Jeżowa Ścieżka, cicho pochrapując. Czułem dziwne zimno, wszechogarniający chłód. Dreszcze objęły całe moje ciało, przez co nie mogłem się ruszyć.
Mrugałem szybko, a jeszcze szybciej łapałem złudne oddechy. Nie wiedziałem, co się dzieje.
Później wszystko się urwało, a ja otworzyłem spanikowany oczy. Nie mogłem się podnieść przez ciało leżące obok mnie. Momentalnie zesztywniałem, przerażony swoim snem. Gdy jednak zerknąłem na czekoladowego, on niewyraźnie coś mruknął, a moje walące jak młot serce mogło się uspokoić.
Przez resztę nocy nie spałem, jedynie na chwilę udało mi się zmrużyć oko, jednak ten sam sen przerwał mi chwilę odpoczynku.
~*~
Wstałem, gdy słońce świtało. Korciło mnie, by zapolować, ale Jeżowa Ścieżka wyraźnie zakazał mi posiłku przed rozmawianiem z Gwiezdnymi. Czułem ssanie w żołądku, które zignorowałem. Nie pierwszy raz omijałem posiłki.
- Uhm...Mokry? - Jeżyk zaspanym tonem zawołał przyjaciela.
- Jestem. Jestem... - Powiedziałem cicho i ostrożnie, jakby samemu chcąc zapewnić się o własnej obecności.
- Daj mi chwilę i możemy iść. - Mruknął, rozciągając się.
Ja z kolei grzebałem łapami w ziemi, rozpamiętując swój sen. Nie powinienem się nim kłopotać, ale nie potrafiłem też go porzucić.
Po paru uderzeniach serca również wstałem, by się rozciągnąć. Moje kości cicho strzyknęły, a ja ziewnąłem. Musiałem ukryć przed przyjacielem fakt, że nie zmrużyłem oka przez noc.
Ruszyliśmy dalej, ku Wysokiej Ścieżce, która miała doprowadzić nas do celu. Dzisiejszy poranek był dużo chłodniejszy, jakby zwiastujący deszcz, a może nawet wichurę?
Idąc, rozmawialiśmy o mniej ważnych sprawach, ale też o poważnych rzeczach. Większość dotyczyła moich rządów na czele klanu, jednak, gdy temat schodził na życie klanowe, czułem się jak na początku naszej znajomości. Wychodzenie na patrole, wspólne oglądanie fajerwerków dwunożnych, kiedy Jeżyk był wciąż kociakiem, później został uczniem wojownika. Nadal pamiętałem, gdy postanowił porzucić wojowniczą ścieżkę na rzecz ratowania żyć.
Podziwiałem go za to i nadal to robię. Nigdy nie spotkałem życzliwszego kota z tak dobrym życiorysem. Sam mogłem pochwalić się kłopotami na koncie i paroma bójkami.
Słońce znowu wchodziło na niebo, przysłaniane licznymi chmurami. Zacząłem martwić się deszczem, jednak bardziej zaniepokoił mnie zapach klifiaków.
Szliśmy dróżką, a gdzieś w oddali słychać było rzekę. Ledwo, ale dało się wychwycić jej szum.
- Czujesz? - Zapytałem przyjaciela, czując jak sen próbuje zamknąć mi oczy.
- Klifiaków? - Dopytał czekoladowy, wąchając powietrze.
- Tak, muszą gdzieś tu być, skoro rzeka nie powstrzymała ich zapachu. - Zacząłem rozmyślać na głos, gdy po chwili dotarł do mnie dźwięk łap.
- A wy to kto? - Usłyszałem głos z granicy.
Zerknąłem w tamtą stronę, dostrzegając kotkę.
Wydawało mi się, jakby nas nie widziała. Może faktycznie tak było, po patrzyła w każdym kierunku, ale nie w naszym.
- Spokojnie, nie mamy złych zamiarów. - Zacząłem. - Jestem Mokra Gwiazda, nowy lider Klanu Burzy.
Moją uwagę przykuło coś od strony granic Klanu Wilka. Nie zwracałem uwagi na dalszą rozmowę medyka z wojowniczką.
Przez chwilę miałem wrażenie, że czuję ostry smród. Ostatecznie nie mogłem dłużej się nad tym rozwodzić, bo czekoladowy zaczepił mnie.
Wznowiliśmy podróż.
~*~
Była noc, gdy dotarliśmy pod stopy gór. Byłem pod ogromnym wrażeniem, widząc głęboką jaskinię w jednej z nich. Było tu zimno i nieprzyjemnie, a niedaleko woda szumiała bardzo głośno. Widocznie znajdowało się tu jej źródło.
Stałem przez dłuższą chwilę oszołomiony ogromem gór oraz Strumienia. Naprawdę było tu ładnie, aczkolwiek unosiła się też dziwna atmosfera.
Wiedziony instrukcjami Jeżowej Ścieżki, wszedłem do środka Księżycowej Groty. Powoli i ostrożnie stawiałem kroki w ciemności, pamiętając dokładnie słowa medyka. Szedł za mną, cicho mówiąc drogę.
Zimno, które nas ogarnęło było bardzo nieprzyjemne, czułem jak moje futro jeży się, a zęby zaciskają.
Nie mogłem nic mówić, Jeż również zamilkł. Tak kazała tradycja.
W pewnej chwili zostałem sam, czekoladowy zatrzymał się niedaleko wejścia do Księżycowej Zatoczki, a ja parłem dalej, czując dziwną siłę. Coś ciągnęło mnie w tym kierunku, kazało iść na spotkanie z tajemniczą siłą.
Po chwili dostrzegłem wyższy od przeciętnego kota kamień. Mienił się dzięki dziurze w skale na górze. Wschodzący Księżyc dawał mu światło, a ja wedle tradycji położyłem się przy nim. Biła od niego mroźna aura, jakby słońce nigdy nie ogrzało Księżycowego Kamienia swoim światłem.
Zamknąłem oczy, liżąc niepewnie kamień.
Ostatnim, co czułem był jego słony, metaliczny smak.
Otworzyłem oczy dopiero, gdy coś mnie do tego popchnęło. Nie wydawało mi się jednak, żeby to był kot. Przynajmniej taki z krwi i kości.
Moje błękitne oczy spotkały się z zielonymi tęczówkami drogiej mi kotki. Niezapominajkowy Szlak stała przede mną, jakoby ozdobiona milionami gwiazd, a jednak tak podobna do siebie za ziemskiego życia. Uśmiechnęła się.
- A więc jesteś tutaj, braciszku. - Usłyszałem jej miękki głos, którego tak mi brakło przez cały ten czas.
Miałem ochotę przytulić jej astralne ciało, nie zważając na nic. Czułem, jak z moich oczu zaczynają lecieć łzy.
- Siostrzyczko - Mruknąłem, a mój głos zdawał się rozmywać. - Niezapominajko, brakuje mi ciebie.
- Cii, jestem tu dla ciebie. Niosę dar, wiesz? To bardzo miłe ze strony Gwiezdnych, że pozwolili mi cię spotkać! Bo wiesz, za życia nie byłam wcale taka święta! - Jak zwykle rozgadana, patrzyła na mnie troskliwymi oczami.
- Dar? Ah, no tak. - Zerknąłem w bok, jednak nic nie dostrzegłem.
Zdawało się, że unosimy się w powietrzu, gdzieś nad Księżycową Grotą, może nawet nad chmurami? Na wypełnionej ciemnym niebem ziemi.
- Z tym życiem daję ci dar dobrego wyboru. Użyj go, by prowadzić klan odpowiednimi wyborami, żeby nikomu nie działo się zło. - Powiedziała życzliwym tonem, aż nadto spokojnym, dziwnie wyniosłym. Zadrżałem, gdy polizała mnie w ucho. Ten dotyk był jednocześnie delikatny, jak i zupełnie niewyczuwalny.
- Mokry? To ty. - Usłyszałem nagle, a moje serce jakby na chwilę stanęło.
Zerknąłem w stronę, z której dobiegł tak znany, drogi mi głos.
Ciernista Gwiazda. Stała przede mną, a jej ciało, kiedyś na moich oczach rozerwane przez borsuka, teraz ozdobione szatą z gwiazd, oraz mgły. Zielone, mądre tęczówki patrzyły na mnie z dumą, jak i zdziwieniem.
- Ciernista! - Zawołałem ją, czując dreszcze. Chciałem móc wtulić się w jej futro i wypłakać. Powiedzieć wszystko, co męczy moje serce, pragnąłem jej wiedzy, którą przekazywała mi za czasów treningów.
- Widzę, że stąpasz po moich śladach. - Miauknęła równie poważnie jak na zwyczajowych treningach. - Bycie twoją mentorką napawa mnie dumą.
- B-Brakuje...mi c-ciebie. - Czułem, jak łkam. O ile było tu to możliwe, ogromne łzy lały się z moich oczu, rozpływając się w nicości.
- Nie płacz. Nie pora na to. - Zaczęła, biorąc głębszy wdech. - Z tym życiem daję ci dar opiekuńczości. Użyj go, by otoczyć opieką swój klan i odciąć go od wszelkiego niebezpieczeństwa. Bądź dla niego ojcem.
Pociągając nosem, pokiwałem głową niczym jej uczeń za dawnych księżyców. Bura, lśniąca teraz jak najprawdziwsza gwiazda zrobiła krok w przód, by przejechać swoim astralnym językiem po mojej głowie.
Z tą chwilą pozwoliłem, by gorzkie łzy spływały z moich oczu. Nie zauważyłem nawet, jak oddaliła się, by stanąć u boku wnuczki.
- Nie płacz, synu. - Do moich uszu dotarł dźwięk spokojnego tonu Deszczowego Poranka.
Spojrzałem w jego stronę, otwierając szeroko pysk. Ojcowska miłość. Coś, czego nie doświadczyłem w nadmiarze, a jednak mogłem liczyć na wsparcie. Błękitne futro kocura, owiane teraz ciemnym nieboskłonem odbijało blask gwiazd.
- Z tym życiem daję ci dar odwagi. Użyj go, by własnym ciałem osłaniać słabszych w czasach kryzysu lub wojny. Strzeż się również innych niebezpieczeństw. - Mówił, a jego słowa były jednocześnie przestrogą. Wskazówką, której nie mogłem zapomnieć. - Mokry, nigdy nie pomyślałbym, że znowu cię zobaczę. W dodatku jako lider Klanu Burzy, jednak teraz chcę cię ostrzec. Musisz być czujny. Na wszystko, co cię otacza.
Kiwnąłem głową, przestając płakać. Kocur wlał powagę w moje serce, a mijając mnie, otarł się o mój bok. Nigdy prawdziwie mnie nie przytulał, więc teraz, gdy spotkałem jego ducha, czułem się wyjątkowo.
- Mokry - tego głosu nie słyszałem tak dawno, a jednak nigdy nie potrafiłbym go zapomnieć. Szuwarowa Łapa stanął na przeciw mnie, mierząc swoim obojętnym spojrzeniem. Jego kark nie był już wygięty tak, jak w chwili śmierci, gdy podczas zawodów ześlizgnął się z drzewa przez ulewę.
- Gratulacje, bracie. Mnie by się nie chciało tak męczyć. - Miauknął, a ja pozwoliłem sobie na uśmiech. - Z tym życiem daję ci dar ostrożności. Użyj go, żeby nikt i nic cię nie zaskoczyło. Musisz być czujny, zwłaszcza teraz.
Po czym minął mnie, puszczając oczko. Dołączył do pozostałej trójki, stając u boku naszego ojca. Patrząc na nich, wracały wspomnienia. Poczułem dawno zapomniane ciepło, którym mnie otaczali.
- Mokra Gwiazdo? - głos szóstej liderki Klanu Burzy rozległ się w przestrzeni. Liliowa kotka stała za mną, patrząc to na mnie, to na swoją partnerkę. Mogłem wyczuć jej tęsknotę oraz miłość, jednocześnie łapiący za gardło żal przez stratę ukochanej.
- Mokra Gwiazdo, cieszę się, że idziesz naszymi śladami. - Miauknęła swoim troskliwym tonem. - Z tym życiem daję ci dar empatii. Użyj go do dokonywania sprawiedliwych osądów, a także pomocy innym.
Kiwnąłem głową na znak, że zapamiętałem jej słowa. Byłem dziwnie spokojny. Po wylaniu tylu łez, mogłem odetchnąć. Spotkać się z bliskimi, usłyszeć ich głos.
Kotka otarła pyszczek o mój, idąc do swojej partnerki. Ten widok rozbrajał, a ja zacząłem myśleć, czy wirujące gwiazdy go nie były one, skaczące pomiędzy nieboskłonami.
Następny przyszedł Burzowe Serce, stary, mądry medyk, który znał mnie od małego uśmiechnął się lekko.
- No proszę. Widzę cię tu, Mokry. - Miauknął. Jego aura mądrości emanowała dookoła. - Z tym życiem daję ci dar wrażliwości. Używaj go do okazywania troski zarówno klanowiczom, jak i innym potrzebującym. Nigdy nie odmawiaj pomocy.
- Dobrze. Zapamiętam! - Odparłem, a mój głos ponownie rozmył się.
Przez dłuższą chwilę nic się nie działo, zastanawiało mnie dlaczego. Spojrzałem na koty, które podarowały mi już swoje dary. Niezapominajka wzruszyła ramionami, patrząc za moje plecy z lekkim zdziwieniem.
- Mokry! - Usłyszałem głos, który niegdyś codziennie budził mnie, towarzyszył kocięcym zabawom, oraz pierwszym krokom.
- S-Sosnowa Kora... - rozpoznając przybraną matkę, uśmiechnąłem się szczerze. - Dobrze cię tu widzieć.
- Ciebie również. Jestem bardzo dumna. - Mruknęła. Wzięła głębszy wdech. - Z tym życiem daję ci dar wesołości. Użyj go, by cieszyć się życiem, wyciągać nawet z okropnych sytuacji dobre rzeczy. Nie zapominaj o swojej spokojnej, pogodnej naturze.
Uśmiechnąłem się szeroko, gdy kotka otarła się o mnie. Byłem szczęśliwy i ciekawy, jaki kot mnie odwiedzi.
W pewnej chwili z nicości wyszła kotka. Jej futro zdawało się być barwy cynamonowej. Nie znałem kocicy, a jednak jej aura wydała mi się taka...bliska.
- Nie znasz mnie, kochanie. - Miauknęła po chwili ciszy. - Jestem Żurawinowy Krzew, twoja biologiczna matka.
Na jej słowa poczułem, jakby nicość rozpadła się na milion kawałków. Cofnąłem się o krok, łapiąc szybkie wdechy. Szuwarek również wydawał się zaskoczony, na jego wiecznie znudzonym pysku pojawił się zdziwiony grymas.
- Ty naszą matką? - Miauknął mój zdezorientowany brat.
- Owszem. - Deszczowy Poranek wtrącił się w rozmowę. - To wasza matka, traktujcie ją dobrze.
- Ale ona nie żyje już. Jak my. - Bezpośredniość mojego brata uderzyła we mnie podwójnie. W sumie przyznał, że są martwi.
- Wiem jak to wygląda. - Zaczęła troskliwym tonem Żurawinowy Krzew. - nie musicie mi wybaczać. Nie mogłam jednak wychować aż czwórki kociąt.
- Czyli my mamy rodzeństwo?! - Zwróciłem na nią swoje zszokowane spojrzenie.
- Tak, są w Klanie Nocy. To znaczy, Bóbr jest, Wyderka...nie żyje. - Opowiedziała z nutą tęsknoty w głosie.
Poczułem nagle niewytłumaczalne przywiązanie do tego całego "Bobra". Niewidzialna braterska więź złączyła mnie z jedynym żyjącym bratem. Zanotowałem w swojej głowie, by kiedyś go spotkać.
- Chce z tym życiem przekazać ci dar asertywności. Używaj go, by nie wszczynać niepotrzebnych konfliktów, by wyrażać jasną myśl.
Jej spojrzenie było dobre i tęskne. Życzliwe, pełne miłości, której mi tak brakło.
- Posłuchaj synku...mogę cię tak nazywać? - Zapytała niepewnie.
- O-oczywiście! - Odparłem lekko zmieszany.
- Nie ma dziewiątego kota...dlatego...dlatego chciałabym dać ci ostatni dar. Wraz z dziewiątym życiem daję ci dar szczerości. Używaj go, by twojego życia i serca nie skaziło kłamstwo, a każdy spotkany kot mógł ci ufać.
Z tymi słowami odeszła do reszty kotów.
Stanąłem naprzeciw ich pyskom, nie wiedząc co powiedzieć. Dali mi tak wiele, jednocześnie zabierając po cząstce mnie z każdą śmiercią. Życie za życie, czyż nie?
W pewnej chwili świat zaczął się trząść. Dusze były zaskoczone, a Szuwarek doskoczył do mnie.
- Pamiętaj, co ci mówiłem! - Krzyknął, na moment przed roztrzaskaniem się ciemności na drobne kawałeczki, które po kolei koliły moje ciało.
Otoczyły mnie niczym ścisła lina, nie pozwalając oddychać. Czułem, jak tracę oddech, a wraz z nim następuje uczucie zimna.
Obudziłem się przerażony, dysząc ciężko, walcząc o każdy dech. Zdawało mi się, jakby minęły wieki, a nie parę godzin tej księżycowej nocy. Rozglądałem się panikującym wzrokiem po ciemnej grocie.
Wstałem na chwiejne łapy. Byłem słaby i zdezorientowany. Miałem ochotę zwymiotować, a najlepiej zemdleć w tym świętym miejscu.
Jednak nie mogłem. Musiałem pójść do Jeżowej Ścieżki, mojego przyjaciela.
//Jeżyku kochany mój? ❤️//
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Herbatka wypita, teraz czas brać się za odpisanie ;)
OdpowiedzUsuńUwu, czekam ^^
UsuńPrzez Ciebie się wzruszyłam >.<
OdpowiedzUsuńJa też
UsuńAwww *zaciera łapki* taki był zamiar💙
UsuńxDD
Usuń