Przez to co się stało z córką liderki, przez jakiś czas miał zastępstwo i jego trening nadzorował Mżyste Futro. Wybrali się w teren, aby zapolować na króliki, co obyło się bez większej tragedii.
Przez ten cały czas nieco bujał w obłokach. Głowe zaprzątała mu jedna myśl, którą wywołał w nim Srebrzysta Łapa na zgromadzeniu. Kocur speszył go tym, że zaproponował mu bycie razem, a jeszcze wcześniej zadał pytanie czy mu się podobał. Gdy o tym myślał, czuł jak piękły go uszy. No bo jak to? On z kocurem? Tak jak dziadek? Czy to nie było nieodpowiednie? Jak zareagowałaby jego rodzina? Najpewniej źle, patrząc na to jakiego koloru futra był przyjaciel. Mimo tej cudacznej wizji, łapał się na tym, że w zasadzie nie wiedział nic o swoich preferencjach. Życie uczuciowe było dla niego nieznane. Czy to możliwe, że mógł być gejem? A co jeśli tylko sobie to wmawiał przez to co zaszło na plaży? Bo może i odmówił Srebrzystej Łapie związku, ale wciąż o tym myślał. Nie powinien... Kocur w końcu przyznał, że to był tylko żart, ale nie potrafił zapomnieć innych jego nawiązań do ich dwójki razem. Potrafił z głowy przywołać te chwilę, gdy uczeń go peszył swoją bliskością i słowami. Czy przyjaciel coś do niego czuł, a jedynie ukrywał przed nim ten fakt, widząc jego reakcję?
Kiedy wracał do obozu, ze zdziwieniem zauważył mame z siostrą, które właśnie z niego wychodziły. Pierwszy raz widział, aby te dwie gdzieś wybierały się same. Widząc ruch ogona rudej kocicy, pożegnał się z wojownikiem i podszedł do ich dwójki.
— O co chodzi mamo? — zapytał nieświadomy kłopotów, które się zbliżały.
Zięba nie odpowiedziała kierując ich dalej w teren, aż do Przybrzeżnego Oka. Było to naprawdę ładne miejsce. Przypominało nieco takie prywatne jezioro, które można było obejść z każdej strony. Może chciały spędzić z nim czas? Ale czemu wtedy nie zabrały ze sobą Iskrzącej Łapy?
— Mamo? — ponownie starał się zwrócić na siebie jej uwagę.
Ruda stanęła, zwracając w końcu na niego spojrzenie.
— Dlaczego oddaliłeś się na zgromadzeniu od siostry? — słysząc to pytanie zamarł i rzucił spanikowanym okiem w stronę Lwiej Łapy, która patrzyła na niego niezadowolonym wzrokiem. Powiedziała mamie?! To już chyba wiedział, dlaczego zabrały go poza obóz. Cofnął się, czując jak zaczyna ogarniać go strach. Kocica widząc to, przyciągnęła go do siebie łapą, przez co upadł.
— J-ja... — starał się wytłumaczyć, ale nie znajdował racjonalnych powodów, które udobruchały mamę.
— Najwidoczniej się zapomniałeś. Twoja siostra szukała cię po całej wyspie. Mogło ci się coś stać! Puściłam was samych mając nadzieję, że będziecie o siebie dbać. Uciekłeś Lew, chociaż przekazała ci, abyś się od niej nie oddalał. Ma cię trzymać następnym razem za ogon jak kocię? A może już nigdy nie udasz się na zgromadzenie, skoro nie potrafisz usiedzieć w miejscu. Kto to widział, aby mój syn zszedł z wyspy i bawił się z nierudym dzieciakiem liderki. Tak podchodzisz do tego miejsca? Jak do zabawy? Tam spotykają się wszystkie klany, w tym liderzy. Powinieneś słuchać ich słów i obserwować jak zmienia się ustrój, wyłapywać najmniejsze szczegóły, które informowałyby nas o ich słabości. A ci wciąż bzdury w głowie — prychnęła. Dygotał pod jej łapami, nie odzywając się. Wiedział, że puste obietnice nie udobruchają kocicy. — Lwia Łapo — Spojrzała tu na córkę, która dumnie siedziała, obserwując jego upokorzenie bez słowa.
— Tak mamo?
— Ukarasz swojego brata. Już czas, abyś nauczyła się jak karcić nieposłuszne młode. Przyda ci się to w przyszłości. — Następnie wstała i unieruchomiła kremowego swoimi łapami.
Strach wzrósł. Zaczął się szarpać, ale ruda była silna i wiedziała co robiła. Nie spodziewał się tego, że Lew kiedykolwiek podniesie na niego łapę. Rzucił jej spanikowane spojrzenie.
— Nie, Lewku nie! Błagam! Nie rób tego! — piszczał, wiedząc że wyglądał teraz bardzo żałośnie. Nie było w nim tej wielkości, którą szanowała jego rodzina.
Zięba nic sobie nie robiła z jego płaczliwego tonu. Wyjaśniła córcę w jaki sposób uderzać, aby go zanadto nie skrzywdzić, nie pozostawiając na jego ciele śladów, ale by poczuł ból, który miał go ochronić przed podobnymi pomysłami.
— Nie wahaj się. Zawsze będą obiecywać poprawę w zamian za darowanie im kary i nic się nie zmieni. Twój brat musi poczuć na własnej skórze, że czyni źle. To jest skuteczniejsze od słów — zapewniła młodszą, by nie czuła poczucia winy z tego powodu.
— Mamo, błagam, nie! — błagał ją, ale nie reagowała.
Gdy poczuł uderzenie, wiedział już, że jego siostra przepadła. Oddała się w łapy Zięby, która kazała uderzać jej tylko mocniej.
***
Wtulał się w futro matki, wylewając łzy, dygocząc niczym liść na wietrze. Potrzebował ochrony, chciał zniknąć w jej futrze. Dziwne, że zawsze po karze do niej lgnął. Przy niej czuł się bezpiecznie, a jednak to z jej winy bolało go ciało. Może to przez to, że nie miał nikogo innego, a jej futro kojarzyło mu się zawsze z matczynym ciepłem? Wiedział, że to nie było normalne, ale nie potrafił teraz racjonalnie myśleć. Zaciskając oczy, starał się opanować strach i emocje, które się z niego wylewały. Już dawno nie dostał kary. A teraz wymierzyła mu ją siostra. Skulił się bardziej, czując się jak małe kocię.
— Masz nam coś do powiedzenia Piasku? — zapytała Lew.
— P-przepraszam. J-już nie będę się o-oddalał — wyjąkał, na co Zięba zamruczała z zadowoleniem.
— To nie koniec. Dostajesz jeszcze szlaban. Żadnego wychodzenia poza obóz w innym celu niż trening aż do swojego mianowania na wojownika. Masz przemyśleć swoje zachowanie i odpłacić się siostrze za swój głupi czyn.
***
Siedział w kącie, opierając czoło o zimną ścianę ziemi. Musiało to śmiesznie wyglądać, ale nie reagował na otoczenie. Nawet jeśli Srebrny zauważył, że dziwnie tam siedział, to do niego nie podszedł, ponieważ odstraszał go wzrok Zięby, która go pilnowała. Miał tam kwitnąć do wieczora. Było to nudne i prawie aż zasnął. Na dodatek brzuch boleśnie upominał się o pokarm, a ciało bolało go po karze. Czuł się tak, jakby rozpadał się na kawałki, a mimo to wciąż żył. Nie płakał jednak. Łzy już dawno wyschły. Uspokoił się już dawno. Nie sądził, że takie będą konsekwencję jego czynów. Gdyby wiedział... Nie odstąpiłby Lew na krok, trzymając się jej ogona jak kociak. Nie potrafił jednak cofnąć czasu. Stało się, a teraz musiał to przetrwać.
Mijały uderzenia serca, a go coraz bardziej nużyło. Dlatego też, gdy usłyszał wołanie Zięby, skierował do niej zesztywniałe kroki, przytulając się do jej piersi. Kocica zaczęła wylizywać mu sierść z drobinek pyłu, które przez ten czas bezczynności na nim osiadły.
Nigdy nie mógł o sobie decydować. Czemu jeszcze tego nie zrozumiał? Czemu walczył, widząc że sprawa była przegrana? Nie powinien sprzeciwiać się mamie. To było bezsensowne zachowanie. Jedynie ich wszystkich krzywdził. Czuł ból, ale ten ból według matki był bólem złamanych serc jego bliskich, którzy się na nim tak bardzo zawiedli.
— Lwia Łapo — Zięba zwróciła się do córki, która nie odezwała się do niego słowem przez cały czas trwania jego kary. — Popilnuj brata, przyniosę mu coś do jedzenia.
Zacisnął pysk. Miała go nadzorować przez parę uderzeń serca, jak gdyby w tym czasie miał narozrabiać. Rzeczywiście czuł się jak kociak. Położył po sobie uszy, gdy ruda wstała i wyszła. Jej ciepło zniknęło. Pozostała pustka, która zaraz została zastąpiona przez bok siostry. Spojrzał na nią zdumiony, że podeszła. On by unikał siebie do końca życia.
— Wybaczysz mi kiedyś? — zapytał się jej, obawiając się, że zawiódł ją już na zawsze.
<Lew?>
[1198 słów]
[Przyznano 24%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz