*dawno temu*
Cieszył się, że dzieciak chłonął wiedzę, którą mu wpajał do łba. Mimo tego, że był tylko małym kociakiem, świetnie się z nim bawił. Wychowywał sobie kumpla, który nareszcie będzie dzielił z nim jego pasję. Nie podobało mu się jednak to, że był z niego taki beksa. Powinien wziąć się w garść. Ale jeszcze była szansa, że go naprawi. Ile on miał księżyców? W zasadzie nie wiedział.
— Nie rycz o byle co. Kocury nie beczą jak kotki. Musisz być silny i nie dać się złamać tej swojej zwariowanej ciotce — upomniał go.
Te próby Zanikającego Echo były zabawne, ale i żałosne. Dobrze, że wojownicy, którzy zainteresowali się tą sprawą im uwierzyli, bo już pewnie mieliby kłopoty.
— Nie dam jej się! Pchełka jest słaby, a nie ja! — pisnął maluch, chcąc pewnie, aby uwierzył w te jego zapewnienia. Problem był taki, że słowa były tylko słowami. Dzieciak musiał pokazać swoją wartość czynami!
— No zobaczymy... Musisz mi to udowodnić. Nie możesz przynieść mi wstydu — rzekł niczym prawdziwy mentor.
Na samą myśl napuszył się z dumy. Mimo tego, że był tylko uczniem, to nauczał prawidłowych wartości, które definiowały prawdziwego kocura. Turkuć w przyszłości mógł mu dorównać. Teraz jednak... To był chodzący, rudy glut.
—Jak mam ci udowodnić? Mogę nawet tela- Teraz! — powiedział maluch z upartością.
Ten jego zapał był motywujący. Skoro chciał już w tym momencie udowodnić mu swoją wartość, to mógł coś dla niego znaleźć.
— Jeżeli nie jesteś mięczak, to... — zastanowił się jak mógł sprawdzić użyteczność rudego. — Naszczaj na legowisko ciotki.
— Ocy... Oczywiście, że to zrobię! — wymamrotał.
Obserwował jak syn Rudzikowego Śpiewu, szybkim krokiem zmierza w kierunku legowiska, czając się i uciekając wzrokiem przed dorosłymi wojownikami, którzy mogliby go powstrzymać, po czym dokonuje swojego dzieła. Wrócił następnie do niego z dumnym wyrazem pyska, jak gdyby właśnie wygrał wojnę z takim Klanem Burzy i zgarnął dla nich wszystkich nowe tereny do polowań.
— Widzis... Widzisz? Zlobi... Zrobiłem to! Śmierdzi jak nie wiem co!
Zaśmiał się. Nie no, dzieciak był boski. Robił wszystko co mu kazał! No i nie lubił Echa, co było na plus. Gorzej gdyby w jakiś sposób dogadał się z ciotą. Wtedy to skreśliłby go raz na zawsze.
— Świetnie — pochwalił go, zastanawiając się do czego jeszcze mógłby go użyć. — To przynieś mi teraz ze stosu rybę — Wskazał mu na nią łapą.
Pomarańczowooki pokiwał główką i przyniósł mu piszczkę, prawie wywalając się przez nią po drodze. Poklepał go po głowie zadowolony, po czym chwycił pokarm w pysk, zaczynając się nim zajadać. Była smaczna. Turkuć nie mógł pewnie jeszcze tego jeść, ale oderwał kawałek i mu go rzucił.
— Spróbuj — zachęcił go.
Kociak przekrzywił zdziwiony łebek.
— Ale... Ja nie jem... Mięsa...
— To tylko kawałek. Nic ci nie będzie. Jesteś dorosły czy nie? — Rzucił mu pytające spojrzenie.
— No jestem... Ale... Jeżeli się zatlu... Zatruję?
— To powiesz, że to wina Echo. No dalej. Nie cykorz — zachęcał go.
To nie było przecież nic groźnego. Ot zwykła ryba. Jedyne co mogło go zabić, to zachłyśnięcie się ością. Maluch niepewnie zbliżył się do pokarmu, wąchając go i dziabiąc mały kawałek ze skrzywionym pyskiem.
— Uh... To chyba nie jest dobly... Dobry pomysł...
— To jednak jesteś dzidziusiem... Nie nauczę cię więc niczego więcej, póki nie dorośniesz — stwierdził, dalej jedząc rybę.
Nie to nie, on tam będzie się zajadać piszczką ze smakiem. Może i podszczuwał malucha, aby przestał zachowywać się jak dziecko, no ale... To było takie zabawne!
— Nie jestem dzidzią! — Turkuć pisnął i wziął większego gryza, przełykając mięso. — Uh... Dziwne to...
— To mięso. Lepsze niż mleko, bo jedząc je nie upokarzasz się — mruknął, przeżuwając galaretowatą strukturę.
Maluch słysząc to, znów dziabnął kawałek, chcąc mu udowodnić, że był zdolny do jedzenia takiego pożywienia.
— Będzie mnie bolał brzuch... — zapiszczał smutno.
— To będzie. Musisz to przeżyć jak na prawdziwego kocura przystało. Bo w końcu nim jesteś, prawda? — rzucił, wbijając w niego wzrok.
Dzieciak wyglądał na zdesperowanego, aby mu zaimponować, co go bawiło.
<Turkuć?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz