Pora nagich drzew
Wszystko działo się zbyt szybko. Jedna rzecz za drugą, a ten nawet oddechu nie mógł wziąć pomiędzy nimi. Na początku było zgromadzenie. Warto było wspomnieć, że Kamienna Gwiazda po raz pierwszy zabrała go i jego brata na zgromadzenie. Nigdy nie zapomni wzroku Czarnowroniego Lotu, gdy ta ogłosiła, że uczeń pójdzie na zgromadzenie, a jego mentor już nie. Za to jego brat był tym faktem bardzo zadowolony, chociaż Hiacynt nie do końca wiedział czemu. Było to niepotrzebne spotkanie z jakimiś kotami, a zawieranie z nimi jakichkolwiek znajomości to była strata czasu. Teraz musiał skupić się na treningu z tą abominacją, zwaną jego mentorem, a nie na szukaniu jakichś przyjaciół. Malwinowa Łapa niestety nie popierał jego zdania i postanowił poszukać przyjaciół wśród tych nieznajomych. Nie było to najlepszym pomysłem, a przynajmniej dla rudego kocura. Wraz ze swym bratem poznali Bryzę i Gęgawę, dwójkę rodzeństwa z Owocowego Lasu. Bryza za bardzo go nie zainteresował, w przeciwieństwie do brata Hiacynta, który przypadkowo wciągnął się w coś, czego słowami nie da się wyrazić. Gęgawa, brat Bryzy, również nie wydawał się zadowolony z tego samego faktu co Hiacynt, co było pierwszą rzeczą, która łączyła tę dwójkę. Gdyby tylko nie koniec zebrania to z pewnością porozmawialiby dłużej, jednak ich przywódczyni zarządziła powrót do obozu.
Drugą rzeczą była nagła śmierć ich rodzicielki. Łasiczy Skowyt nie była ani starszą, ani nie chorowała, co było jeszcze dziwniejsze. Zostawiła ich, uciekając do ostatecznego rozwiązania, czyli ucieczki z tego świata. Jedyne co ta kocica dobrze robiła, to odchodziła od nich, zostawiając ich samotnie i teraz zrobiła ponownie. Hiacyntowa Łapa był wściekły, chociaż nie pokazywał tego po sobie. Za to jego brat rozpaczał za stratą tej kocicy.
- Nie ma co płakać. Z pewnością jest w Klanie Gwiazdy i obserwuje nas z innymi przodkami. - Próbował pocieszać płaczącego brata, ale nie udawało mu się to. - Jeszcze zobaczymy ją.
Jego słowa niestety nie pomagały. Kremowy kocur zdawał się nawet go nie słuchać, jednak ominął ten fakt i przytulił brata. Malwinowa Łapa nie mógł płakać w nieskończoność. Musiał kiedyś pogodzić się ze stratą matki i iść dalej przez życie. Gdyby jeszcze mógł zrozumieć to teraz, a nie za jakiś czas.
- Hiacyntowa Łapo. Chcę Cię widzieć pod wyjściem z obozu za pięć uderzeń serca. Idziemy na trening. - Do uszu Hiacynta dotarł głos jego mentora. Przerzucił na niego swój wzrok i chciał już protestować, nie zostawiłby przecież brata samotnie, jednak przerwał mu głos jego mentora. - I nie chcę słyszeć żadnych wymówek. Nasłuchałem się ich już od Ciebie.
Po tych słowach Czarnowroni Lot odwrócił się i poszedł w stronę wyjścia z obozu, nie dając czasu uczniowi na odpowiedź. Kocur przerzucił wzrok na Malwinową Łapę. Nie miał zbytnio wyboru, więc otarł się o niego, przeprosił za swego mentora i obiecał powrót. Wstał, spojrzał ostatni raz na brata i wyszedł z legowiska uczniów, idąc w stronę starszego od siebie wojownika. Nie zajęło mu długo, aby znaleźć się przy nim, na co ten tylko prychnął coś pod nosem. Ruszyli w teren Klanu Burzy.
**************
Ponownie zawiódł, co tylko potwierdziły czyny jego mentora. Jego ciało wylądowało na zimnej powierzchni, która była połączeniem ziemi i śniegu. Próbował się podnieść, jednak nie było to możliwe przez to, że przy ziemi przytrzymywał go Czarnowroni Lot.
- Przestałeś się już starać na tych treningach. I jakim ty wojownikiem zostaniesz? - Powiedział kocur i wcisnął swojego podopiecznego bardziej w śnieg. - To wszystko przez twojego brata i to zgromadzenie. Staczasz się, a to wszystko przez tę kremową kulkę futra.
- Zostaw mojego brata w spokoju! - Wywarczał uczeń, próbując wydostać się spod łap kocura. Jednak każda próba kończyła się porażką jak zwykle.
- Nie widzisz co on z tobą robi?! - Kontynuował kocur. - Jesteś mądrym kotem, a pozwalasz, żeby jakiś idiota Cię ogłupiał. Ogarnij się Hiacyntowa Łapa, bo jeśli nie, to ja to zrobię za Ciebie, ale wtedy nie będzie tak miło, jak teraz.
Po tych słowach chwycił go i rzucił do pobliskiej zaspy, co mimo iż sprawiło, że ten wreszcie uwolnił się spod łap wojownika, to nie było za najlepszym uczuciem. Zimno przeszyło go od końcówki jego ogona aż do końców uszu. Wstał na swe cztery łapy i otrzepał się ze śniegu, a swój wzrok wbił w starszego od siebie kota.
- Jeszcze raz. Będziemy to powtarzać, do czasu aż nie ogarniesz tego. - Powiedział Czarnowroni Lot, wpatrując się w Hiacynta, który trząsł się z zimna. - Jeszcze zrobię z Ciebie porządnego wojownika.
I tego właśnie obawiał się uczeń.
Npc: Czarnowroni Lot
[przyznano 20%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz