Leżał. Już bardzo długo. Przestał liczyć wschody i zachody słońca. Srebrna Skóra pokazywał mu, ile zdołało upłynąć czasu od tego pamiętnego dnia.
Klan Wilka nadal nie istniał, nadal część kotów, która uciekła, nie powróciła.
Trwał w bezruchu, nie czując kompletnie nic. Wiatr, deszcz czy odgłosy nocnej fauny przestały robić na nim wrażenie.
Chciał po prostu coś zjeść. I przestać widzieć przed swoim pyskiem paskudnych mord klifiaków. Tych, od których zależało życie jego ukochanej, małej Nocy.
Starał się nie myśleć o Konwaliowym Sercu. Cieszył się, że chociaż ona żyła sobie w spokoju i szczęściu, mając kontakt z Burzą i Stokrotką. Pamiętał nadal dwie pozostałe córki, malusie i niebieskie. O pyszczkach nieco podobnych do mamy. Cieszył się z ich szczęśliwego dzieciństwa. Miały siebie.
On pozostał sam. I tak miał pozostać przez kolejne dni.
Głodował, a kara Stwórcy podobno się nie zaczęła. Bał się, zwyczajnie się bał. Bardziej niż Klanu Gwiazd za kociaka, w który jeszcze wierzył. Niewola utwierdziła go w przekonaniu, że gwiezdni przodkowie nie istnieli. Lub mieli w głębokim poważaniu swoich wierzących i fanów.
Podszedł do niego Stwórca. Podsunął pod nos Świtającej Maski pasek mięsa. Nieco wysuszonego, lecz nadal pokarmu. Wojownik Klanu Wilka automatycznie otworzył pysk i próbował capnąć martwe zwierzę. Zamiast tego spotkał się z masą ciosów, prosto w swoją głowę. Nie drapnięć, ci źli uderzali rytmicznie łapami w głowę płowego, a ten syczał.
- Dość, bo go wymęczycie, a chcę mieć zabawkę jeszcze przez kilka dni - miauknął Stwórca. - Od dzisiaj możecie się nim zabawić. Ile tylko chcecie. Ciche dni z naszej strony się skończyły - mówił ni to do więźnia, ni to do swojej świty. - Zajmijcie się nim.
Mrożący krew w żyłach krzyk Świtającej Maski rozległ się po obozie, przerywając pozorny odpoczynek reszcie zniewolonych.
Spokojne i ciche dni się skończyły.
Klan Wilka nadal nie istniał, nadal część kotów, która uciekła, nie powróciła.
Trwał w bezruchu, nie czując kompletnie nic. Wiatr, deszcz czy odgłosy nocnej fauny przestały robić na nim wrażenie.
Chciał po prostu coś zjeść. I przestać widzieć przed swoim pyskiem paskudnych mord klifiaków. Tych, od których zależało życie jego ukochanej, małej Nocy.
Starał się nie myśleć o Konwaliowym Sercu. Cieszył się, że chociaż ona żyła sobie w spokoju i szczęściu, mając kontakt z Burzą i Stokrotką. Pamiętał nadal dwie pozostałe córki, malusie i niebieskie. O pyszczkach nieco podobnych do mamy. Cieszył się z ich szczęśliwego dzieciństwa. Miały siebie.
On pozostał sam. I tak miał pozostać przez kolejne dni.
Głodował, a kara Stwórcy podobno się nie zaczęła. Bał się, zwyczajnie się bał. Bardziej niż Klanu Gwiazd za kociaka, w który jeszcze wierzył. Niewola utwierdziła go w przekonaniu, że gwiezdni przodkowie nie istnieli. Lub mieli w głębokim poważaniu swoich wierzących i fanów.
Podszedł do niego Stwórca. Podsunął pod nos Świtającej Maski pasek mięsa. Nieco wysuszonego, lecz nadal pokarmu. Wojownik Klanu Wilka automatycznie otworzył pysk i próbował capnąć martwe zwierzę. Zamiast tego spotkał się z masą ciosów, prosto w swoją głowę. Nie drapnięć, ci źli uderzali rytmicznie łapami w głowę płowego, a ten syczał.
- Dość, bo go wymęczycie, a chcę mieć zabawkę jeszcze przez kilka dni - miauknął Stwórca. - Od dzisiaj możecie się nim zabawić. Ile tylko chcecie. Ciche dni z naszej strony się skończyły - mówił ni to do więźnia, ni to do swojej świty. - Zajmijcie się nim.
Mrożący krew w żyłach krzyk Świtającej Maski rozległ się po obozie, przerywając pozorny odpoczynek reszcie zniewolonych.
Spokojne i ciche dni się skończyły.
cdn. ponownie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz