Przekrzywił głowę zastanawiając się nad prośbą pointki. Chciała zmienić swoje imię i to pierwszy człon? No cóż... Jeśli chciała to nie powinien odmawiać.
- Jasne. Zmienię je dla ciebie na Fasole. - w końcu powiedział.
- Dziękuję, Potrójny Kroku!
Zadowolona kocica odeszła. Szkoda, że nie wiedziała co jej mentor planował.
***
Spotkanie medyków przebiegło dość niefortunnie. Przez to, że na ostatnim spotkaniu Fasolkowa Łapa nazwała go przy wszystkich Potrójnym Dziadem, na każdym kroku słyszał jak mówiła tak o nim do swoich "przyjaciół", to jeszcze dzisiaj odmówiła przysięgi przed Klanem Gwiazdy! Był wściekły i rozczarowany postawą uczennicy, która przez swoje obwinianie zmarłych o całe zło tego świata, zaprzepaściła szansę na odkupienie. Dlatego też, kiedy zmusił ją do przysięgi nazwał ją Fasolową Krzywicą. Może i przesadził, ale chciał pokazać młodej, że ta powinna zachować, choć trochę pokory względem niego i Klanu Gwiazdy. Dodatkowo nie dostała snu. Przez to długo rozmyślał, czy mianowanie przebiegło zgodnie z prawem i czy kotka została medyczką. W końcu skoro nie dostała wizji, to znaczyło, że przodkowie jej odmówili? Nie miał pojęcia. A to był dopiero początek. Nikt nie skandował jej nowego imienia, wszyscy rozeszli się w ciszy. Był tak zajęty rozmyślaniem o śnie od Klanu Gwiazdy i mianowaniem Fasoli, że dopiero na następny dzień uświadomił sobie, co zrobi mu dziadek, jak się dowie jak nazwał jego kochaną córeczkę. Postanowił go unikać, zazwyczaj nie opuszczając legowiska. Niestety los chciał, że Iglasta Gwiazda miał jakichś swoich szpiegów, bo dowiedział się o tym dość szybko, drąc się na niego przy świadkach! Trochę przesadzał. Nie zamierzał jej nadawać tego imienia na stałe. To było tylko ostrzeżenie. Jednak lider Klanu Wilka, miał odmienne zdanie na ten temat. Pierwszy raz widział go tak wkurzonego. Jego słowa bardzo go zabolały. Miał prawo być wściekły, ale medyk miał powód, by tak nazwać uczennicę! Mógłby zauważyć, że ta jego córeczka to heretyczka, która odmówiła przysięgi.
Czując się niezrozumiany postanowił odwiedzić grób matki. Wrócił więc po burze od lidera do legowiska medyka. W środku przebywała nowo mianowana medyczka, która wydawała się jakaś smutna i przygaszona. Nie zwrócił na to uwagi tylko wszedł do składziku i wyciągnął bukiet wrzosu. Niosąc go w pysku ominął Fasolową Krzywicę i udał się w miejsce pochówku. Kwiaty położył na mogile, gdzie leżały szczątki jego rodzicielki. Była teraz w Klanie Gwiazdy. Tylko ona mogła go zrozumieć.
- Cześć mamo. To znów ja. Pewnie byłaś świadkiem tego co się stało na spotkaniu medyków... - zaczął.
Rozmowa z powietrzem nie stanowiła dla niego problemu. Już i tak rozmawiał wiele razy z Tkaczem, więc co za problem odezwać się do zmarłej matki? Szkoda tylko, że był jasny dzień. Może wtedy dostrzegłby jej gwiazdę na nieboskłonie? Rozmowa bardziej by się kleiła.
- No ale widziałaś ją! Uważa, że wy jesteście źli! - Napuszył się rozeźlony - Obraża nie tylko swoich przodków, ale i dziadków. Ciekawe czy jak Miedziana Iskra trafi do Klanu Gwiazdy, to nadal będzie ich nienawidzić, bo są źli. Czy kot, który umiera i trafia do was po śmierci, zostaje zapomniany? To takie bezsensowne! To tak jakby... Ta Krzywica obrażała ciebie mamo. A dziadek? - prychnął pod nosem. - On na starość już chyba świruję. A podobno w tym wieku, koty stają się bardziej religijne, by trafić w dobre miejsce. Idioci. Zawsze muszą mnie otaczać idioci. No rozumiem, że mogą mieć inne zdanie, ale nie potrafią patrzeć dalej, zobaczyć, że te nieszczęścia to wina decyzji żyjących, a nie wasza. Fajnie jest znaleźć sobie kozła ofiarnego. Ale naprawdę Fasola już przegięła. Jeszcze znajdzie sobie kocura i zrobią sobie dzieciaki. Wtedy chyba wywaliłbym ją jak Strzyżykową Pręgę. - westchnął. - No dobra nie będę się dłużej żalił. Pewnie jesteś zajęta czy coś. - pożegnał się z matką i wrócił do legowiska. Na szczęście jego nowa asystentka gdzieś polazła. I dobrze. Na razie nie chciał z nią rozmawiać.
***
Był na jasnej łące. Było tak spokojnie, a zewsząd otaczało go dziwne uczucie. Chyba to była miłość? Szczęście? Rozejrzał się po otoczeniu, dostrzegając świetlistą sylwetkę, którą od razu rozpoznał. Mama! podbiegł do niej, zauważając że w tym śnie poruszał się bezproblemowo. Przytulił się do jej gwiezdnej sierści, wdychając zapomniany przez księżyce zapach.
- Mamo! Nie wierzę! Jesteś tu! Jak? Dlaczego?
- Przyszłam cię odwiedzić. - wyjaśniła kotka. - Widzę jak się zadręczasz. Niepotrzebnie.
- Ale... Ale słyszałaś co mówiłem? Fasolowa Krzywica ona...
- Wiem... wiem... To może być dla ciebie ciężkie, ale wierze, że podołasz. Jesteś w końcu moim kochanym synkiem. - Otarła się o jego bok, a on poczuł się tak jak za kociaka. - Musisz być silny. - Jej słowa niczym echo, docierało do niego z coraz daleka.
Nie. Nie. Nie! Nie mogła go jeszcze zostawić! Miał tyle pytań!
***
Obudził się z poczuciem, że coś stracił. Mama w końcu nie żyła, więc mogło chodzić o to. Był ranek. Fasolowa Krzywica nadal wydawała się taka, jak wczorajszego dnia. Przeciągnął się i rzucił na nią okiem. Może powinien jej coś powiedzieć? Cokolwiek?
- Masz pozdrowienia od mojej mamy - miauknął tylko i udał się do Tkacza.
Nie miał zamiaru wdawać się w jakieś głębsze dyskusję. Rozczarowała go. Pewnie była na niego zła i wściekła, może i również czuła gorycz. Jednak... To ona wybrała ścieżkę medyka. Wiedziała na co się piszę. W końcu tłukł jej do tego łba, że medyk musi być wierny Klanowi Gwiazdy. To co zrobiła, było zdradą. Nawet nie dostała snu!
- No witaj, kolego. Tak masz całkowitą rację. Tak... Ładna pogoda. Ale widzę, że praca ci idzie. Tyle pajęczyny nie widziałem od dawna. - zaczął konwersację z pająkiem.
W tym czasie usłyszał cichy szmer. Czyżby asystentka medyka postanowiła mu przerwać i z nim porozmawiać? Czemu? Już i tak ojciec jej chronił tyłek, przez co nie mógł jej tknąć, bo sam zostałby zdegradowany. Myśl, że mógłby stracić swój sens życia była okropna.
- Zmienię ci to imię - w końcu westchnął zwracając się do pointki, którą czuł gdzieś z tyłu. - Skoro mamy w tyłku przodków, tradycję, moją mamę. Skoro oboje z dziadkiem żyjecie w jakiejś chorej bajce, gdzie obwiniacie za zło nie koty, które do tego dopuściły, a zmarłych, co nie mają zbytniej władzy, prócz ciskanie piorunów po niebie... - warknął wkurzony. - Zmienię je. Na jakie chcesz. Jednakże nie licz, że będę ci pomagał, jeśli zostaniesz ukarana za złamanie kodeksu.
<Fasolowa Krzywico?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz