Pojawił się na tym świecie nie wiadomo skąd. Pierw nic nie widział, lecz z czasem jego zmysły zaczęły działać coraz lepiej. Świat, który go otaczał był zdecydowanie dziwny. Ale też na swój sposób fascynujący. Maluch lubił go obserwować. I głównie temu poświęcał swój wolny czas. Szybko zauważył, że jego rodzeństwo różniło się pod tym pozorem od niego. Lisiczke i Wronke zdecydowanie bardziej interesowały inne kociaki w żłobku niż mrówki, czy inne leśne stworzonka. Mama czasem zachęcała go do zabaw z innymi kociętami, ale Kwaśny grzecznie odmawiał jej pokręceniem łebka. Towarzysze ze żłobka czasem go przerażali swym chaosem, wrzeszczeli, biegali, ganiali siebie nawzajem. Kwaśny czasem nie mógł ich pojąć podobnie jak mama go.
— Kwaśny...? — usłyszał głos rodzicielki.
Jego bystre brązowe oczka oderwały się na chwilę od kupki mchu, którą obserwował. Jej zielona barwa różniła się intensywnością chyba w każdym miejscu. Kocurek nie mógł pojąć tego, że na te wszystkie kolory mówi się tak samo. Przecież każdy z nich był choć ciupinkę inny.
— Kwaśny... Kochanie, co robisz? — miauknęła kocica, dosiadając się do syna.
Niewielkie uszka zakończone pędzelkami uniosły się czujnie ku górze. Czarny spojrzał na mamę z lekkim zaskoczeniem. Czasem nie rozumiał czemu ta pytała się go o takie proste rzeczy.
— Patrzę na mech — wyjaśnił kotce.
Słodki Język westchnęła, mrużąc swe dwukolorowe ślipia. Maluch lubił oczy mamy. Były niczym słońce i księżyc. Jedno wesoło radosne, a drugie niemrawo niebieskawe. Dopełniały się nawzajem.
— Może... może pobawiłbyś się z rodzeństwem? — zapytała, zerkając na bawiącą się z kimś Wronkę. — Zawsze możecie w trójkę popatrzeć na mech — dodała.
Kwaśny pokręcił łebkiem. Dobrze wiedział, że arlekinkę nie kręcą takie rzeczy.
— Wolę posiedzieć sam — miauknął cicho do mamy.
Kotka usiadła bliżej niego i przytuliła go do siebie mocno. Nagły kontakt dotykowy średnio mu się spodobał, ale mama zdawała się go potrzebować. Cicho burknął, gdy dostęp do tlenu uniemożliwiło mu gęste futro karmicielki.
— Jakby ktoś ci dokuczał to mów — mruknęła Słodki Język, tuląc swego syna.
Kocurek kiwnął lekko łbem. Nie wiedział na czym miało polegać to dokuczanie, ale był pewny, że to mu niegroźne. W końcu był grzecznym kociakiem, który przestrzegał zasad i był miły dla każdego.
Klan Gwiazd nie dopuściłby do jego życia żadnych niefajnych spraw.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz