Czarny kocur opuścił legowisku medyków z dziwną energią w sobie.
Skierował łapy w stronę stosu ze zwierzyną. Wziął stamtąd mech nasączony wodą. Trzymając roślinę, z której co chwila kapało parę kropel, ruszył z powrotem do legowiska medyków. Będąc parę kroków od wejścia, usłyszał głos liliowego, trochę ściszony, jakby mówił do siebie, a jednak dość wyraźny, by wojownik mógł usłyszeć.
- Jestem debilem. - Oznajmił wszech i wobec ten sam narcystyczny Szczawiowy Liść, jakiego Barwinek znał od kociaka.
Stanął na sekundę, by na pewno utwierdzić się w tym, co dotarło do jego uszu. Nawet jeśli nie wiedział, czemu liliowy zaczął siebie obrażać, nie oznaczało to, iż mógłby przepuścić taką genialną okazję do przytaknięcia mu!
- Jesteś - mruknął wesoło, uprzednio kładąc mech przy swoich łapach.
Szczawik podniósł jak poparzony głowę, a spanikowane spojrzenie spoczęło na starszym. Natychmiast jednak zmarszczył brwi, obrzucając go gniewnym wzrokiem pomarańczowych oczu.
- WYNOŚ SIĘ! - Wrzasnął zjeżony kocur, dziwiąc zarówno czarnego jak i medyka, który starał się nie mieszać w ich konflikty.
Barwinkowy Podmuch przez krótki moment patrzył na kocura, próbując zrozumieć, co tu właściwie zaszło. Uderzenie serca później czarny zmarszczył brwi, łapiąc szybko za przyniesiony mech i ciskając nim w Szczawika. Ten, zszokowany wodnym pociskiem zamknął się na chwilę. Gdy jednak dwa uderzenia serca później te same piękne oczy spojrzały na niego nieprzyjemnie, przebiegł po jego plecach niemiły dreszcz.
- Jeszcze pożałujesz! - Warknął młodszy.
Barwinek zacisnął zęby, wycofując się. Co mu jest? Dlaczego nagle zaczął się zachowywać tak ofensywnie!?
Czarny tego nie rozumiał, a z jakiegoś powodu pochmurniał.
- A chciałem być miły - szepnął do siebie, po czym odwracając się na pięcie, odszedł szybkim krokiem.
Maszerował przez terytorium klanu klifu cały najeżony. Dlaczego? Co znowu zrobił, że tamten wyładowuje swoją złość na nim? Przecież Barwinek jest do kochania!
Zacisnął powieki, stając w miejscu. Czy tamto przyjemne uczucie podczas ich rozmowy było wymyślone? Naprawdę z kocurem nie da się pogadać normalnie?
Wysunął pazury, zaraz znowu je chowając. To mu nie pasowało. Chciał, by liliowy nadal się z nim kłócił. To było fajne! Miał zajęcie oraz jego uwagę, do tego było to satysfakcjonujące.
Przysiadł, oddychając głośno. Otworzył oczy, patrząc w niebo. Zaczynało się ściemniać, powinien zapolować tak jak miał to w planach.
Ruszył ponownie, zaczynając węszyć. Sprawę z liliowym postanowił na tę chwilę zepchnąć na tył łowy. Przecież miał inne koty poza nim! Łabądka i Tańczącą, tak, oni mu wystarczą. Nie potrzebny mu kocur, który nie docenia jego starań.
Parę minut później ruszył w pogoń za wiewiórką, która akurat zeszła z drzewa. W pewnym momencie wybił się z tylnych łap skacząc na zwierzątko, by zatopić w nim swoje kły.
Podniósł zdobycz, zaczynając kopać dla niej dołek. Wrzucił ją, i poszedł spróbować zapolować ponownie.
Złapał do wiewiórki jeszcze większą mysz, po czym złapał obie za ogony i zaczął wracać. Było już ciemno, a chłodny wiatr zmierzwił jego futro. Poczuł malutką chęć przytulić kogoś, ogrzać się wzajemnje, a gdy uświadomił sobie, iż nie robił tego kilkanaście, jeśli nie dłużej księżyców, posmutniał bardzo.
Czy on naprawdę był taki odpychający? Żałosny? Nawet Łabędzi Plusk miał kogoś, z kim mógł się tulić, a Barwinek nie chciał się pchać pomiędzy nich ze swoimi samolubnymi potrzebami.
Westchnął z ofiarami w pysku. Futro wiewiórki trochę łaskotało go w nos. Wszedł do obozu, a powitała go cisza. Spokojna, ale też samotna, wszechogarniająca. Był ciekaw, czy znajdzie miejsce do spania w legowisku, bo znając ich, pewnie zabrali te jego parę długości myszy.
Poszedł do stosu ze zdobyczami, kładąc je na ziemi. Wpatrywał się w nie dłuższą chwilę, dopóki silny powiew chłodnego wiatru nie przywrócił go do świadomości.
Pomyślał o Szczawiku. Nie kojarzył, by coś jadł, a znając go będzie zbyt dumny by poprosić kogoś o przyniesienie mu myszy. Sam zapewne też nie ruszył tyłka, będąc pod obserwacją medyka.
Złapał więc puchaty ogon wiewiórki, a jego łapy same zaniosły go do legowiska, gdzie przebywał wspomniany pomarańczowooki.
W świetle księżyca dostrzegł jego cień, oraz śmieszne futerko na uszach młodszego. Powoli, bardzo cicho i ostrożnie zrobił parę kroków. Stając przy wojowniku złagodniał. Przecież miał prawo się na coś zdenerwować, tylko czemu wyładował to na czarnym? Wojownik nie chciał się na niego złościć. Po prostu... próbował o niego dbać. Tak jak o pozostałych swoich kumpli. Barwinek nie miał rodziny, o którą mógłby się troszczyć więc przelewał swoje uczucia na to wąskie grono przyjaciół. Szczawik był dla niego rywalem, ale...jakoś tak...
Nie myśląc o tym dłużej, położył przy nim piszczkę uważając, by nie narobić hałasu.
- Będziesz miał śniadanie - szepnął, po chwili wychodząc.
Poszedł do legowiska wojowników, odnajdując mały kąt, w który wcisnął swoje masywne ciało. Zapomniał o tym, że był głodny, odpływając do krainy snów.
Nazajutrz podniósł się z zupełnie nową energią. Czuł się zregenerowany i gotowy by komuś zrobić na złość! Wstał, przeciągnął się, ale gdy poszedł do legowiska medyków, nie zastał tam młodszego.
- Pozwoliłem mu już wrócić do obowiązków - powiedział do niego Sokole Skrzydło, na którego głos się wzdrygnął. - Martwisz się o niego? Jak słodko!
- N-nie słodko! - Burknął czarny, wycofując się.
Uciekł czym prędzej, w głowie notując, by uważać następnym razem na ciekawskiego medyka.
Rozejrzał się po obozie, nie dostrzegając nikogo znajomego. Łabędzi Plusk pewnie poszedł na patrol, Tańcząca może na polowanie, ale ten gnojek Szczawik gdzie się zmył?
Zmrużył oczy, prychając. Po co on się w ogóle martwi? Jak będzie głodny to wróci, a wtedy czarny będzie mógł mu skopać miękkie futro. Właśnie, skoro o głodzie mowa - pora na śniadanko!
Nieco później ponownie wpuścił na swój pyszczek zawadiacki uśmiech, wychodząc z obozu. Nie musiał maszerować długo, by dostrzec patrol, albo grupę łowiecką. W każdym razie był w niej poszukiwany przez niego kocur z problemami żołądkowymi. Znaczy już wyleczonymi.
Ruszył w ich kierunku, powoli się skradając. Dostrzegł też Lwią Grzywę oraz ucznia liliowego.
Zrobił parę bezgłośnych kroków, by, gdy był wystarczajaco blisko wyskoczyć z krzaków z bitewnym wręcz okrzykiem.
Dostrzegł minę przerażonego prawie na śmierć uczniaka, oraz udających, że ich to nie ruszyło wojowników.
- Ha! Mam was! - Miauknął wesoło, patrząc po nich.
Kiedy nie dostał porcji uwagi od swojego rywala, naburmuszył się. Szczawiowy Liść odwrócił łeb w drugą stronę. No jak to? Co to za odwracanie wzroku?? Tak nie można przecież!
- Przeraziłeś się na śmierć- zwrócił się do ucznia. - I czego cię ten gnojek nauczył, że tego się wystraszyłeś?
Próbował sprowokować młodszego, wciąż bez skutku. Machnął zdenerwowany ogonem. Tracił powoli cierpliwość, a nie miał jej dużo.
- Do ciebie i tych żartów chyba nigdy się nie przyzwyczaję - mruknął Lwia Grzywa, liżąc zjeżone nieco futro na boku.
- Dzięki~ mruknął zadowolony odrobinę czarny.
Ponieważ nie dostał tutaj dość atencji, postanowił poszukać innych kozłów do zabawy. A może rodzeństwo tego gnojka? Przecież z nimi jest największa zabawa!
- Ej Szczawik! - Zaczął, ale ten ponownie go zignorował. Barwinek zmrużył oczy. - Gdzie twoje rodzeństwo?
Kiedy przez dłuższy czas nie odpowiadał, zrobił to Kasztanowa Łapa.
- Pewnie są na treningu - oznajmił.
- Dzięki, ty jesteś wychowany i taki pomocny, nie to co on - rzucił, ogonem wskazując na liliowego. - Do tego uroczy!
Mógł przysiąc, że usłyszał od mentora ucznia warknięcie. Po chwili jednak odwrócił się i uciekł na przeszukiwanie terenów klanu klifu, by stroić innym żarty. Kiedy wpadnie na kolejny genialny pomysł, jak zdobyć atencję Szczawika, znajdzie go i zrealizuje. Jeszcze zobaczy czym kończy się ignorowanie Barwinka!
<Szczawiczku💙? Jak ty mogłeś go zignorować>
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz