Kiedy medyczki skończyły pracę, ruszył do wyjścia. Skoro było po problemie, to nie powinien tu dalej siedzieć.
- A ty gdzie? - usłyszał głos Bazylii, która przyciągnęła go z powrotem na miejsce. - Nie możesz sam chodzić po obozie.
- Mogę! - warknął w jej stronę, próbując ugryźć ją w łapę, ale kotka znając już charakter Czermienia, szybko uniknęła ataku.
- Twój tata powinien zaraz po ciebie przyjść. Wtedy wrócisz do żłobka - powiedziała uczennica.
- Nie chcę, aby po mnie przychodził! On jest okropny! Gada do mnie jak do małego kotka i tuli!
Bazylia zaśmiała się cicho, widząc oburzenie na pyszczku kociaka.
- Bo cię kocha. Powinieneś to docenić, a nie ciągle na niego fukać.
Prychnął na jej słowa. Docenić? O nie. To nie było do niego podobne! Gdyby tylko się do tego poniżył, Szkarłat miałby powód do śmiechu, a Błysk zaczęłaby jeszcze bardziej, naciskać na niego twierdząc, że da się go odmienić w kochanego, tulaśnego kociaka! O nie! Nie! To była oznaka słabości! A on nie zamierzał być słabiakiem, którego zjedzą jakieś inne zwierzęta!
Obrzucił kotkę nieprzychylnym spojrzeniem. Miał nadzieję, że zaraz pójdzie zająć się swoimi medykamentami i się wymknie, ale na jego nieszczęście, w klanie lisa były ich aż dwie, więc jedna mogła popilnować niesforne kocię.
Nie mając nic innego do roboty, a czując na karku pilny wzrok kotki, położył się czekając na tego starucha.
Bursztyn przyszedł tak jak zapowiadano. Obejrzał ranę syna, a następnie polizał go po głowie. Wykrzywił się z niesmakiem.
- Możemy już iść? - powiedział do ojca, wstając na łapy.
Miał już dość tego miejsca. Chciał być już na swoim terenie. Bursztyn raz jeszcze podziękował medyczką za ich trud pracy i zaprowadził swojego potomka do matki. Kiedy przekroczył próg żłobka dostrzegł, że Szkarłat też tu jest. Na jego widok zjeżył sierść. Szkoda, że nie mógł się wyprowadzić. Życie bez niego byłoby łatwiejsze. Usiadł na swoim posłaniu, ignorując wszystkich wokoło. Nie chciał z nimi rozmawiać, ani się zadawać. Marzył tylko o zapadnięciu w sen. Ziewnął, po czym zwinął się w kłębek, z daleka od rodziny. On jej nie potrzebował.
Obudził się wtulony w czyjąś sierść. Była taka miękka i ciepła. Zamruczał cicho, przez co nagle poderwał głowę do góry. To był on? Rozejrzał się zaspanym wzrokiem po otoczeniu i dostrzegł uśmiechnięty pysk Muszelki. To właśnie do niej się tulił! Odskoczył jak poparzony, plując i otrzepując sierść. Nie do wiary! Jak on się tam znalazł?! Musiał go ktoś tam przyciągnąć! Nie widział innego wyjścia! Rozejrzał się po żłobku i dostrzegł dziwny wzrok Błysk i Szkarłata, który rzucał mu kpiący uśmieszek. Zjeżył sierść. Nie wierzył w to! To był sen! Czując zalewające go upokorzenie, uciekł. Słyszał jeszcze za sobą wołanie matki, ale miał ją gdzieś. Musiał się ukryć. Już tam nigdy nie wróci.
<Szkarłat?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz