Wrzasnął z bólu, kiedy kiełki tej małej glizdy, wbiły się w jego łapę. Co? Co to miało znaczyć? Jak to małe coś, co nawet nie umiało chodzić, rzuca mu wyzwanie? Przejechał swoimi pazurami po jej boku. Miał gdzieś, czy później będzie miał przez to problemy. Musiał dać popalić tej kupie futra i udowodnić, że jest większy i silniejszy, a co za tym idzie, nie ma z nim żadnych szans! Oczekiwał na krzyk bólu, płacz i ucieczkę do mamusi, ale zamiast tego kocię wydało tylko śmiech. Śmiech! Śmiało się z tego, że walczył nieudolnie? Czy może dlatego, że wcale jej nie drasnął? Ale widział krew na swoich pazurach, czyli dosięgnął celu. Mała wskoczyła na niego, powalając, co nieco go oszołomiło. Jak śmie się na niego rzucać! Nagle poczuł ból, kiedy to małe, zaczęło ugniatać mu brzuch. Ała! Czuł jak mleko, podchodzi mu do gardła. Zepchnął kotkę ze swojego brzucha, nie siląc się nawet na delikatność. Ból nadal mu towarzyszył, wraz z mdłościami. Widząc jak mała zbiera się z ziemi, rzucił jej srogie spojrzenie. Zauważył lekką obawę w jej oczach, ale ona szybko zniknęła, a kocię ponownie się do niego zbliżyło, wtulając w jego brzuch.
- Jestes lównie milusi jak mamusia - wysepleniła.
- Nie jestem twoją mamą! - Łapą odrzucił ją z daleka od siebie.
Zasyczał groźne, ukazując swoje kły, aby tym zniechęcić malucha do jakiegokolwiek zbliżenia. Zamiast oczekiwanego efektu uzyskał coś odwrotnego. Czując nadal obolały brzuch, zachował czujność. Nie może pozwolić, aby znów go ta mała glizda tak potraktowała! Jednak to co się właściwie stało, wywróciło nieco jego światopogląd do góry nogami. Spodziewał się, że kocięta, takie małe, nie są w stanie nikomu zagrozić. W końcu były słabe. Ale ona była wyjątkiem. Nie płakała, choć zadał jej ból, nie uciekła, choć ją zniechęcał. Parła do niego jak ćma do światła. Pierwszy raz miał do czynienia z czymś takim. Zazwyczaj, każdy kto dostał od niego ból, trzymał się na dystans. Wyjątkiem byli rodzice. Wydał z siebie groźny pomruk, ale nadal bez efektu. Pozostało mu więc jedno. Nie mógł wywalić kociaka na dwór, bo Puch, która była tu obecna, wywaliłaby jego. Dlatego też, rzucił się na nią, gryząc w kark dość brutalnie, a następnie uniósł ją i niedelikatnie zaciągnął ją do matki.
- To twoja mama! - warknął.
Puch widząc w jakim stanie jest jej dziecko, nie była zbyt zadowolona.
- Co ty jej zrobiłeś?!
- Ja nic! Sama mnie zaatakowała! - rzucił na swoją obronę. W końcu była to prawda.
- Nie zbliżaj się do niej, jasne?!
- Z chęcią! Trzymaj ją ode mnie z dala! - fuknął i wystawiając język temu bachorowi, udał się na zewnątrz, aby w jakichś krzakach, zwrócić posiłek.
Kiedy oczyścił żołądek, poczuł ulgę. Wrócił do żłobka, a Muszelka, jak to matka, zaczęła wypytywać, gdzie znów się wymknął.
- Poszedłem siku - powiedział tylko, rozglądając się za tym kocim siłaczem.
Na szczęście była przy swojej mamie.
Chyba pierwszy raz w życiu, był zmęczony całą walką. W jego głowie krążyło mnóstwo myśli, które próbowały rozwiązać sprawę, z tym dziwnym kocięciem. Umiało walczyć. Nie krzyczało. Było silne. Ale... jak? Ledwo co chodziło! Rosło w nim zainteresowanie. Czyżby to przez geny? Westchnął czując nadchodzące zmęczenie. Nie umiał rozwiązać tej zagadki. Chciał, aby znów zaczął padać deszcz, który zmyłby z niego to całe napięcie. A burza nie nadchodziła. Robiło się tylko coraz bardziej gorąco.
<Gałąź?>
Mmmm rośnie nam brutalna parka <3
OdpowiedzUsuńAAAA czekam na dalszy rozwój wydarzeń 💙
Usuń