- Pokazałbym mu, gdzie jego miejsce. - miauknął kociak, garbiąc się, żeby lepiej utrzymać równowagę. - Nie chce tutaj siedzieć, chce powalczyć, złoić mu skórę!
A ten znowu swoje! O ile Barwinkowi ledwo udało się uniknąć lisowi, tak teraz musiał pilnować, by nie spaść, albo co gorsza, by Szczawik nie zleciał.
- Zamknij się. - Syknął. - Jak stąd spadniesz to prosto w jego paszczę, chcesz tego?
Kociak jednak nie wydawał się zmartwiony. Barwinek mógł powiedzieć, że dostrzegł w jego oczach tę niebezpieczną iskierkę.
Liliowy wręcz palił się do walki z rudzielcem, któremu ślinka zaczęła cieknąć. Obrzydliwe.
Sam wbił mocniej pazury w gałąź, błękitnymi ślepiami patrząc na kociaka.
- Zostaniemy tu, aż nie pójdzie sobie. - Zarządził, na co usłyszał syczenie i narzekanie.
- No chyba nie! Mówiłem ci, idę mu skopać dupę! - Piszczał zawzięcie.
- Jak odgryzie ci łapy to nie będziesz miał czym go skopać. - Burknął, pilnując, by mały się nie ześlizgnął, a parę razy już by to zrobił, bo zamiast skupić uwagę na wbijaniu pazurów, on se tańczy na gałęzi.
Jakby, czy Szczawik ma chociaż trochę rozsądku?? Po Berberys powinien mieć go sporo!
Wtem Barwinka olśniło.
- To część treningu. - Powiedział po chwili, przekonującym tonem.
- Że co?! - Pisnął mały, dając mu swoją uwagę.
- No pewnie. Sprawdzimy, czy dasz radę utrzymać się na tej gałęzi. - Mówił dalej. - Chyba, że odpuszczasz już na starcie. Wtedy rozczaruje cię, ale Lisia Gwiazda nie przyjmuje takich wojowników.
- Ja już jestem wojownikiem! Twój mały mózg tego nie ogarnia! - Syknął, wbijając w końcu mocno pazurki w pień.
Barwinek odetchnął. Był gotów przyjąć na siebie obelgi małego, byleby nie spadł. Przecież on w życiu by sobie nie wybaczył jego śmierci. Przypadkowej, bezsensownej i takiej głupiej. Uciekłby z klanu i został samotnikiem, poważnie.
Mijały długie uderzenia serca, podczas których Szczawik skupiał swoją uwagę na trzymaniu się gałęzi. Barwinek odetchnął trochę, patrząc w dół.
Sam nie był najlepszy w chodzeniu po drzewach, ale w tamtej chwili las obdarzył go magiczną umiejętnością wspinaczki.
W pewnej chwili dostrzegł, jak młody się zsuwa, więc szybko złapał go za kark i podciągnął, co oczywiście spotkało się z sykiem.
- Puszczaj! - Pisnął. - Umiem się utrzymać!
- Posłuchaj - zaczął, gdy posadził go na grubej części gałęzi. Lis zdawał się odpuszczać. - Jeśli coś ci się stanie, ja stracę skórę, a nie chce tego.
- Tobie już nic nie zaszkodzi - rzucił młodzik, a Barwinek miał ochotę wyrwać mu ogon.
- Nie chcę twojej śmierci, bo to oznacza moją śmierć. W najlepszym wypadku wygnanie, chociaż wiesz? Prędzej sam ucieknę. - Wymamrotał, nie licząc się z tym, co młody o nim pomyśli.
Chwilowo naprawdę nie zamierzał zaprzątać sobie tym głowy. Szczawik mógł gadać ile chciał, że był tchórzem, mięczakiem, nawet grubasa by przeżył, byleby młodemu nie spadł włos z głowy.
Spojrzał w dół. Lis odpuszczał, zbierał się do odejścia. Jeszcze trochę i będą mogli zejść, a później uciec jak najdalej.
Właśnie, przecież oni musieli jeszcze wrócić do obozu!
Na osty i ciernie! Jak on się pokaże Berberys? Gorzej będzie, jeśli Lisia Gwiazda nagle postanowi odwiedzić swoją zastępczynię. Wtedy Barwinek nie ma co liczyć na zachowanie głowy.
Zerknął spanikowany na Szczawika, który wyglądał, jakby intensywnie nad czymś myślał.
<Szczawiczku?💙>
Barwinek opiekunką ♥
OdpowiedzUsuńTylko ciiii
Usuń