Został wojownikiem! Wiedział, że to się stanie, gdyż w swojej wspaniałości, grzechem byłoby, gdyby jako pierwszy z rodzeństwa nie został mianowany. Teraz mógł przechadzać się po obozie, niosąc swoje nowe, szlachetne imię. Szczawiowy Liść. Brzmiało cudownie! Wzrosła mu tylko pewność siebie, której i tak miał niebezpiecznie dużo. Kocur często z dumą przechadzał się po obozie. Właśnie w ten sposób natrafił wzrokiem na swojego dawnego mentora. Było mu odrobinę głupio, że odkąd przestał być uczniem, nie zamienił z nim ani jednego słowa. Powinien był więcej czasu poświęcić dawnemu mentorowi, w końcu mieli bardzo dobrą relację i Szczawik uważał, że był jego najlepszym uczniem. Tyle razem przeżyli przygód, mimo różnych charakterów.
— Hej Łabędzi Plusku!
Podszedł do wojownika, uśmiechając się wesoło. Ten zwrócił ślepia w jego kierunku.
— O-o, h-hej
— Dotrzymam ci towarzystwa! — niemal od razu miauknął liliowy kocur, siadając zaraz obok pointa. Otoczył łapy ogonem. Był w naprawdę dobrym humorze, a swoją młodzieńczą energią, zamierzał zarazić dawnego mentora. Będzie to na pewno łatwe. Tak właśnie Szczawiowy Liść rozpoczął trajkotanie. Biedny Łabędzi Plusk musiał wysłuchiwać o pogodzie, zwierzynie oraz wychwalaniu swojego wyglądu, przez syna Żywicznej Mordki. Nawet mimo nowej rangi, Szczawik pozostał niezmieniony.
***
Kasztanowa Łapa wyskoczył, odbijając się od ziemi. Mysz nie spodziewała się ataku, więc zanim zdążyła pisnąć, zostało jej odebrane życie. Uczeń z zadowoleniem chwycił ją w pysk, wracając następnie do czekającego mentora. Szczawiowy Liść ziewnął ciężko. Nie lubił tak wczesnego wstawania. Teraz gdy miał ucznia, musiał się jednak przyzwyczaić do częstych pobudek przed szczytowaniem słońca. Od Kasztanka oczekiwał punktualności, zatem sam musiał się nią wykazywać. Ich współpraca była owocna i wojownik liczył na to, że kwestią czasu będzie mianowanie kocurka.
— Koniec na dzisiaj. Dobra robota. — miauknął wojownik.
Kasztanowa Łapa z entuzjazmem machnął ogonkiem. Jego ślepka zalśniły z dumy. Pewnie poleci pochwalić się rodzeństwu, że odnosi sukcesy. A niech ma. Wojownik nie będzie miał nic przeciwko. Szczawiowy Liść podniósł się z miejsca. Odkopał złapanego wróbla oraz inną mysz.
Pora Nagich Drzew zbliżała się niebezpiecznie szybko. Wojownik zdążył wyzdrowieć po zatruciu pokarmowym i teraz każdą chwilę spędzał na trenowaniu ucznia, patrolach oraz dodatkowych polowaniach. Musieli cieszyć się zwierzyną, puki była. Potem nastanie nie lubiany przez nikogo czas głodówki. Kocur na samą myśl cicho westchnął. Ogonem dał znać uczniowi. Z Kasztanową Łapą u swego boku, skierował się w stronę obozu.
Kilka liści spadło wraz z silniejszym wiatrem, chwilę poruszając się w powietrzu, nim upadły pod łapy kocurów. Wiatr przyjemnie pieścił ich pyszczki, natomiast grzejące słońce dodawało jesiennego ciepła. Jego uczeń z zachwytem rozglądał się wokół. Docierając już do obozu, odłożyli na stertę swoją martwą zwierzynę. Szczawiowy Liść zastanowił się krótko, jakie dać zadanie kocurkowi, ale ostatecznie kazał mu jedynie nakarmić królowe i dał mu wolne.
Przyczyniło się też do tego to, że dojrzał w tłumie pobratymców dawnego mentora. Wszyscy wojownicy spieszyli się wykonywać swoje obowiązki, natomiast on siedział w samotności przed legowiskiem wojowników. Zawsze widywał go samego. Słyszał, że przyjaźni się z Barwinkowym Podmuchem, więc czemu to nie z nim go widywał? Był aż taki samotny? Dane im było porozmawiać wczorajszej nocy na Zgromadzeniu, ale nie było to zbyt długie i Szczawiowy Liść wręcz z niechęcią uświadomił sobie, że poglądy jego mentora są zbyt słabe. Powinien się bardziej skupić na Łabędzim Plusku, może dzięki temu i kocur nabierze większego rozpędu. Był mu to winny za księżyce szkolenia. Na szczęście miał już plan, który wcześniej zrealizował. Tak naprawdę liczył, że to właśnie dawnego mentora odnajdzie wśród pozostałych znajomych pyszczków, tak jak się umówili. Na Zgromadzeniu cały czas krążył też na nim wzrok Aroniowego Podmuchu. Lisi bobek. Tak bardzo go nie lubił.
Teraz jednak byli sam na sam.
Szczawiowy Liść pewnym krokiem podszedł do pointa, który gdy tylko dojrzał nad sobą cień liliowego dawnego ucznia, od razu podskoczył z zaskoczeniem, unosząc na niego wzrok. Czy się go obawiał? Dlaczego? Każdy kocur powinien być napastliwy, prawda? Szczawiowy Liść musiał się odkochać od Barwinkowego Podmuchu. Kocur nie mógł dalej uwierzyć, że zakochał się w swoim największym rywalu i uważał, że jedynym sposobem jest znalezienie sobie nowego obiektu zainteresowania. Nie wiedział, że nie gra się na uczuciach. Łabędzi Plusk wydał mu się idealny, bo nie miał nikogo bliskiego, jak mu się wydawało i znali się już dość sporo. No cóż, Szczawik nie sądził, że aż tyle przyjdzie mu namieszać. Po prostu musiał działać i zdać się na los, który w jego przypadku zwykle okazywał się karuzelą wielu emocji.
— Siema, Łabędzi Plusku. Gotowy na zobaczenie tego super miejsca? — miauknął Szczawik, uśmiechając się szeroko, z determinacją w ślepiach. Starał się, więc urządzone miejsce na pewno się spodoba wojownikowi. Musiało! A co potem gdyby mu się spodobało? Tak daleko nie wybiegł.
— Ch-chyba t-tak. — niepewne miauknięcie wydobyło się z pyska Łabędziego Plusku.
Wojownik niepewnie wstał na równe łapy, podczas gdy Szczawiowy Liść w głowie powtarzał swój cały romantyczny plan. Uczucie do Łabędzia się pojawi z czasem, prawda? Bo chyba tak działały uczucia, że można było je wkładać w danego kota? Na myśl o Barwinku znowu zrobiło mu się ciepło, więc pokręcił głową i prędko wybiegł z obozu.
Nie myśl o nim. Już nie jest ważny! Teraz masz Łabędzia.. tak. Tak, skup się na nim. Nie myśl o... Myśli same kroczyły w różnych kierunkach. Westchnął, zatrzymując się przed jakimś drzewem. Usłyszał za sobą odgłosy kroków, jakby ktoś za nim biegł. Odwrócił się, dostrzegając zdyszanego pointa. Musiał za nim biec. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że mocno oddalili się od obozowiska. Rozejrzał się w upewnieniu, czy na pewno nie zgubił ścieżki, która prowadziła do niespodzianki. Machnął zadowolony ogonem, gdy ją dostrzegł.
— Mo-możesz zwo-zwolnić? — wydyszał jego dawny mentor.
— No nie mów, że się zmęczyłeś! Aż takiej słabej kondycji nie możesz mieć. Znaczy wiadomo, że masz swoje księżyce, ale... — urwał. Ups, raczej nie tak wyglądała urocza rozmowa. Ogonem przejechał po boku Łabędziego Plusku, chcąc wszystko naprawić i wyjść na prawdziwego dżentelmena. Łabąd odsunął się równie szybko speszony. — Znaczyyy, sorki, nie będę tak szybko szedł. To już blisko z resztą. Spodoba ci się, mówię ci! I będziemy mieć co wspominać! Na pewno nie pożałujesz!
Próbował przekonać wojownika czy siebie? Z resztą nie ważne. Szczawiowy Liść ruszył tym razem spokojniej, w stronę odległego, wielkiego drzewa. Miejsce znalazł podczas jednego z patroli z Kasztanową Łapą. Roiło się tam od wiewiórek, więc często wybierali się tam na polowanie, przynosząc do klanu obfite posiłki. Uśmiechnął się zadowolony, dumnie się prostując na samą myśl. Jutro pewnie też go tam zabierze.
Droga mijała im w ciszy. Niepokojącej ciszy. Syn Berberysowej Bryzy zmrużył oczy w zamyśleniu. Powinien ją jakoś przerwać. Należał do gadatliwych kotów, zatem to nie powinno być trudne.
— Kasztanowa Łapa czyni ogromne postępy w treningu. Jestem zadowolony z współpracy z nim. Może nawet Lisia Gwiazda wkrótce go mianuje. O, a może ty też wkrótce dostaniesz ucznia? Moglibyśmy wtedy razem wychodzić z nimi na treningi. Moje młodsze rodzeństwo lada chwila będzie w odpowiednim wieku. Poznałeś już Zimorodka, Meszka i Roskę? Urocze maluchy. Bardzo je kocham. Z resztą jak każdego członka naszej wielkiej rodziny. A co u ciebie, Łabędzi Plusku? Trzymasz się jakoś po Zgromadzeniu? No bo wiesz, ten durny Aroniowy Podmuch się na nas za bardzo lampił. I jeszcze ten szczyl! No masakra, ale w sumie Zgromadzenie było dość spokojne. I jeszcze ten śmieszny łysy szczur, znaczy lider Klanu Burzy. Widziałeś jak szybko biegł? Haha.
— Ta, widziałem. A po zgromadzeniu się trzymam. — odpowiedział dawny mentor.
Szczawikowi takowa odpowiedz wystarczyła zupełnie. Widocznie kocur nie był zbyt rozmowny. Chyba od zawsze tak było, ale zajęty szkoleniem, po prostu tego nie dostrzegał.
Kierował się pewnym krokiem przed siebie, z dumnie uniesionym do góry ogonem. Zachował jednak czujność, na wypadek nawet najmniejszego zagrożenia, które mogło się kryć w cieniu.
— Do-dokąd mnie pro-prowadzisz?
— Nie psuj sobie niespodzianki! — poruszył wąsami z rozbawieniem liliowy.
Przyspieszył już na prawie końcu ścieżki. Im szybciej tam dotrą, tym tylko lepiej! Musieli przecież zważać również na słońce, które niebezpiecznie sunęło w dół. Zachód słońca był piękny, ale Szczawik wolał, by noc tak szybko nie zapadała. Liliowy kocur z ulgą dojrzał wielkie, stare drzewo. Uśmiechnął się szeroko, odwracając pyszczek w stronę Łabędziego Plusku, który jeszcze niczego się nie spodziewał.
— To tutaj. Musimy tylko wejść na tą drugą gałąź. — zauważył niepewność w oczach pointa. Wywrócił ślepiami. — Ej, dotarliśmy tak daleko, że chyba teraz nie odmówisz sobie zobaczenia niespodzianki?
Szczawiowy Liść pewnie zaczął się wspinać na drzewo, pazurami łapiąc się kory mocno. Na szczęście umiał na drzewa się wspinać, chociaż nie miał aż takiego doświadczenia, ale i tak z sukcesem po kilku razach znalazł się na wspomnianej gałęzi. Przypomniał sobie jak jako kociak, próbował wspiął się na drzewo z bratem - Myszkiem. Ah, ile od tego wydarzenia minęło księżyców! Czas błądził nieubłaganie do przodu, kryjąc dalej w tajemnicy przyszłość liliowego, a on dalej czuł się wspaniały, piękny i młody. Im był starszy, tym więcej po prostu umiejętności zdobywał.
Wojownik chwilę balansował na gałęzi, nim złapał równowagę. Czekał cierpliwie aż Łabędzi Plusk do niego dołączy. Klanie Gwiazdy, żeby tylko niespodzianka mu się spodobała! Łabędziowi poszło trochę wolniej, ale gdy już dotarł i stał obok Szczawika, ten bez zastanowienia wrzucił go do dziupli. Sam również wszedł do środka, tylko już spokojniej. Dziupla była dość mała, zatem musiał się pochylić i zginać, żeby się w niej zmieścić. Na szczęście na dwójkę kotów było w sam raz. Specjalnie wcześniej umieścił tu trochę mchu, by było wygodniej oraz zadbał o posiłek w postaci złapanych wiewiórek. Bardzo romantycznie, prawda? Chyba, bo nie znał się na takich sprawach, a zwłaszcza, gdy nie czuł tego czegoś.
— Podoba ci się? — uśmiechnął się szeroko.
— Siema, Łabędzi Plusku. Gotowy na zobaczenie tego super miejsca? — miauknął Szczawik, uśmiechając się szeroko, z determinacją w ślepiach. Starał się, więc urządzone miejsce na pewno się spodoba wojownikowi. Musiało! A co potem gdyby mu się spodobało? Tak daleko nie wybiegł.
— Ch-chyba t-tak. — niepewne miauknięcie wydobyło się z pyska Łabędziego Plusku.
Wojownik niepewnie wstał na równe łapy, podczas gdy Szczawiowy Liść w głowie powtarzał swój cały romantyczny plan. Uczucie do Łabędzia się pojawi z czasem, prawda? Bo chyba tak działały uczucia, że można było je wkładać w danego kota? Na myśl o Barwinku znowu zrobiło mu się ciepło, więc pokręcił głową i prędko wybiegł z obozu.
Nie myśl o nim. Już nie jest ważny! Teraz masz Łabędzia.. tak. Tak, skup się na nim. Nie myśl o... Myśli same kroczyły w różnych kierunkach. Westchnął, zatrzymując się przed jakimś drzewem. Usłyszał za sobą odgłosy kroków, jakby ktoś za nim biegł. Odwrócił się, dostrzegając zdyszanego pointa. Musiał za nim biec. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że mocno oddalili się od obozowiska. Rozejrzał się w upewnieniu, czy na pewno nie zgubił ścieżki, która prowadziła do niespodzianki. Machnął zadowolony ogonem, gdy ją dostrzegł.
— Mo-możesz zwo-zwolnić? — wydyszał jego dawny mentor.
— No nie mów, że się zmęczyłeś! Aż takiej słabej kondycji nie możesz mieć. Znaczy wiadomo, że masz swoje księżyce, ale... — urwał. Ups, raczej nie tak wyglądała urocza rozmowa. Ogonem przejechał po boku Łabędziego Plusku, chcąc wszystko naprawić i wyjść na prawdziwego dżentelmena. Łabąd odsunął się równie szybko speszony. — Znaczyyy, sorki, nie będę tak szybko szedł. To już blisko z resztą. Spodoba ci się, mówię ci! I będziemy mieć co wspominać! Na pewno nie pożałujesz!
Próbował przekonać wojownika czy siebie? Z resztą nie ważne. Szczawiowy Liść ruszył tym razem spokojniej, w stronę odległego, wielkiego drzewa. Miejsce znalazł podczas jednego z patroli z Kasztanową Łapą. Roiło się tam od wiewiórek, więc często wybierali się tam na polowanie, przynosząc do klanu obfite posiłki. Uśmiechnął się zadowolony, dumnie się prostując na samą myśl. Jutro pewnie też go tam zabierze.
Droga mijała im w ciszy. Niepokojącej ciszy. Syn Berberysowej Bryzy zmrużył oczy w zamyśleniu. Powinien ją jakoś przerwać. Należał do gadatliwych kotów, zatem to nie powinno być trudne.
— Kasztanowa Łapa czyni ogromne postępy w treningu. Jestem zadowolony z współpracy z nim. Może nawet Lisia Gwiazda wkrótce go mianuje. O, a może ty też wkrótce dostaniesz ucznia? Moglibyśmy wtedy razem wychodzić z nimi na treningi. Moje młodsze rodzeństwo lada chwila będzie w odpowiednim wieku. Poznałeś już Zimorodka, Meszka i Roskę? Urocze maluchy. Bardzo je kocham. Z resztą jak każdego członka naszej wielkiej rodziny. A co u ciebie, Łabędzi Plusku? Trzymasz się jakoś po Zgromadzeniu? No bo wiesz, ten durny Aroniowy Podmuch się na nas za bardzo lampił. I jeszcze ten szczyl! No masakra, ale w sumie Zgromadzenie było dość spokojne. I jeszcze ten śmieszny łysy szczur, znaczy lider Klanu Burzy. Widziałeś jak szybko biegł? Haha.
— Ta, widziałem. A po zgromadzeniu się trzymam. — odpowiedział dawny mentor.
Szczawikowi takowa odpowiedz wystarczyła zupełnie. Widocznie kocur nie był zbyt rozmowny. Chyba od zawsze tak było, ale zajęty szkoleniem, po prostu tego nie dostrzegał.
Kierował się pewnym krokiem przed siebie, z dumnie uniesionym do góry ogonem. Zachował jednak czujność, na wypadek nawet najmniejszego zagrożenia, które mogło się kryć w cieniu.
— Do-dokąd mnie pro-prowadzisz?
— Nie psuj sobie niespodzianki! — poruszył wąsami z rozbawieniem liliowy.
Przyspieszył już na prawie końcu ścieżki. Im szybciej tam dotrą, tym tylko lepiej! Musieli przecież zważać również na słońce, które niebezpiecznie sunęło w dół. Zachód słońca był piękny, ale Szczawik wolał, by noc tak szybko nie zapadała. Liliowy kocur z ulgą dojrzał wielkie, stare drzewo. Uśmiechnął się szeroko, odwracając pyszczek w stronę Łabędziego Plusku, który jeszcze niczego się nie spodziewał.
— To tutaj. Musimy tylko wejść na tą drugą gałąź. — zauważył niepewność w oczach pointa. Wywrócił ślepiami. — Ej, dotarliśmy tak daleko, że chyba teraz nie odmówisz sobie zobaczenia niespodzianki?
Szczawiowy Liść pewnie zaczął się wspinać na drzewo, pazurami łapiąc się kory mocno. Na szczęście umiał na drzewa się wspinać, chociaż nie miał aż takiego doświadczenia, ale i tak z sukcesem po kilku razach znalazł się na wspomnianej gałęzi. Przypomniał sobie jak jako kociak, próbował wspiął się na drzewo z bratem - Myszkiem. Ah, ile od tego wydarzenia minęło księżyców! Czas błądził nieubłaganie do przodu, kryjąc dalej w tajemnicy przyszłość liliowego, a on dalej czuł się wspaniały, piękny i młody. Im był starszy, tym więcej po prostu umiejętności zdobywał.
Wojownik chwilę balansował na gałęzi, nim złapał równowagę. Czekał cierpliwie aż Łabędzi Plusk do niego dołączy. Klanie Gwiazdy, żeby tylko niespodzianka mu się spodobała! Łabędziowi poszło trochę wolniej, ale gdy już dotarł i stał obok Szczawika, ten bez zastanowienia wrzucił go do dziupli. Sam również wszedł do środka, tylko już spokojniej. Dziupla była dość mała, zatem musiał się pochylić i zginać, żeby się w niej zmieścić. Na szczęście na dwójkę kotów było w sam raz. Specjalnie wcześniej umieścił tu trochę mchu, by było wygodniej oraz zadbał o posiłek w postaci złapanych wiewiórek. Bardzo romantycznie, prawda? Chyba, bo nie znał się na takich sprawach, a zwłaszcza, gdy nie czuł tego czegoś.
— Podoba ci się? — uśmiechnął się szeroko.
<Łabędziu? Wreszcie się doczekałeś :hehe_ćma:>
Przeżyłam to i czekam na kontynuację <3
OdpowiedzUsuń