dawno temu
Wybrał się wraz z Drżącą Łapą na naukę polowania, aby kremowy nauczył się najważniejszych czynności od razu. Rozdzielili się. Malec miał zapolować na kicającego nieopodal zająca, a biały postanowił znaleźć nieco większą zwierzynę. Niestety, bratanek Jeżowej Ścieżki był bliski ataku paniki i dreptał w kierunku nory.
- Nie! Dreszczu! Uważaj! - krzyknął, a kilka żerujących niedaleko ptaków wzleciało w powietrze. Rozpoczął bieg, widząc, jak jego własny uczeń wpada w dziurę z przeraźliwym miauknięciem. Jak Orlikowy Szept mógł do tego dopuścić?! Skarcił się w myślach. Nie powinien odstępować młodszego ani na krok. Był świadom nawracających napadów histerii i strachu i niebieskookiego, a biały tak to zignorował i pozwolił na rozdzielenie się!
- Pomocy! - usłyszał, gdy dobiegł do dziury. Serce wojownika biło szybko. Musiał coś wykombinować, aby nie wrócić sam do obozu.
- Drżąca Łapo! Staw temu czoło! Bądź odważny, bo masz w sobie odwagę! Tak jak mówił wujek Jeżyk! Wierzę w ciebie! - miauczał głośno Orlikowy Szept. Wiedział mniej więcej w jaki sposób wyciągnąć kremowego, ale niewiele mógł zrobić podczas ataku paniki ucznia.
- Nie.... Nie! To się zbliża! Pomóż mi! Orliku, błagam! - krzyczał młodszy, głośniej niż zwykle.
Krzyk ucznia przywrócił Orlikowemu Szeptowi wspomnienie dotyczące Ciernistej Łapy, która sama wołała o pomoc, a zmarła chwilę później. Zjeżyła mu się sierść. W uszach zadźwięczał mu dźwięk rozpaczliwego tonu głosu Drżącej Łapy oraz siostry Cętkowanego Kwiatu. Oba tak różne, lecz przez sytuację zagrożenia identyczne.
Nie, tym razem nie zostawi zagrożonego.
Wskoczył do nory pod wpływem impulsu. Przytulił kremowego i owinął ogon o jego nogi.
- Ciiii, spokojnie, Dreszczyku - szepnął biały do ucha młodszego. - Już nic ci nie grozi. Jestem tu - miauczał. Obudziła się w nim troska. Prawdziwa i dotychczas u niego niespotykana. Zdziwił się, jak bardzo chciał pomóc uczniowi.
- ZOSTAW MNIE! NIE ZABIJAJ MNIE! POKONAM CIĘ, JAK BOHATER KONWALIOWEGO SERCA! - krzyczał kremowy, wyrywając się i machając na ślepo łapami uzbrojonymi w wysunięte pazury. Wojownik przytrzymał go mocniej. Nie może w tej chwili opuszczać Dreszcza. Nie, kiedy on szalał i nie potrafił poradzić sobie sam ze sobą.
Siłował się z nim, dopóki ciało kremowego nie rozluźniło się i nie zaczął dyszeć.
- Nie.... Znowu... To moja wina, moja - miauczał zachrypniętym głosem.
- Malcu... Tu nikt nie zawinił. Prędzej ja, obiecałem wujkowi mieć cię na oku. - Orlikowy Szept polizał czoło Drżącej Łapy. - Nie mów nic. Wrócimy do obozu. To jedna z naszych nor, z których korzystamy, by się przemieszczać. Dojdziemy nią do klanu. Tam wujek się zajmie twoim gardełkiem - powiedział, starając się zachwować spokój, chociaż sam odczuwał niepokój.
- Nie bądź zły... Proszę. Nie mów nic wujkowi. On... Wierzy, że jest lepiej - powiedział uczeń, wstając na własne nogi.
- Nie jestem zły na ciebie - miauknął, dodając w myślach "prędzej na siebie". - Chodź za mną. Znam drogę.
Szli razem przez ciemne korytarze. Kilka razy kremowy zatrzymał się, bojąc się ciemności. Na szczęście atak paniki nie powrócił, tylko drobne halucynacje na chwilę zdołały nawiedzić umysł Drżącej Łapy. Zniknęły szybko, gdy Orlikowy Szept zagadał ucznia na temat zbliżającego się posiłku i odpoczynku po podróży.
Wyszli na zewnątrz kilka żabich skoków od obozu. Od razu po wejściu do niego biały udał się do Jeżowej Ścieżki i wytłumaczył czekoladowemu, że mały ma chrypę. Po dwóch godzinach wojownik poszedł do legowiska medyków, aby odwiedzić swojego ucznia. Usiadł przy nim.
- Jak się czujesz? - zapytał się od razu.
<Drżąca Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz