Tata bardzo krzyczał, co ani trochę nie podobało się młodej kotce. Oberwało się nie tylko wujkowi ale później też i jej samej. Lisia Gwiazda warczał jak to bardzo go rozczarowała i jak w wielki zawód go wpędziła. Mówił też coś, że jak tak dalej pójdzie to inni zrobią jej krzywdę, bo będzie beznadziejna. Ledwo co powstrzymała się od łez poprzez szybkie odwrócenie pyszczka w bok. Przecież nie zrobiła nic złego! Dlaczego tata tak bardzo nie lubił wujka? Dlaczego mu groził? Mimo tak młodego wieku Lisiczka dostrzegła, że jej rodzic wcale nie jest taki dobry, jak myślała. Szybko jednak uleciało jej to z głowy wraz ze zniknięciem ojca. Zwinęła się w kulkę, czekając aż mama wróci. Problem jednak był taki, że kolejne uderzenia serca mijały a czarno-białej jak nie było, tak nie ma. Zdenerwowana Lisiczka wymknęła się ze żłobka chcąc poszukać pomocy u wujka Barwinka.
Ostrożnie podeszła do śpiącego kocura, którego boki unosiły się i opadały w równym rytmie. Nadchodząca pora nagich drzew powoli dawała o sobie znać. Na zewnątrz z każdą chwilą robiło się co raz ciemniej, co tylko bardziej martwiło koteczkę. Gdzie była mamusia?
— W-wujku...? — szepnęła, szturchając go łapką w nos. Czarny kocu pokręcił nim prawie kichając, podziałało jednak i już chwilę później wyrwany ze snu wojownik wpatrywał się w nią z przerażeniem.
— Nie wolno ci tu być! — wycedził przerażony przez zęby. Koteczka pociągnęła noskiem, zaś z jej oczu uciekło kilka łez. Zdziwiony Barwinek przyciągnął ją do siebie, szeptem błagając by ta nie płakała.
— N-nie ma m-m-mam-my... — piszczała oddychając urywanie — P-pomos-ses sz-szuk-kać j-jej? — wyszeptała cała się trzęsąc. Wojownik westchnął ciężko po czym wstał na cztery łapy, wychodząc po cichu z legowiska wojowników.
— Zgoda, ale szybko — szepnął, kierując łapy w stronę wyjścia za obozu. Lisiczka podążyła za nim, próbując dogonić wojownika na tych swoich łapkach. Oddychała ciężko, wręcz chrapliwie, pociągając nosem. Niebo poszarzało, wydając przerażający dźwięk. Szylkretka odwróciła się, spoglądając na Czerńca, który wchodził właśnie do legowiska Sokolego Skrzydła. Przez chwilę myślała, że to mama, jednakże się myliła.
Oba koty wędrowały w okolicach obozu, Wujek Barwinek starał się pochwycić zapach Słodkiego Języka. W końcu jednak musieli wracać, deszcz, który lunął z nieba zmył wszelkie ślady i te fizyczne i te zapachowe, zaś na domiar złego Lisiczka zaczęła się trząść i kichać. Kocur złapał ją za skórę na karku i mimo protestów kociaka udał się do medyka.
— Ma kocięcy katar — miauknął Sokole Skrzydło, uważnie badając małą pacjentkę, która wczepiła się pazurami w łapę syna Koziej Nóżki, który rozglądał się dookoła nerwowo.
— Z-zostań w-wujku — poprosiła płaczliwie, gdy ten bąknął pod nosem, że musi się zwijać, bo Lis obedrze go ze skóry.
— Jeśli cię to pocieszy, Lisia Gwiazda poszedł w okolice miasta na patrol — Sokolik uśmiechnął się ciepło, szukając ziół potrzebnych do leczenia — Był u mnie dzisiaj Mech z bólem brzucha więc nie wiem czy wszystko mam, ale poszukam — dodał mamrocząc bardziej do siebie czy też swojej uczennicy, aniżeli do nich
< Barwinku? >
Wyleczeni: Omszona Łapa, Czerńcowy Mrok, Lisiczka
Barwinek niańka do usług~
OdpowiedzUsuń<3
Usuń