Złapał głębszy oddech i zwolnił. Znajdował się na pustej przestrzeni należącej do Klanu Burzy. Nie miał ochoty wracać do domu. Nie po tym co się stało. Rozejrzał się po otoczeniu i dostrzegł jedną z wielu króliczych nor. Pamiętając swoją niezbyt przyjemną przygodę, powoli skierował się w jej kierunku. Wydawała się pusta, ale wolał to sprawdzić. Powoli zszedł i rozejrzał się po wnętrzu. Było ciasne, a tunel niknął gdzieś dalej w ciemności. Nie. To był naprawdę głupi pomysł! A co jeśli znów najdą go jakieś omamy i spanikuję? Ale czy kogoś to by obeszło? Gdyby umarł zawalony ziemią? Mama miała o nim okropne zdanie twierdziła, że jest chodzącym nieszczęściem. Nie była z niego dumna jak tata. Wydawała się taka zimna i nieczuła. Czy wszystkie kotki są takie? Pomyślał o Konwaliowym Sercu. Ona była miła. Bardzo ją lubił. Wcale nie przypominała jego matki.
Westchnął i w końcu położył się w norze, jednak tak, aby głowę mieć na zewnątrz. Mógł wtedy obserwować jesienne niebo. Chmur było dzisiaj nieco więcej, sunęły dość szybko po nieboskłonie. Czy gdy się ściemni znajdzie na niebie nową gwiazdę? Znów poczuł, że jest do bani. Te pesymistyczne myśli, ciągle go nawiedzały. Jak miał być odważny, jeśli przez cały czas trząsł się ze strachu? Co niby miał zrobić? Nie potrafił być jak Wiewiór, czy mama. Był zbytnio nerwowy... strach... On towarzyszył mu odkąd pamięta. Nigdy go nie opuścił, pomimo prób wyzwolenia się spod jego działania. Teraz przybrał na sile. Robiło się ciemno, a on nadal ukrywał się w tej norze. A co jeśli zaraz jakiś królik dziabnie go w tyłek? Jak na razie nikt nie zgłosił pretensji, że tamował wyjście. Może rzeczywiście nora była opuszczona? Jednak obawy wzrosły. A jeśli tam mieszkał borsuk? Nie... Przecież nigdy nie słyszał, aby te stworzenia zamieszkiwały ich tereny. Jednak to nie zmieniało faktu, że robiło się coraz ciemniej, a on był sam. Powinien wrócić. Pewnie Ośle Ucho zaczął się martwić. Może go nawet szukają? Powoli dźwignął się na łapy i rozejrzał po otoczeniu. Panowała cisza. Potworna cisza. Przełknął ślinę i powoli ruszył z powrotem do obozu. Dobrze, że miał sprawny węch, bo pewnie by się zgubił i dopiero wtedy miałby problem.
Powoli wszedł do obozowiska, ze zdziwieniem stwierdzając, że w jego spokojnym domu, panuje nerwowa atmosfera. Widział jak Ośle Ucho chodził w tę i z powrotem, wypytując się Orlikowego Szeptu, czy widział Drżącą Łapę. Zrobiło mu się głupio. Zachował się jak dzieciak. Uciekł a teraz jego najbliżsi martwili się o niego. Znów wszystko zepsuł. Znów. Jednak miło było wiedzieć, że ktoś jeszcze się o niego troszczył. Powoli miauknął ciche "wróciłem", czym zwrócił uwagę dyskutujących wojowników.
- Całe szczęście! - Tata podbiegł i przytulił swojego syna tak, że ten został całkowicie przykryty przez jego sierść. - Wszystko w porządku?
- T-tak... Nic mi nie jest... - powiedział, próbując złapać oddech.
Ośle Ucho szybko przyjrzał się kremowemu, sprawdzając czy rzeczywiście jest cały i zdrowy.
- Czemu uciekłeś? - No i zaczęło się. Lawina pytań zalała niespodziewanie ucznia.
- No bo... - westchnął.
Co miał im powiedzieć? Że przez niego dziadek nie żyję? Pewnie usłyszeli to już od Jeżowej Ścieżki. Akurat wspomniany kocur powoli wyszedł z legowiska medyków, ze zwieszonym smutno łbem. Nie zwracając uwagi na ojca i mentora, podbiegł do kocura.
- Ja... Ja przepraszam. - miauknął do medyka. - Nie chciałem, aby to tak się skończyło.
<Jeżowa Ścieżko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz