- Ej, Bursztynek co ty tu robisz? Idziesz na schadzkę z ukochaną? - gdzieś z zarośli dobiegł go drwiący głos Pędraka.
Zjeżył sierść i spojrzał na niego wkurzonym wzrokiem. Miał go po dziurki w nosie! Na każdym kroku się z niego wyśmiewał, krytykując i dogryzając. To było jasne, że pewnego dnia się zemści. Akurat byli na terenie owocowego lasu, a nie w obozie. Czermień wymknął się, aby zaznać świętego spokoju. Najwidoczniej... Nie było mu to jednak dane...
- Czemu nie odpowiadasz? Jestem wojownikiem! Natychmiast się popraw, chłystku!
*Uwaga! Brutalna scena z krwią!*
To było jedno uderzenie serca. Rzucił się na starszego, wgryzając w jego łapę. Poczuł na języku metaliczny posmak krwi, który zachęcił go do kontynuowania ataku. Pędrak nie był bierny. Odpowiedział, jednak przez swą leniwą naturę, jego ruchy były dość flegmatyczne, dzięki czemu uniknął paru z nich, przewracając go na ziemię. Znów wczepił się zębami w łapę kocura, który wrzasnął z bólu. Czermień poczuł jak wojownik wbija swoje pazury w jego grzbiet. Syknął, ale go nie puścił. Nie teraz, gdy dorwał swoją ofiarę. Szarpnął głową, rozrywając skórę i mięśnie kocura. Z jego łapy zaczęła tryskać krew, mocząc ziemię i pysk oprawcy na czerwono.
- Puszczaj! - wrzasnął Pędrak, chcąc również ugryźć go w łapę.
Zamiast jego czarnej sierści, spotkał się z kopniakiem prosto w pysk. Czermień pociągnął z całych sił mięso, w które się wgryzł, a te oderwało się od ciała kocura. Wrzask jaki się poniósł w tamtej chwili był nie do opisania. Wojownik wpadł w drgawki, charcząc i patrząc na niego zszokowanym wzrokiem. Czarny obserwował to z uśmieszkiem. To była jego zemsta.
- Nie było trzeba fikać - zamruczał, obserwując jak kocur traci przytomność.
Czuł na głowie ciepłą ciecz. Jego łapy przybrały rdzawy odcień. Musiał przyznać, że nie spodziewał się, że krew potrafi tryskać z taką siłą, na tak wiele mysich skoków.
*Koniec brutalnej sceny*
Wpatrywał się w swoje dzieło, a na jego pysk wypłynął szalony uśmieszek. To było takie piękne. Czuł, że gniew, te wszystkie emocje, które ciążyły mu przez wiele dni, odeszły. Kiedyś również tak się czuł, tak spokojnie. Gdy zabił Koszatka. Czyli... Wychodziło na to, że sprawianie bólu przynosi mu przyjemność? Tak... Chyba tak.
Usłyszał jakiś szmer i dostrzegł Szyszkę w asyście kilkoro wojowników. Była tam nawet Golec! Wszyscy wpatrywali się to na Pędraka, to na niego. Widział ich szok na pyskach, jak pojawia się niezrozumienie i strach. Tak. To ostatnie mu się podobało.
- Pilnujcie go! - liderka rzuciła polecenie, a wojownicy od razu otoczyli przeszczęśliwego Czermienia.
Nie był przecież groźny... To była tylko zabawa. Drobne porachunki. Widząc jednak te wszystkie emocje w ich oczach, aż się zaśmiał. Nie spodobało to się Sokołowi, który warcząc kazał mu się położyć, bo inaczej sam mu łapy powyrywa. Uczynił to niezbyt świadomie, czując jak straż siada mu na grzbiecie. Szyszka widząc, że mają czarnego pod kontrolą, od razu podeszła do nieprzytomnego Pędraka, którego pierś unosiła się i opadała coraz wolniej. Kazała posłać po Wschód. Obserwował czarną, na tyle ile pozwalały ciała, pilnujących go strażników. W jego oczach znów błysnął ten głód. Wyobraził sobie Szyszkę, leżącą we własnej krwi... Po jego grzbiecie przebiegł przyjemny dreszcz. Mógłby to zrobić, jednak... To było zbyt samobójcze. Pewnie zostałby zabity. Powoli powracał do niego zdrowy rozsądek, a euforia jaka towarzyszyła mu podczas zadawania cierpienia, odeszła na drugi plan. Szyszka skierowała łapy w jego kierunku zła, rozczarowana? Trudno było stwierdzić.
- Co tu się stało? - zażądała wyjaśnień.
- Sprawiedliwość. - wycharczał. - To się nazywa sprawiedliwość.
<Szyszko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz