Ta mała przylepa nie dość, że wylazła ze żłobka to jeszcze za nim polazła! Gorzej być nie mogło! Lisiczka zmierzyła go spojrzeniem złotych oczu, po czym jej pyszczek rozjaśnił szeroki uśmiech. Czarny nie chciał wiedzieć, co ta mała knuje.
- W-wujekkk! - Miauknęła niewyraźnie, po chwili powtarzając wesoło. - WUJEK! WUJEK! WUJEK!
Co? Jaki wujek?? Dlaczego ona go tak nazwała? Przecież oni nie byli spokrewnieni! Barwinek prędzej dałby odgryźć sobie ogon, niżby wszedł do rodziny tej lisiej kupy futra, która tu lideruje! Spojrzał na młodą jeszcze raz, a ona po prostu przytuliła się do jego łap. Mocno i z wielgachnym uśmiechem. Rozczuliła tym wojownika, była taka urocza! Nie, nie Barwinek, musisz myśleć o tym, co by się stało, gdyby ktoś was zobaczy-
Jego rozmyślanie przerwa gardłowy, mrożący krew w żyłach warkot. Czarny doskonale wiedział do kogo należy, a jego jeżąca się na karku sierść tylko to potwierdzała. Brązowe ślepia patrzyły na nich, a odsłonięte kły lidera nie mówiły o niczym dobrym. Uciekać czy nie? Ale co z tą małą!? Ona nadal go tu więziła swoim kocięcym uściskiem! Jak mógłby ją odrzucić i to na oczach jej ojca? Przecież by mu głowę urwał za strząchnięcie z siebie jego dzieciaka!
- TATA! - Miauknęła rozanielona młoda, tylko odrobinkę się odsuwając od łap kłapouchego wojownika. - A fjes se mam wujka? — zapytała, uśmiechając się słodko. Przyglądała się Lisiej Gwieździe rozpromieniona, podczas gdy Barwinek tracił ze stresu włosy.
Oczywiście nie pokazał swojej słabości! Zmarszczył brwi, gdy wściekły lider na niego spojrzał, starał się trzymać wyprostowaną postawę, byleby nie uciec na jego oczach gdzieś hen hen daleko. Czuł, jak wzrok Lisiej Gwiazdy wbija w niego setki kolców, a pewnie w wyobraźni starszego czarny już jest rozrywany na kawałeczki. Ta myśl sprawiła, że zatrząsł się, odwracając wzrok od rudzielca. Lisiczka z kolei nie wydawała się wyczuwać zagrożenia, jakie mogło spotkać jej "wujka", gdyby tylko się odwróciła.
- TY! - Warknął ostro lider w stronę Barwinka. - Masz szczęście, że ona tu jest! Bo już bym cię rozszarpał. - dodał ciszej, by tylko on usłyszał.
Każde jego słowo przepełnione było pogardą, jaką lider darzył Barwinkowy Podmuch. Czarny wiedział o tym, odkąd zaczął trening pod okiem Księżycowego Pyłu. Już wtedy został przekreślony przez rudzielca, a jego przedłużony trening tylko pogorszył sprawę. Do tego dochodzi łażenie po obozie z jego córką...no, urwaną głowę już ma gwarantowaną.
- Nie masz prawa ty lisie łajno, by przy niej chodzić, nawet oddychać! Jesteś wronią strawą! - Syczał groźnie lider, patrząc prosto w niebieskie oczy wojownika. - Nie dotykaj jej!
Złapał córkę za skórę na karku i wbrew jej protestom odczepił ją od łap Barwinka. Ten cofnął się o krok, nie mogąc znieść presji, jaka uderzyła w niego ze strony lidera. Patrzył, jak rudy szepcze coś do młodej, a ta posyła mu spojrzenie złotych oczu, tak łagodne i niewinne w porównaniu z jej ojcem... Ile Barwinek by dał, żeby Lisiczka nie poszła w jego ślady! Kolejna prześladowczyni nie jest mu potrzebna.
Po uderzeniu serca dostrzegł, jak Lisia Gwiazda odwraca się z szylkretką, z zamiarem odejścia.
- Pójdź przodem - polecił córce, a gdy ta zrobiła parę kroków dalej, on odwrócił się z prawdziwym mordem w oczach. - Jeszcze raz, ty wronia strawo, zobaczę cię przy niej, a nie zobaczysz więcej słońca, rozumiesz?!
Barwinkowy Podmuch, próbując zachować zimną krew, pokiwał jedynie głową. Jego ogon drgał nerwowo, gdy patrzył jak postarzały, jednak wciąż groźny lider odwraca się, by go zostawić. Gdy czarny został sam, usiadł, czując jak jego łapy drżą. To było przerażające! Okrutne! Już czuł jak jego krew leje się na trawę, od samych słów lidera! Ta jego spalona morda nie pomagała!
Barwinek od dawna wiedział, że nie jest mile widziany w klanie, dlatego lidera unikał jak ognia. Gwiezdni chyba go nienawidzą, skoro tak się nad nim pastwią! To, co powiedział Lisia Gwiazda miało też inne znaczenie, ilość pogardy i obrzydzenia jego osobą, które wręcz wylewało się ze starszego utwierdziło Barwinka w przekonaniu, iż jest nic nie wartym kłakiem. Ot, żyje na łasce okrutnego kocura, który w jednej sekundzie może obrócić ku niemu cały klan. Oddychał szybko i nerwowo. Jest beznadziejny, a beznadziejnych rzeczy się pozbywa, prawda? Dlaczego więc wciąż żył? Pokręcił głową, na miękkich łapach wstał, by wyjść z obozu i uciec na resztę dnia z dala od bachorów Lisiej Gwiazdy. Wrócił dopiero nad ranem, gdy jego poduszeczki pękały z bólu. Upolował dwa ptaki, które rzucił na stos, samemu chwiejnym krokiem kładąc się na samym wyjściu z legowiska wojowników.
Kilka godzin później, obudziło go łaskotanie w nos. Otworzył oczy. Nigdy jeszcze nie był tak zaskoczony jak i przerażony na widok złotych oczu, należących do kociaka, od którego lokalizacji zależało całe jego życie.
<Lisiczka? Przyszłaś w odwiedzinki? ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz