— Potrójny Kroku? — rzuciła drżącym głosem w głąb legowiska uzdrowicieli Klanu Wilka.
— O co chodzi? — mruknął kocur, wyłaniając łeb zza skalnej ściany. Fasola zacisnęła zęby i próbując opanować drżenie łap, wzięła głęboki wdech. Uniosła wysoko łeb i spojrzała morskimi, przeszklonymi od łez strachu i buzujących w niej emocji ślepiami prosto w oczy Potrójnego Kroku.
— J-ja... jestem w ciąży.
Co. Co takiego? Czuł jak świat zaczyna wirować, a jego radosny nastrój pryska w jednej chwili. Jak to w ciąży? Żartowała? Z kim?! Właśnie... JAK MOGŁA! UFAŁ JEJ A ONA CO?! Pokręcił głową, szczerząc z nerwów kły.
- Ty... TY PUSZCZALSKA GNIDO! - rzucił w jej stronę wiązkę przekleństw. - OSTRZEGAŁEM CIĘ. MÓWIŁEM. UCZYŁEM. A TY... ZŁAMAŁAŚ KODEKS MEDYKA . KTO JEST OJCEM?! TO KOLCZASTA SKÓRA? JUŻ JA MU URWĘ JAJA!
-Nie! To nie on... To... Samotnik.
Spojrzał na nią jak na wariatkę. Samotnik?
- I POSZŁAŚ W KRZAKI Z PIERWSZYM LEPSZYM?! - zaraz zejdzie na zawał.
Złapał oddech. Nie... O nie... Niech nie liczy teraz na jego pomoc. Straciła już całe jego zaufanie. Była dla niego niczym przyjaciółka, z którą mógł znosić niedole medyka. A teraz? Teraz to przepadło. Tak jak było to z Strzyżykową Pręgą.
- WYNOŚ SIĘ - wrzasnął w jej stronę. - WYNOŚ I ANI WAŻ SIĘ TUTAJ WRACAĆ, BO NIE RĘCZĘ ZA SIEBIE! - Rzucił w jej stronę mchem.
Kotka uchyliła się i zrobiła te swoje smutne oczy w nadziei, że ten zrozumie i zaakceptuje jej wybór. O nie... Trzeba było nie iść ścieżką medyka. Mogła zostać wojowniczką i założyć rodzinę, jak jej matka. Ona była mądrzejsza. Czemu i córki nie nauczyła, że skoro marzą się jej gluty, to niech zrezygnuję! A co zrobiła? Zajmowała miejsce jakiemuś uzdolnionemu uczniowi, który chwaliłby słowo Klanu Gwiazdy!
- JESTEŚ SIEBIE WARTA! NIENAWIDZĘ CIĘ. IDŹ DO TEGO SWOJEGO SAMOTNIKA. ZAŁÓŻCIE SOBIE SZCZĘŚLIWĄ RODZINKĘ. GDYBYM JA BYŁ LIDEREM, WYGNAŁBYM CIĘ Z KLANU! - fuczał do niej coraz bardziej wściekle. - NIE JESTEŚ JUŻ MOJĄ FASOLKĄ. NIE JESTEŚ MOJĄ CIOTKĄ. NIE JESTEŚ JUŻ MEDYCZKĄ. WYNOŚ SIĘ! - po raz kolejny wygonił swoją asystentkę. Nie było mu z tego powodu przykro. Zadecydowała. Czemu jednak to tak bolało?
***
Minęło od tamtej pory dużo księżyców. Fasola urodziła, a jej bachory dręczyły go swoim paplaniem. Odciął się całkowicie od kotki. Nasłał na nią nawet swoją siostrzenicę. To jak Iglasta Gwiazda podszedł do problemu był... niesprawiedliwy. Pozwolił jej urodzić, choć chciał podać jej zioła na poronienie, a jej fagasa przyjął do klanu. Teraz jednak rządził Wróblowa Gwiazda. On... W ogóle wątpił, że coś z tym zrobi. Chyba, że Płonąca Waśń na niego pokrzyczy i się ugnie. Widok swojej byłej uczennicy bolał. Przez wiele księżyców cierpiał na depresję, mając dość całego świata. Teraz jednak się ogarnął i było nieco lepiej. Chociaż nadal, gdy widział gdzieś te znajome futerko, czuł rosnącą złość i ból. Teraz jednak miał nowego ucznia. Deszczowa Łapa był przeciwieństwem Fasoli. Prawie co chwilę ryczał, czym go mocno irytował. Ale przynajmniej zapomniał o tej niewiernej i jej potomkach, skupiając się na wychowaniu tego wypierdka.
- Dobra to zajmij się tą segregacją i nie obsmarkaj więcej roślin - fuknął i udał się na zewnątrz, aby pójść po coś do jedzenia.
Jednak nie zdołał tego zrobić, ponieważ pod progiem stała Fasolowa Łodyga z ziołami w pysku. Położyła je na progu, a ten się skrzywił.
- Wynoś się - syknął tylko, omijając ją i podchodząc do sterty ze zwierzyną.
<Fasola?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz