Tego ranka, nie działo się nic dziwnego. Kompletnie nic. Jak zawsze, wstał i szybko się wymył. Nic niesamowitego. Miał pójść na poranny patrol. Nie lubił wczesnej pobudki, ale cóż. Musiał to zrobić, bo raczej nie wypadało się sprzeciwiać. Tak serio, po co, przecież to nie jest żadna kara. Zwyczajne wyjście na obchód granic. Pomijając, że po Zgromadzeniu wciąż niezbyt się wyspał. Życie takie jednak było. Raz dobre, raz złe. Teraz nawet takie pomiędzy. Bo co jest lepsze od świeżej porannej bryzy? Tego zapachu rosy? No nie wiadomo. Nikt nigdy nie odkryje całego świata. A może... Bynajmniej on nie nadawał się do tego w ogóle. Bo taka z niego istota jak z królika kot. Uważał, że jego nudne istnienie jest tylko czymś przed końcem. Przed tym gdzie może pójdzie do zasranych gwiezdnych lub nie. Do Mrocznej Puszczy nie startował, ale zawsze może się coś zdarzyć. Ciągle nie, nie i nie. Tak to było u niego. Dziwne teorie oraz wywody nad życiem przerywały się podczas kontaktu z innymi, co zresztą dobrze mu wychodziło na zdrowie.
Wracając, kocur wstał jak tylko przez niebo przebiły się pierwsze promyki słońca. Lubił tak robić i chyba można by było to uznać za dosyć normalną rutynę. Wybiegł z legowiska wojowników, po drodze uważając by żadnego nie obudzić. Bo kto jak kto, on sam nie chciałby być obudzony o tak wczesnej porze. Swoje kroki skierował w stronę stosu zwierzyny. Taki to jego odruch, jednak tuż przy piszczkach stał Orzechowe Futro.
- Niestety na razie nie możemy zjeść. Ale podczas patrolu na pewno coś się znajdzie!- uśmiechnął się płowy zmierzając do wejścia obozu. Obok kroczyła Niebiański Kwiat oraz Szeleszczący Zagajnik. Jałowcowy Świt lekko przechylił głowę. No cóż, może być. I ta nie musi z nimi rozmawiać. Jakoś... Nie korciło go do dalszych rozmów.
Nawet nie zauważył kiedy wyruszyli. Kierowali się w stronę zachodniej granicy, a on w mig popędził za nimi. Po jakimś czasie oczywiście dotarli do pierwszego miejsca, gdzie zaczynali dawać oznaczenia zapachowe. A za nimi inne tereny. Dla niego nieznane, takie... Wyjątkowo dziwne. Wszędzie tam były drzewa, a w oddali drewniana budowla Dwunogów. Jak się tam żyło? Bez nieba na wyciągnięcie łapy? Bez tego wiatru potrząsającego trawę? No to było przegięcie. JAK? Ze zdenerwowaniem prychnął pogardliwie. Może się boją? Pewnie tak. Bo kto siedzi zaszyty w lesie? A nie wiedział. Przynajmniej widział tam już zwierzynę. Małego gołębia na gałęzi. Ale co narzekać, on też miał wszystko przed sobą. Jak na przykład tego królika przed nim. Królika... Królika!
Niewiele myśląc zaczął się skradać. Akurat w stronę tego głupiego zajęczaka. Oczywiście lekkomyślnego, myślącego, że go tam nie ma. Niestety głośniejszy oddech zdradził jego pozycję. Warknął cicho. Kurza twarz. Popędził za zwierzakiem. Biegł i biegł, pierś unosiła mu się do góry i z powrotem, łapał oddech szybko, lecz w równym tempie. Niech się uda, niech się uda...
Ostro zahamował przy granicy z drzewami. Kurczowo łapiąc się pazurami czegokolwiek (w tym przypadku trawy), wylądował z łoskotem twarzą na ziemi, a tyłkiem wysoko w trawie. Podskoczył energicznie szybko liżąc się po barku. Uciekł. Po prostu uciekł. Wkurzenie jednak dobiegło końca.
Tuż obok pojawili się inni członkowie patrolu. Najwyraźniej jakoś nie zdawali sobie sprawy z tego, co się stało. Obrócił głowę w stronę Niebiańskiego Kwiatu. Może porozmawiają... Tylko, że on nie umiał rozpoczynać dialogów.
<Niebiański Kwiecie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz